ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Waite, John ─ Downtown Journey of A Heart w serwisie ArtRock.pl

Waite, John — Downtown Journey of A Heart

 
wydawnictwo: Frontiers Records 2006
dystrybucja: Mystic
 
1. The Hard Way/ 2. In Dreams/ 3. Blue Venus/ 4. Missing You/ 5. Keys to Your Heart/ 6. Highway 61/ 7. Isn't It Time/ 8. St. Patrick's Day/ 9. New York City Girl/ 10. Headfirst/ 11. Downtown/ 12. When I See Your Smile/
 
Całkowity czas: 51:36
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
02.10.2006
(Recenzent)

Waite, John — Downtown Journey of A Heart

Sympatyczna i bezpretensjonalna płyta. Taka typowa, amerykańska. Ale fajna. Dawno temu John Waite dowodził grupą The Babys, która była dość popularna w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Potem działał solo, w połowie lat osiemdziesiątych miał wielki przebój – „Missing You”, później odniósł spory sukces z Bad English (przebój „When I See You Smile”). A potem już nie było o nim wiele słychać. – To on jeszcze żyje? – taka była moja pierwsza reakcja na "Downtown Journey...". Ano żyje i ma się nawet dobrze. Nie spodziewałem się po tej płycie dokładnie niczego. A raczej nastawiałem się na kilkudziesięciominutową dawkę sztampy i banału, trudną do przejścia na trzeźwo. No faktycznie, może artystyczny Olimp to nie jest i nawet pewnie nie miał zamiaru być. Ale normy gatunkowe trzyma z dużym zapasem.

Płytę otwiera motoryczny „The Hard Way” – z fajnym riffem, który wcale nie gryzie się z wyraźnie słyszalnym pudłem – jazda obowiązkowa na wszystkich płytach Springsteena, Petty’ego, „Couguara” Mellencampa, Boba Seegera, a nawet Jacksona Browne’a i Boba Dylana. Ale to tylko na początek, bo „Downtown...” w większej części jest płytą dość spokojną i nastrojową. Na wyróżnienie zasługuje bardzo staranna, perfekcyjna produkcja i bardzo starannie dopracowane aranżacje. Zawsze bardzo sobie ceniłem takich wykonawców jak Waite, za to, że potrafią łączyć dość różne muzyczne style i jakoś to do siebie pasuje – trochę country, rock’n’rolla, folku, bluesa, boogie („Keys to Your Heart”), popu, nawet swingu (fortepian w „New York City Girl”). Nie odnosi się jednak wrażenia jakiegoś nadmiernego eklektyzmu. Taka mieszanina na płytach wykonawców zza Oceanu jest rzeczą normalną i typową. Chociaż nie jestem pewien, że blues „Highway 61” i AOR-owy „Isn’t It Time” jeden po drugim to do siebie tak strasznie pasują. Nie ma jednak na tym krążku żadnego słabszego utworu, wszystkich słucha się przyjemnie, łatwo zapadają w pamięć. A kilka jest bardzo dobrych – „The Hard Way”, ballada „New York City Girl”, bardzo przebojowy „Isn’t It Time” ze świetnymi chórkami w refrenie i ładnym fortepianem, następna ballada „St.Patrick’s Day”, z dzwonami w tle i najlepszy na całej płycie – „Downtown”. Zrobiony według sprawdzonego patentu – zaczynamy delikatnie, a potem dokładamy instrumentów i podkręcamy tempo – zaczyna się od głosu wokalisty i dźwięków fortepianu, chwilę potem delikatnie włączają się smyczki i jeszcze świetne solo gitarowe w finale. Płyta nie składa się z samych utworów premierowych, raczej jest pół na pół – „Missing You” i „When I See You Smile” to nowe, dobre wersje dwóch wielkich przebojów Waite’a i Bad English, „Downtown” pochodzi z płyty „Temple Bar”, a „Keys to Your Heart” i „NYC Girl” z „Figure in A Landscape”, a „Highway 61” to cover utworu Boba Dylana „Highway 61 Revisated”.

Frontiers Records zdaje się być przystanią dla wielu wykonawców rockowych, podobnego typu, których czasy największej komercyjnej świetności minęły. Chociaż artystycznej – niekoniecznie. House of Lords i Survivor nagrały w tym roku udane płyty, a Journey w poprzednim. Tegoroczna płyta Toto – „Falling in Between” jest jedną z najlepszych (o ile nie najlepszą) w karierze zespołu. Waite w tym towarzystwie nie ma się zupełnie czego wstydzić.

Tak się zastanawiam, czy oprócz mnie w TYM towarzystwie ktoś jeszcze słucha takiej muzyki? Czy tylko ja?
 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.