ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Satellite ─ Into The Night w serwisie ArtRock.pl

Satellite — Into The Night

 
wydawnictwo: Metal Mind Productions 2007
 
01. Into The Night
02. Dreams
03. Downtown Skyline
04. Lights
05. Don't Walk Away In Silence
06. Heaven Can Wait
07. Forgiven And Forgotten

Bonus tracks (available only on the digipak edition
: 08. Time Stands Still
09. Around The World
 
Całkowity czas: 63:42
skład:
Robert Amirian - vocals, bass; Sarhan Kubeisi - guitars; Krzysiek Palczewski - keyboards; Wojtek Szadkowski - drums; Jarek Michalski - bass
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,4
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Niezła płyta, można posłuchać.
,3
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,24
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,29
Arcydzieło.
,57

Łącznie 129, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
23.11.2007
(Recenzent)

Satellite — Into The Night

W około-collagowych klimatach znowu zapanowała noc…

ZASKOCZENIE

Wieści o nowej płycie Satellite były dla mnie nie lada zaskoczeniem. Nie spodziewałem się jej tak szybko(jeśli w ogóle), gdyż Szadkowski zdawał się być strasznie zaabsorbowany swoim rozbrykanym Peterem Panem. Okazało się jednak, że głowę byłego perkusisty Collage wciąż zaprząta (a raczej okrąża) Satelita. Robiło się coraz goręcej, w międzyczasie pojawiły się nieporozumienia związane z okładką (event?:-)), niewiadomą był też wokalista. W końcu chmury, za których zasłoną krył się trzeci album, zaczęły się rozwiewać i mieliśmy okazję zobaczyć zamglony obraz „Into The Night” na myspace, lub progarchives. Jednak takie „edity” niewiele mówią o płycie, mogą też przedstawić złą w dobrym świetle, więc starałem się nimi nie sugerować. Nadszedł czas na kolejne ujrzenie Satellite w pełni, na co czekał z pewnością nie jeden muzyczny wilkołak.

A zatem co kryje się za tą burtonowską, „żukosoczkową” okładką?

Po pierwsze… MELODIA I KLIMAT

Tego można było się spodziewać. Przecież w tym, od samego początku, tkwi główna zaleta Satellite. Co więcej jak już mają dobrą, chwytliwą melodię, to nie boją się ewentualnych oskarżeń o pójście w stronę czegoś bardziej komercyjnego (nigdy nie wiadomo do czego się przyczepi recenzent;) i śmiało prezentują swoje sekwencje dźwięków, nawet jeśli pasują do „mainstreamu”. Spójrzmy na sam początek. Przecież ten tytułowy kawałek, czy idąc dalej „Don’t Walk Away In Silence” miałyby zadatek na bycie niezłym, chwytliwym materiałem do radia, rzecz jasna po odpowiedniej edycji. Przejść obojętnie obok takiego utworu, jak „Into The Night”ciężko będzie nie tylko wielbicielom wszystkiego, co progresywne, ale i szerszej publiczności. Niezwykle przyjemny, bez żadnych dłużyzn. Ale nie tylko taki rodzaj melodyjności znajduje się na „Into The Night”. Tak jak na „A Street Between Sunrise And Sunset” czuć było te słoneczka i dwoistość, na „Evening Games” wieczorny klimat, tak i na „Into The Night” nie brak takiego koncepcyjnego klimatu, tym razem wycelowanego w noc. Zespół umiejętnie nie gubi go i gra bardzo zwiewnie. Nie zabrakło nocnego rozmarzenia, uśpienia, czy pejzażów „miasta świateł”. W „Downtown Skyline” i „Forgiven And Forgotten” poczułem nawet ukłon w stronę „Moonshine” - momentami wybrzmiewają mi w nich dźwięki z tego niezapomnianego albumu (a może to tylko moje uszne zwidy?). Na szczęście nie ma popadania w sentymenty i Wojtek nie omieszkał zaprezentować też czegoś zupełnie nowego. „Lights” to przypadek tak minimalistycznego Satellite, jakiego jeszcze nie mieliśmy okazji usłyszeć. Rozlewane przez krótkie 2 minuty, bardzo ciepłe dźwięki na cichym tle, jak meteoryty na tle rozgwieżdżonego nieba. Takie troszkę w stylu no-mana. Mała rzecz, a cieszy:-)

Po drugie… ROZMACH

Kolejny raz mamy w składzie trzech ex-kolaży. Takie przydomki zobowiązują i stwarzają zawsze bardzo wysokie wymagania, którym trzeba sprostać, by stado nie ryczało. I jak się spisują… Szadkowski łoi tak, jak już nas przyzwyczaił – z pazurem, połamanymi rytmami i umiarem… no może jednak czasami razi zbyt duża ilość perkusji, ale to tylko sporadycznie, w kilku miejscach. Jako kompozytor również spisał się na wysokim poziomie. Krzysiek Palczewski kolejny raz miał bardzo ważne zadanie. Przecież na jego grze zawsze opierała się cała formacja Satellite (nie wspominając już o Collage). „Into The Night” nie jest już tak nafaszerowane jego klawiszowymi pasażami, co nie znaczy, że ich nie ma, a klawiszowiec nie ma tu nic do roboty. Wręcz przeciwnie. Obecny jest prawie cały czas i gra jak zwykle - świetnie. Ale tego można było się spodziewać. Ostatnim „ex” jest oczywiście Robert Amirian. Dobrze słyszeć go wciąż w dobrej formie. Śpiewa nadal z wielką dawką emocji i wyczucia. Chyba odczułem nawet w jego głosie lekką poprawę, od czasu „Evening Games”. Zatem trzy do zera. A co z wioślarzami, którzy przecież nie przypłynęli z Collage? O basistach zawsze ciężko powiedzieć cokolwiek, bo ich gra znika wśród pozostałego instrumentarium. Jednak jeżeli wsłuchamy się w linię basu, to spostrzeżemy, że Jarek Michalski, świeża rybka w obozie Satellite, jest już całkiem zgrany nie tylko z Wojtkiem (grali już razem w Peter Pan), ale i z całym zespołem. Więcej niż kiedykolwiek możnaby podyskutować o Sarhanie. W moim odczuciu ma więcej roboty niż na poprzednich płytach. Jeszcze nie tak dawno w recenzji „Days” napisałem, że Satelicie przydałoby się więcej gitar. W końcu mogę z czystym sercem cofnąć te słowa. Nie brak tu nie tylko melodyjnego grania, ale i czegoś bardziej agresywnego (w domkniętym przedziale X€Satellite - nie spodziewajcie się łomotu na miarę Behemotha:). Takie granie lubię, zwłaszcza kiedy ilość jest wprost proporcjonalna do jakości.

Mając taki zespół, chcąc nie chcąc, ma się wielkie możliwości i potencjał. W przypadku „Into The Night” ta energia potencjalna bardziej, niż na dwóch poprzednich albumach, zamienia się na kinetyczną. Nie mam tu na myśli tylko większego zacięcia rockowego, ale także bogactwo aranżacyjne i rozmach. Pod tym względem góruje przede wszystkim najdłuższe „Dreams”. Dzieje się tu chyba wszystko, czego można było się spodziewać. Masa kombinacji, walenia w perkusję, kąsania gitar… Małe szanse, żeby kogoś te trzynaście minut znudziło. Najbardziej rockowe oblicze bez wątpienia przedstawia „Heaven Can Wait”. Czasem tylko stanie na czerwonym świetle, by dla odmiany pograć akustycznie i rozmarzyć się w refrenie. Strasznie podoba mi się ten dialog między gitarą a klawiszami w szóstej minucie. Nie można też nie wspomnieć o „Don’t Walk Away In Silence”. Na początku przypomina „Not Afraid” (ta gitara) z domieszką elektryki, by później pójść swoją własną drogą. Prawdę mówiąc zespół nie oszczędzał na żadnym utworze. Aranżacyjnie każdy jest bardzo bogaty i posiada coś swoistego. Całe szczęście, że to nie są takie „świąteczne” ozdóbki, by odwrócić uwagę od choinki i kompozycje nie są tylko wieszakami, ale coś sobą prezentują.

Na digipackowej edycji albumu znajdziemy jeszcze dwa utwory – „Around The World” i „Time Stands Still”. Ten pierwszy to kolejny dobry materiał na przebój. Jakby to śpiewała jakaś wytapetowana gwiazdeczka, nie opuszczałoby radia przez długi czas. To taki przykład „spiosenkowanego” Satellite w stylu kolażowego „Safe” i raczej tylko bonusowa ciekawostka, bardzo różniąca się od całego „Into The Night”. Drugi utwór jest godny większej uwagi - bardziej utrzymany w stylu całego albumu chociaż i tak inny. Warto dla niego zaopatrzyć się w tą limitowaną edycję.

Po trzecie… ZRÓŻNICOWANIE

Jeżeli chcesz się ponudzić, to omijaj „Into The Night” szerokim łukiem! Z tym poprzednie albumy Satelity mogły mieć problemy. „A Street…” i „Evening Games” trwały ponad 70 minut, a kompozycje ponad dziesięciominutowe to był standard. Tym razem słuchanie nie zajmuje aż tyle czasu, a dzieje się tutaj równie dużo i ciężko jest oderwać ucho. Z jednej strony multum akustycznych momentów – z drugiej nie brak też mocniejszych riffów. Spokojne momenty równoważą te wariackie i hałaśliwe. Krótkie szaleństwa perkusji i jej brak. Zawsze jest ryzyko, że to wszystko może nie brzmieć spójnie. Tym razem ta sztuka, choć momentami kompozycje balansują niebezpiecznie blisko granicy ryzyka utraty spójności, zaowocowała brakiem dłużyzn. Przyczyniły się do tego również krótsze kompozycje. Myślę, że to dobre posunięcie.

ZAĆMIENIE

Satellite swoim nowym albumem z pewnością zaćmi niejedno tegoroczne dzieło - nie tylko rodzime, ale i światowe. Z pewnością zaćmiło też „Evening Games”, od której jest znacznie lepsza, bardziej barwna i ciekawsza. Jak się ma do „A Street Between…” jeszcze nie jestem w stanie określić. Za wcześnie dla mnie, by oceniać, czy to najlepsza płyta w dorobku zespołu. Nie wykluczam jednak takiej możliwości. Nie jest za to za wcześnie, by powiedzieć, że „Into The Night” to stylistycznie taki lekki, nieśmiały kroczek i mrugnięcie w stronę „Moonshine”. Nie chodzi o to, że to próba zrobienia „Moonshine kontratakuje”. Nie ma jakiegoś większego podobieństwa i elementów wspólnych, nie ma żadnego cofania się, ale jest w tej muzyce to coś, co trafia w mój czuły punkt. Już teraz mogę powiedzieć, że to dla mnie jedna z najciekawszych propozycji tego roku. Zdecydowanie wspaniała i porywająca. Kolejny raz nie zawiodłem się ani trochę.

W około-collagowych klimatach znowu panuje noc… bez księżycowego blasku…

…ale błyszczy na swój sposób

Polecam!

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.