ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Alters ─ MILD w serwisie ArtRock.pl

Alters — MILD

 
wydawnictwo: Lynx Music 2007
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Outro [2:28]
2. Psalm [6:51]
3. Farewell [2:34]
4. Paul's Etude [1:00]
5. Nasty Langour [5:07]
6. Michael's Etude [1:02]
7. Calm [4:25]
8. Luka's Etude [0:35]
9. Strange Services [5:25]
10. Robert's Etude [0:31]
11. Dream Bean Blues Bar [5:34]
12. Mnemonic Indiction Of Lucid Dream [13:29]
13. Intro [2:15]
 
Całkowity czas: 51.17
skład:
Michał Sołtan - gitara, fortepian, śpiew; Paweł Zalewski - instrumenty klawiszowe, viola da gamba, śpiew; Łukasz Smoliński - gitara basowa; Robert Pludra - perkusja
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,15

Łącznie 21, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
05.07.2007
(Recenzent)

Alters — MILD

Najpierw było Alter Ego. Poezja śpiewana. Pewnego dnia otrzymałem informację od Michała Wilczyńskiego, aktualnie managera zespołu - „Słyszałeś MILD? To chłopaki z dawnego Alter Ego”. Z Michałem znamy się baaaardzo długo, więc aby podkreślić ten „układ” z lekką wątpliwością zajrzałem do koperty. Michał dotąd doskonale promował zespół SBB – skąd taka nagła przemiana?.
To nie była przemiana. Metamorfoza zespołu przeszła wszelkie moje oczekiwania. Doskonale rozumiem, co myślał Michał pierwszy raz słuchając możliwości Alters. Zespół dokonał niesamowitego przemieszczenia stylu, zupełnie zrywając z etapem poezji śpiewanej w kierunku muzyki, jaką ja osobiście nazywam „Zimną fuzją” - eksperymentalnego jazz-rocka z najwyższej półki. Styl baaardzo szeroko omijany, po takie produkcje sięgają jedynie wytrawni koneserzy .... i muzycy. Nieprzypadkowo padła tu nazwa SBB. Ale można wymienić więcej – jak choćby kanadyjski Spaced Out, brytyjski King Crimson czy Yes, czy nasze rodzime Indukti. Ale po kolei. Krążek z koperty wędruje do odtwarzacza ....

Pierwszy odsłuch – powiało chłodem. Psychodeliczno-transowy rytm i doskonale znane klimaty zimnej fuzji prog-jazzowego klimatu. Drugi odsłuch – nie mam wątpliwości, kto będzie dzierżył pałeczkę jednego z lepszych albumów wydanych w 2007 roku. Krążek wydaje się być nagrany „od końca”. Outro na początku, Intro na końcu. Jakiś podprogowy przekaz? Warto przypomnieć, że takie eksperymenty muzyczne wcześniej były bardzo popularne, zespoły może nie do końca uznane komercyjnie, ale krytyka wychwalała pod niebiosa. W tym wypadku mamy podobnie. Utwory połączone są w jedną zgraną całość niczym opowieść koncepcyjna, przeplatana wątkami snu, stanu ducha i umysłu.

Outro zaczyna się mrocznie, industrialnym noise'owym klimatem. Soczyste pełne pianino i szum maszynerii (lynchowa Diuna by Toto/Eno? A może Metropolis?), przechodząc płynnie w bardzo sugestywny "Psalm".
Wątek główny w "Psalm" - intonowany na gitarę i wiolonczelę bardzo szybko wpada w ucho, po czym mamy bardzo ładnie zgraną harmonię w stylu Three Generations Trio (mniamuśny album!) - gitara mocno charakteryzowana na to genialne brzmienie Marka Raduli, którym zniewalał podczas koncertu w szczecińskim klubie Pinokio 15 lat temu. W takim też klimacie jest cały Psalm. Pod koniec utworu wchodzi psychodelicznie zapętlony wokal, nadając z różnych stron ze zmienną głośnością. Pod koniec po wejściu wokalnym „Nobody resurect some dust” - miło perkusja zmaga się z moogiem.
"Farewell" to także mocno ciekawa produkcja – zaczyna się od dzwonów rurowych, po to by wprowadzić nas w mocno krimsonowy klimat. Wokal – ten jest idealny. Brakowało mi go na Spaced Out, tutaj zespół dokonał bardzo dobrego stylistycznego powiązania, uzyskując coś na kształt krimsonowego Red.
Pomiędzy utwory wplecione są krótkie acz bardzo dobrze uchwycone etiudy każdego z muzyków. Te krótkie formy monoinstrumentalne bardzo dobrze podkreślają klimat albumu. Przy nazwie każdego utworu – w języku angielskim znajduje się dopisek „Etude”.
"Nasty Languor", "Calm" to ponowny powrót do korzeni progrocka, nie obejdzie się bez porównań o kopiowanie stylu KC czy Yes. Ale to chwilowe, wiolonczela potrafi bardzo dużo. Mamy tu analogiczną sytuację do Indukti – gdzie wprowadzenie skrzypiec totalnie zmieniło charakter muzyki, dodając drapieżności - ciekawych sytuacji nie do uzyskania elektronicznie.
"Strange Service" czy "Dream Bean Blues Bar" – to już eksperymenty, zimna fuzja jazzu, rocka oraz bluesa. To jest to co właśnie najbardziej mi odpowiada w tym albumie. Przed oczami tarantinowski „od zmierzchu do świtu” - lepszego opisu nie trzeba do tych kompozycji. Zwłaszcza z Dream.... który w połowie przechodzi wyciszenie i metamorfozę w zupełnie inny klimat – z powrotem do lat 70tych. Jakby ktoś wmixował jeden utwór w drugi i z powrotem. Wrażenie psychoakustyczne jest niesamowite – słuchasz – zmiana – cholera, co się dzieje – co za numer! Ale jazda – po chwili – kurde powrót do bluesa? Co oni wyczyniają!?. Ale jak to robią!
Najdłuższy na płycie tytułowy "Mnemonic Induction of Lucid Dream". Rozwinięcie nazwy albumu i ponad 13 minut naprawdę rasowej psychodelii. Jedyne miejsce, gdzie słychać cokolwiek w naszym języku. Po dość długim wstępie– ostra zabawa rytmem, brzmieniem, muzyką i efektami wokalno-instrumentalnymi. Jedna z najciekawszych polskich produkcji psychodelicznych.

„Stoimy w pustce, w samotni ... ”

- ten chaos otaczający słuchacza kompletnie rozstraja, blokuje całkowicie kontakt z otoczeniem, by po kilku chwilach wprowadzić nas w stan miłego kojącego bujania w rytm jazzrockowych klimatów. Na koniec elektronika zostaje podparta akustyczną gitarą i ostrym jednostajnym rytmem. Bardzo duże zmiany stylistyczne, a jednak wszystko idealnie splecione w jedną całość. Klimat troszkę przypomina odległe produkcje The Doors. Cały utwór spokojnie można by podzielić na cały album długogrający.

"Intro" czyli zakończenie - zaczyna się odtwarzanym od końca "Outro" – z jednym ale - melodia grana jest od końca, a maszyneria nie ...

"Hey miss, Wake up” krzyczy małe dziecko. Czas się obudzić.

Te ponad 50 minut muzyki to coś niesamowitego. To było genialne! Tak idealnego podejścia do muzyki, z dbałością o detale, tak sugestywną muzyczną opowieścią przyznaję - dawno nie słyszałem. To muzyka odgrywa tu najważniejszą rolę.

"MILD: Mnemonic Induction of Lucid Dream"- bo tak brzmi pełna nazwa albumu to temat zgrabnie podzielony na szereg kompozycji. Są pewnie elementy, do których można się przyczepić: zbytnia kalka w stosunku do choćby KC, ale przecież jest Indukti, niektóre przejścia brzmią sztucznie. Z tym, że to widać był efekt zamierzony. Akurat mi to nie przeszkadza – te sugestie znalazłem przeglądając zasoby internetu. Zapytacie – jaką ma minę człowiek, wpierw słuchający pierwowzoru (całkiem poprawnego ale zupełnie odmiennego) Alter Ego, a później sięgającego po Alters? Podobną, jak jury programu „Britains got Talent”, kiedy na scenie Paul Potts wbił w ziemię audytorium swoim wykonaniem opery Pucciniego. Poziom wykonania, kompozycji jest bardzo wysoki, to co dokonał Alters może się na nich odbić w przyszłości. Oby następny album był równie ciekawy – poprzeczkę na start ustawili bardzo wysoko. Ale co cieszy. W tym roku to już któraś z kolei pozycja wbijająca w ziemię. Warto – naprawdę warto zapoznać się z tym albumem, choćby po to, aby pokazać sceptykom że dobre tradycje rodzimych zespołów progrockowych wypłynęły poza przywarę „progopolo”, pojawił się zespół, który na starcie może być wskazywany jako godny następca SBB, który potrafił ( i tu piszę to bijąc się w pierś) nagrać lepszą produkcję – bardziej rozbudowaną od mojego ulubionego Spaced Out. Szokuje rozmach, pozytywnie nastawia jakość, wszystko przygotowane jest pod tego właśnie wymagającego słuchacza (64bitowy procesor dźwiękowy, wysokiej klasy laser i markowe bardzo dobre słuchawki pewnej firmy na „S” ), ale brzmi także dobrze na zestawie w aucie (płyta nie nadaje się do słuchania w czasie kierowania pojazdem!) . Z tym, że materiał także raczej pod wymagającego słuchacza. Lubisz KC czy Indukti i masz wymagania wobec muzyki – ta pozycja jest dla Ciebie.

Z czystym sumieniem choć tego nie robimy – jest to absolutnie wspaniały i porywający album. Do arcydzieła jednak wiele brakuje. Może następnym razem?

 

Recenzje zespołu

recenzja albumu Alters - MILD
Alters
MILD
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.