ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Young, Neil ─ Life w serwisie ArtRock.pl

Young, Neil — Life

 
wydawnictwo: Geffen 1987
 
1. Mideast Vacation (Young) [04:21]
2. Long Walk Home (Young) [04:56]
3. Around The World (Young) [05:26]
4. Inca Queen (Young) [07:56]
5. Too Lonely (Young) [02:48]
6. Prisoners Of Rock ‘n’ Roll (Young) [03:12]
7. Cryin’ Eyes (Young) [02:52]
8. When Your Lonely Heart Breaks (Young) [05:16]
9. We Never Danced (Young) [03:37]
 
Całkowity czas: 40:50
skład:
Neil Young – Vocals, Guitar, Keyboards, Harmonica. Poncho Sampedro – Guitar, Keyboards. Billy Talbot – Bass. Ralph Molina – Ludwig Drums.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Niezła płyta, można posłuchać.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
03.03.2013
(Recenzent)

Young, Neil — Life

Przystanek Kanada odcinek XXIV: Przebudzenie (The Wake-Up Call).

„Landing On Water” okazał się dla Neila Younga ślepą uliczką: album nieudany tak pod względem brzmieniowym, jak i muzycznym, do dziś pozostaje najgorszą płytą w dorobku Kanadyjczyka. Na szczęście (zarówno dla słuchaczy, jak i dla siebie), Neil postanowił kontynuować trend pt. nowa płyta będzie diametralnie inna od poprzedniej. Choć poprzednie sesje z Crazy Horse, w roku 1984, okazały się nieudane – Young znów skrzyknął dawnych znajomych, napisał nowe utwory i wyruszył z nimi w trasę. Powtarzając doświadczenie z „Rust Never Sleeps”, koncerty rejestrował; fragmenty dwóch szczególnie udanych występów – 18 i 19 listopada 1986 w Universal Amphitheatre w kalifornijskim Universal City – trafiły na płytę „Life”.

Z tą diametralnie inną płytą nieco przesadziłem: „Life” ma jeszcze pewne naleciałości brzmieniowe z „Landing On Water”. Nie tylko z uwagi na (na szczęście dużo mniej eksponowane) syntezatory; bardziej ze względu na specyficzny, eksponujący bębny sposób zmiksowania całości. Choć nie jest to na pewno płyta choćby zbliżona poziomem do „Rust Never Sleeps” – jest to pierwszy od czasów „Re-Ac-Tor” nie budzący większych zastrzeżeń album Neila: równy, zaciekawiający słuchacza, przynoszący sporą porcję ciekawych, udanych kompozycji. Stanowiący zwieńczenie eksperymentalnego okresu w twórczości Younga i  zarazem początek powrotu Mistrza do wielkiej formy.

Inna rzecz, że jeśli ktoś oczekiwałby brzmieniowej surowizny i dzikiej energii rodem z „Rust…” chociażby, raczej się rozczaruje. Young wraz ze swoją czeladką proponuje tu dość wygładzony jak na swoje standardy rock, z przestrzennymi brzmieniami syntezatora („Mideast Vacation”, „Around The World”). Nie zapomina o tym, że jest genialnym balladzistą – w dramatycznym, fortepianowym „Long Walk Home” (wzmocnionym dźwiękowymi efektami eksplozji) czy w chwilami mocno kojarzącym się z nieśmiertelnym „Cortezem” „Inca Queen”. Chwilami wypada wręcz nieco punkowo, z należycie mocno przesterowanym brzmieniem („Too Lonely”, nawiązujący do „So Lonely” Policjantów). Potrafi – mimo dość wygładzonej produkcji – zapodać słuchaczowi porcję gitarowego jazgotu („Prisoners Of Rock ‘n’ Roll”). Próbuje zgrabnie połączyć swój balladowy styl z pop-rockowymi kanonami brzmieniowymi drugiej połowy lat 80. („When Your Lonely Heart Breaks”, „We Never Danced”). Siłą tej płyty są jednak przede wszystkim mocne kompozycje: nie ma tu żadnej wpadki, cały album jest bardzo równy jakościowo, tak muzycznie, jak i od strony tekstów. Choćby w otwierającym całość tryptyku, krytycznie patrzącym na zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w zbrojne konflikty na świecie.

Jak na Younga, chwilami trochę zbyt gładko wypada ta płyta, momentami sprawia wrażenie takiego smooth-Neila. Co nie zmienia faktu, że po latach eksperymentów Neil znów obrał kurs na muzykę, w jakiej czuje się najlepiej: solidnym rockowym graniu. O kolejnym kroku w jak najbardziej słuszną stronę – w odcinku XXV: Idzie wiosna (Spring Break).

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.