ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Nice, The ─ Five Bridges w serwisie ArtRock.pl

Nice, The — Five Bridges

 
wydawnictwo: Chrysalis Records 1970
 
Side one "The Five Bridges Suite" (Emerson, Jackson) - 18:06
"Fantasia 1st Bridge"/ "2nd Bridge"/ "Chorale 3rd Bridge"/ "High Level Fugue 4th Bridge"/ "Finale 5th Bridge"
The five movements are:
Fantasia - orchestra with solo piano interludes by Keith Emerson/ Second Bridge - trio without orchestra/ Chorale - Lee Jackson's vocals with orchestra, alternating with piano trio interludes/ High Level Fugue - piano with accompanying cymbals/ Finale - a restating of the Second Bridge with additional jazz horn players

Side two
"Intermezzo 'Karelia Suite'" (Sibelius) – 9:01/ "Pathetique (Symphony No. 6, 3rd Movement)" (Tchaikovsky, Arr. Emerson, Joseph Eger) – 9:23/ "Country Pie/Brandenburg Concerto No. 6" (Bob Dylan, Johann Sebastian Bach) – 5:40/ "One Of Those People" (Emerson/Jackson) – 3:08
 
Całkowity czas: 45:20
skład:
Brian Davison - drums, percussion/ Keith Emerson - keyboards/ Lee Jackson - vocals, bass guitar

With:
Joe Harriott - Saxophone/ Peter King - Saxophone/ Chris Pyne - Trombone/ Alan Skidmore - Saxophone/ John Warren, Kenny Wheeler - Trumpet, Flugelhorn
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,3
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,5

Łącznie 18, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
06.03.2010
(Recenzent)

Nice, The — Five Bridges

Druga   Strzałka
- Zobaczymy coś teraz ustrzelił – popatrzył na kartkę – o, ładnie. Czyli Nice.
- Ładnie – potwierdziłem – Bardzo ważna płyta. Chyba pierwszy raz zespół rockowy i orkiestra zagrały ze sobą na żywo.
 - Chyba drugi. Purple z orkiestrą byli szybsi od trzy tygodnie – poprawił mnie szef
 - Możliwe. Ale „Five Bridges” jest znacznie bardziej interesujące.
Obecnie kolaboracje zespołów rockowych z orkiestrami nie są niczym specjalnie wyjątkowym, ale ponad czterdzieści lat temu to była absolutna nowość. Pierwsi za coś takiego wzięli się The Moody Blues. Tyle, że w przypadku „Days of Future Passed” zespół i orkiestra nawet się na oczy nie widzieli, a tego, żeby to wszystko miało ręce i nogi pilnował producent całości Tony Clarke. The Nice poszli dalej, bo chcieli zagrać i zagrali z orkiestrą na żywo. W takiej sytuacji występują inne problemy. Rzadko kiedy orkiestra  odpowiednio współbrzmi z zespołem. Zwykle robi za akompaniament, pełniąc funkcję instrumentów klawiszowych. Albo jedni i drudzy grają obok siebie. Najrzadziej wypada to tak, że tworzą jedną całość. Inna sprawa, że pod koniec lat sześćdziesiątych muzycy rockowi byli postrzegani jeszcze jako kudłate szarpidruty, dzikusy omalże, które ledwie z drzewa zeszły, a cały ten rock - jako sztuka jarmarczna i do tego bez większej przyszłości. Dlatego muzycy orkiestr z góry patrzyli na takich cudaków, co  nie pomagało we współpracy. Chociaż pośród tych obszarpańców była dość liczna grupa artystów, którzy odebrali staranne wykształcenie muzyczne. Jak choćby właśnie Keith Emerson. On ciągoty do muzyki klasycznej miał zawsze, już od samego początku kariery The Nice. Dlatego „Five Bridges” był to pomysł, żeby przygotować  suitę, która w zamyśle miała łączyć różne muzyczne style, oraz własne  wersje klasycznych utworów, zagrać to na żywo z orkiestrą i zobaczyć co z tego wyjdzie. Co prawda w tym przypadku  trudno mówić o przeróbkach, bo ingerencja w  pierwotną ich materię  była bardzo znacząca. Lepiej napisać, że nie tyle zostały  przerobione, co zmasakrowane. Zresztą on taki sport zawsze lubił. Jak „przerobił” „Amerykę” Bernsteina, to się w USA nie mogła ukazać.
 
Co z tego wyszło?
Spotkałem się z różnymi ocenami tego przedsięwzięcia – od niezbyt pochlebnych, po bardzo przychylne. Osobiście uważałem, że jest to płyta ambitna i wybitna. The Nice przecierało nowe ścieżki, pionierom to zawsze wiatr w oczy i nie dziwi, że nie wszystko wypadło tak jak powinno (?). Kiedyś pisałem, że Emerson zaliczył wszystkie mielizny z The Nice, a z ELP szedł już na pewniaka.  ELP jest bardziej wyrachowane, brakuje tej odrobiny szaleństwa, nie ma tego fermentu twórczego, który był wcześniej. Pewnie zabrzmi to jak herezja, ale wolę „Five Bridges” od „Obrazków z Wystawy”. Może ten album jest  trochę chaotyczny, hałaśliwy, trochę szczeniacko bezczelny, ale jest to pełne entuzjazmu, pasji.  Dobrym wykonawcom na koncertach zawsze wyrastają skrzydła. The Nice też. Wykonanie tytułowej suity jest znakomite (warto się przyjrzeć dokładnie poszczególnym częściom tego utworu – jak to jest starannie zaplanowane i zagrane), „Karelia” Sebeliusa również wypada doskonale. Nawet te niesamowite dźwięki, jakie Emerson wydobywa ze swoich syntezatorów mniej więcej w połowie utworu nie są w stanie jej zaszkodzić. Mieszanie Dylana z Bachem w "Country Pie/Brandenburg Concerto No. 6" – ani z jednego, ani z drugiego wiele nie zostało. „One of Those People” to jedyny utwór, który nagrano w studiu, bez udziału publiczności – i to jest najsłabszy moment na „Five Bridges”.
 
Bardzo ważna płyta w historii prog-rocka, chociaż trochę zapomniana. Niesłusznie. Moim zdaniem jazda obowiązkowa dla każdego szanującego się fana rocka progresywnego.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.