ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Sisters of Mercy ─ Floodland w serwisie ArtRock.pl

Sisters of Mercy — Floodland

 
wydawnictwo: Mercyful Release 1987
 
All songs written and composed by Andrew Eldritch
1. "Dominion/Mother Russia" 7:00
2. "Flood I" 6:22
3. "Lucretia My Reflection" 4:57
4. "1959" 4:09
5. "This Corrosion" 10:55
6. "Flood II" 6:47
7. "Driven Like the Snow" 6:27
8. "Neverland (a fragment)" 2:46
bonus tracks 1987 releas:
9. Torch
10. Colours
 
Całkowity czas: 49:16
skład:
Andrew Eldritch, Patricia Morrison, Dr. Avalanche
Produced by: Andrew Eldritch, Larry Alexander, Jim Steinman
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,15
Arcydzieło.
,17

Łącznie 39, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
31.12.2012
(Recenzent)

Sisters of Mercy — Floodland

 

Ćwiara minęła™ AD 1987!

 Ćwiara bez “Floodland” jest jak … Ćwiara bez “Floodland”. Zdaje się, że kilka recenzji temu już zastosowałem podobne porównanie. No ale jest to jedna z takich płyt, których w kontekście lat osiemdziesiątych nie sposób ominąć, a przynajmniej nie w Polsce.

 Co to znaczy „kultowy”? W zasadzie chyba nie ma dobrej definicji tego określenia. Chyba najbardziej będzie pasowało – coś ekstremalnie popularnego, wśród stosunkowo dużej (ale nie za dużej, ani też nie za małej) grupy fanów. W takim przypadku termin „kultowy” pasuje do „Floodland” jak ulał. Jeżeli mówimy o fenomenie popularności „Floodland” w Polsce, to nie można nie wspomnieć o Tomaszu Beksińskim – jedno z drugim łączy się jak wódka z zakąską. Nie będzie dużo przesady w stwierdzeniu,  że to głównie on odpowiadał za swego rodzaju floodlandmanię jaka zapanowała w Polsce pod koniec lat osiemdziesiątych i głównie on jest odpowiedzialny za to, że Sisters of Mercy stało się u nas zespołem niezwykle popularnym.

 Trzeba przyznać, że sporo osób dostało lekkiego (albo i nawet cięższego) pierdolca na punkcie tego krążka. Rozumiem tą fascynację, ale  nie podzielam w pełni. „Floodland”  nigdy nie było dla mnie obiektem kultu, chociaż zawsze mi się bardzo podobał. Nie uważałem, że jest to zjawisko o charakterze nadprzyrodzonym – a znam kilka osób, które wypowiadały się na ten temat w taki sposób, jakby było. Spoko Apacza, to jednak tylko płyta, a nie zaginiona piąta ewangelia w wersji muzycznej.

 A zaczęło się od tego, że nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki późną jesienią 1987 roku w telewizji pokazał się clip do „This Corrosion”. Przecierałem oczy ze zdumienia, potem przetarłem okulary, a na koniec ekran telewizora, ale napis Sisters of Mercy nie znikał. O rany! Nowy numer Sióstr! To oni jednak żyją! Potem okazało się, że nie do końca wszyscy oni, bo ze starego składu pozostał tylko wielebny Andrew, który dobrał sobie urodziwą basistkę – Patrycję Morrison i właściwie nowe Sisters of Mercy to był duet. Przepraszam! Trio – był jeszcze perkusista, Dr.Avalanche. Ale jego aktywność życiowa ograniczała się tylko do bębnienia. A ten deszczowy, ponury teledysk był promykiem nadziei, że jednak będzie coś więcej. I było!

 Tak w ogóle to Sisters of Marcy miało już nie być. Rozpadło się przecież po pierwszej płycie. Hussey, Adams i Brown założyli The Mission, a Eldritch – The Sisterhood. Jednak o ile The Mission zaistniało na rynku, tak The Sisterhood przepadło, a zniechęcone RCA wywaliło Eldritcha na zbity twarz. Przypomniał sobie wtedy, że kiedyś kierował pewną kapelą i nawet ma prawa do jej nazwy.  I tak jak przy okazji pierwszego albumu zespołem ponownie zaopiekowało się Warner Bros. Ale Eldritch nie przyszedł z pustymi rękami. Miał  „This Corrosion”, które powstało już wcześniej, bo miał być to kolejny singiel The Sisterhood, jednak rozwiązanie umowy z poprzednią wytwórnią pokrzyżowało te plany wydawnicze. Kierownictwo Warnera ciepło przyjęło Eldritcha i zaproponowało mu budżet w wysokości 50 tysięcy funtów, jak się okazało nie na całą płytę, tylko na jedną piosenkę! Poza tym współproducentem został Jim Steinman, ten od Nietoperza Rodem z Piekła. Inwestycja opłaciła się wszystkim, bo piosenka stała się dużym przebojem na całym świecie. Steinman współ produkował jeszcze jeden utwór z „Floodland” – „Dominion/Mother Russia” – to słychać, bo oba mają rozmach charakterystyczny dla jego produkcji (wagnerowski – jak to nawet mówi o nich sam Eldritch). Resztę płyty robiono już w Londynie pod okiem innego producenta – Larry’ego Alexandra i rzeczywiście słychać różnicę. Reszta utworów, może z wyjątkiem „Lucretia My Reflection” nie jest taka barokowa i przypomina te z „Gift”. Zresztą w ogóle cała płyta bardziej przypomina jedyny album The Sisterhood, niż debiut Sisters of Mercy. Co też nie powinno dziwić, bo za muzykę na „First And Last And Always” odpowiadali głównie Hussey i Marx, a Wielebny napisał tylko teksty.

 Dzięki temu, że różni ludzie macali palce przy produkcji i robione było to w różnych studiach powstał album fajnie urozmaicony muzycznie, chociaż na szczęście stylistycznie nie rozłazi się to po kątach. Słabsze numery – nie stwierdza się. Mało jest płyt, gdzie każdy dźwięk ma swoje uzasadnienie, a każdy utwór jest idealnie dopasowanym kawałkiem układanki, nawet kameralny „1959”. Ponoć ten utwór powstał na prośbę pewnej Isabel, która napisała do Wielebnego list, że chciałaby usłyszeć właśnie taką kompozycję Sióstr, czyli głos i fortepian. Eldritchowi bardzo spodobał się charakter pisma dziewczyny i dlatego coś takiego dla niej skomponował. Ale tak sobie myślę, że gdyby „Lucretia” była tutaj w długiej wersji, a „This Corrosion” w singlowej, to „Floodland” byłoby jeszcze lepsze.

A mój ulubiony to „Driven Like The Snow” – młodszy brat „Nine While Nine” z debiutu.  

 

 

 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.