ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Coma ─ Hipertrofia w serwisie ArtRock.pl

Coma — Hipertrofia

 
wydawnictwo: Sony BMG 2008
 
CD 1: 1. Party [3:52]
2. Wola istnienia [5:47]
3. After party [0:36]
4. Lśnienie [4:34]
5. Diagnoza [1:35]
6. Transfuzja [3:40]
7. Przesilenie [1:04]
8. Nadmiar [3:09]
9. Nowe tereny migreny [1:15]
10. Trujące rośliny [5:49]
11. Ciągi i pociągi [1:53]
12. Osobowy [2:07]
13. Loty i odloty [1:41]
14. Emigracja [4:26]
15. Stosunek do służby wojskowej [0:34]
16. Zero osiem wojna [4:59]
17. Polish Ham [1:11]
18. Pożegnanie z mistrzami [3:56]
19. Chrum! [0:04]
20. Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców [5:06]
21. Koniec pewnego etapu [0:29]
CD 2: 1. Początek pewnego etapu [0:53]
2. Ekhart [10:40]
3. Na na na na [0:49]
4. Zamęt [3:16]
5. Zwalniamy [1:06]
6. Widokówka [6:51]
7. Przestrzeń nie-rzeczywista [1:02]
8. Parapet [3:31]
9. Popołudnia bezkarnie cytrynowe [5:40]
10. Ślimak [0:15]
11. Cisza i ogień [9:13]
12. Epilog ze starym prykiem [1:34]
13. Archipelagi [4:56]
14. Recykling [1:47]
 
Całkowity czas: 109:18
skład:
Piotr Rogucki – śpiew / Marcin Kobza – gitara, realizacja dodatków / Dominik Witczak – gitara, aranżacja smyczków, realizacja dodatków / Rafał Matuszak – bas, śpiew / Adam Marszałkowski – perkusja / Głosów użyczyli: Dagmara Mrowiec, Artur „Arti” Czarnecki, Darek Pietrzykowski, publiczność koncertu w Iławie, zespół Coma
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,68
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,33
Album słaby, nie broni się jako całość.
,22
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,12
Album jakich wiele, poprawny.
,13
Niezła płyta, można posłuchać.
,18
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,26
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,68
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,113
Arcydzieło.
,194

Łącznie 567, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 2 Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
25.11.2008
(Gość)

Coma — Hipertrofia

Skłamałbym, gdybym powiedział, że na nowy album łódzkiej Comy czekałem z niecierpliwością. Za to przed jego wydaniem czułem w kościach, że to będzie płyta wyjątkowa. I nie pomyliłem się.
 
Jeśli zapytalibyście mnie, którą z dwóch poprzednich płyt Comy bardziej cenię, miałbym nie lada problem: wyznaję zakłopotany, że mój brak podziwu dla obu tych dzieł jest równie wielki. Do konkluzji tej doszedłem po wielu próbach znalezienia w nich czegoś naprawdę wartościowego (może bym i znalazł, gdyby dało się wyłączyć wokalistę). Z trzecią jest o wiele łatwiej – już na początku wszystko jest jasne, że to płyta wybitnie żałosna. „Ktoś mnie obarczył jarzmem win/ zaszczepił pierworodny grzech/ długi czas odczuwałem tylko wstyd/ proszę by dobrze zrozumiano mnie - tak zaczyna się Hipertrofia. I Rogucki śpiewający do tekstów Nietzschego – opadły mi ręce. Już wiadomo – Coma wznosi się tu na absolutne wyżyny. Wyżyny pretensjonalności.
 
Coma postanowiła zrobić dwupłytowy koncept-album, którego spoiwem jest wola mocy – jedno z kluczowych pojęć filozofii F. Nietzschego. Teksty Nietzschego, szczególnie te późne, same w sobie są już do granic możliwości egzaltowane, a wyśpiewane deklamatorskim głosem Ruguckiego – zdwoiły jeszcze swoja teatralność, straciły wręcz powagę na rzecz pozy, brzmią groteskowo i śmiesznie, w porywach osiągając poziom dialogów z Mody na sukces. Gdybyż to jeszcze była tylko poza…ale nie, to wszystko jest śmiertelnie serio. Brak dystansu wokalisty do swoich wypocin oraz ta afektowana maniera rockowego proroka przydają tylko całej płycie komizmu (najbardziej rozbawił mnie refren jednego z utworów, w którym zostało wyśpiewane, przy sentymentalnie ckliwej melodii zdanie, cytuję: „to nieistotne z perspektywy absolutu”. Ratunku!!!). Największa krzywda, jaką można zrobić temu albumowi, to wziąć go na poważnie. Coma wystroiła się w pstrokate słownictwo, a wokalista jak ryba w wodzie czuje się w pseudofilozoficznych głębiach – nie dajcie się zwieść, królowa (polskiego rocka) jest zupełnie naga.
 
Lider tej najbardziej lansowanej spośród rodzimych kapel postanowił nie wystawiać nosa z hermetycznego kręgu swoich świętych znaków, zaprzepaszczonych sił, naginania wieczności, tropów wolności i całej reszty innych namaszczonych pojęć, w którym to kręgu zamykał się coraz szczelniej począwszy od pierwszego albumu. Recepta Roguckiego na tekst jest prosta: jak najwięcej egzaltowanych terminów przyprawić od czasu do czasu jakimś wyraźnie zaakcentowanych przekleństwem, w zbiorze których nie po raz pierwszy już pojawia się ulubiony motyw imć wokalisty: skurwiłem się (tu akurat bardzo wierze, że autor czyniąc to wyznanie był szczery). A wszystko to w chrystusowej pozie, wyrecytowane z melodramatycznym zacięciem proroka. Zostawcie tego „artrockowego” Tytanica – niech spokojnie zatonie w wykreowanej przez siebie pseudo-głębi.
 
Podobno jest tu jakaś ciągłość fabularna, (dla miłośników kiczowatego bełkotu polecam  Dzienniki Michała Dworzanina na stronie zespołu, przednia lektura), spójna opowieść o labiryntach ludzkiej duszy, zmaganiu się jednostki z nadmiarem mocy z ograniczeniami świata itp. Z tego wszystkiego kawałków namnożyło się aż 35, choć co najmniej połowa to nie-wiadomo-czemu-służyć-mające, bezsensowne przerywniki, kolaże dźwięków (wśród których można znaleźć choćby takie perełki jak kwik zarzynanej świni..), kilkusekundowe improwizacje na temat kompletnego braku pomysłów. Ciężko stwierdzić, o co Comie na tym albumie chodzi – chyba próbują być głębocy, niebanalni, powiedzieć coś ważnego. Niestety (a właściwie dlaczego niestety?), ambicje zdecydowanie przerosły możliwości: są niestrawnie pretensjonalni, wymuszenie teatralni, emfatycznie górnolotni, ceremonialnie nieprawdziwi. Jak w tytule – zdecydowany przerost. Hiper-porażka – mała korekta nazwy i osiągamy sedno.
 
Comę (sztucznie) wypromowano jako zbawców rodzimego rocka progresywnego. Co za ironia – jak na książkowy wręcz przykład artystycznego regresu. Na swoje nieszczęście muzycy z Roguckim na czele wzięli tę medialną kreację na poważnie i uwierzyli, że naprawdę maja coś ważnego do powiedzenia. Dzięki temu co jakiś czas dostajemy po uszach świętymi znakami albo hipertrofią. A propos śmiesznych tytułów: na nowej płycie Comy jest jeden, który bije na głowę (ustanowiony zresztą przez Comę) poprzedni rekord pretensjonalności, cytuję: Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców.  Wśród polonistów panika: aż strach pomyśleć co wymyślą przy okazji czwartej płyty.
 
Jestem pewien, że ta płyta spodoba wielu osobom, zdobędzie Fryderyka, licealistki licznie zjawią się na koncertach, Coma znów pojawi się w mediach jako niekwestionowana królowa polskiej sceny rockowej, portale i mass-gazetki zaczną się rozpływać nad skończonym arcydziełem,  na masowych spędach, typu Woodstock czy Juwenalia, wokalista zostanie 5 razy wywołany na bis i do głębi poruszy pijaną (niekoniecznie jedynie zachwytem) publiczność poetycznie wyrzyganą mieszaniną bełkotu z przekleństwami. To wszystko na nic. Nawet premier-cudotwórca nie zdołałby sprawić, by nowa płyta Comy nabrała wartości. I co z tego, że mógłbym napisać dobrze o kliku melodiach – z pewnością zrobią to inni. Ja zwracam uwagę na to, co w Comie najbardziej irytuje: nawet gdy melodia jest w porządku, zjawia się wokalista i robi swoje: pompuje, pompuje, i zgrabne piosenki przestają być piosenkami – niestety: próbuje się zrobić z nich na siłę rockowe Te Deum. Dość szybko kręci się w głowie od kolejnych bełkotliwych słowotoków wokalisty. Za to jak miło odpocząć przy zwykłych rockowych melodiach. I tekstach, bez pretensji do kazalnianych mądrości, bez sztucznie napompowanej atmosfery filozoficznego przesłania. Eh, po spotkaniu z Hipertrofią mam ochotę przeprosić się z Feelem. Tam przynajmniej wiedzą, że są zwykłymi wyrobnikami popkultury. Comie tej świadomości brak.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Natalie C with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.