ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Trans-Siberian Orchestra ─ Christmas Eve and Other Stories w serwisie ArtRock.pl

Trans-Siberian Orchestra — Christmas Eve and Other Stories

 
wydawnictwo: Lava/Atlantic 1996
 
01. "An Angel Came Down" – 3:52
02. "O Come All Ye Faithful/O Holy Night" – 4:19
03. "A Star to Follow" – 3:49
04. "First Snow" – 3:53
05. "The Silent Nutcracker" – 2:22
06. "A Mad Russian's Christmas" – 4:42
07. "The Prince of Peace" – 3:33
08. "Christmas Eve/Sarajevo 12/24" – 3:25
09. "Good King Joy" – 6:36
10. "Ornament" – 3:37
11. "The First Noel" – 0:55
12. "Old City Bar" – 6:18
13. "Promises to Keep" – 2:41
14. "This Christmas Day" – 4:20
15. "An Angel Returned" – 3:52
16. "O Holy Night" – 2:39
17. "God Rest Ye Merry Gentlemen" – 1:16
 
Całkowity czas: 62:02
skład:

Wokaliści:
- Zak Stevens
- John Margolis
- Marlene Danielle
- Michael Fawcette
- Thomas Faresse
- Ken Williams
- Babi Floyd

Skład T-S Orchestra:
Robert Kinkel - Piano and Keyboards
Johnny Lee Middleton - Bass
Jon Oliva - Piano, Keyboards and Bass Guitars
Paul O'Neill - Rhythm Guitars
Al Pitrelli - Lead, Rhythm and Bass Guitars
Jeff Plate - Drums
Chris Caffery - Additional Guitars
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,1

Łącznie 7, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
23.12.2013
(Recenzent)

Trans-Siberian Orchestra — Christmas Eve and Other Stories

Był sobie kiedyś na Florydzie taki zespół jak Savatage. W latach 80. i 90. zasłużyli się takimi albumami jak "Sirens", "Hall of the Mountain King", "Gutter Ballet", "Streets", "Edge of Thorns", czy "The Wake of Magellan" (żeby wymienić tylko najważniejsze). Ich styl oscylował wokół heavy/power metalu (w amerykańskim wydaniu), powoli ewoluując w kierunku bardziej złożonych struktur, spokojniejszego rockowego oblicza i większej ilości dodatków, eksperymentów. Wśród muzyków zaangażowanych w ten projekt byli m.in. Jon Oliva, Johnny Lee Middleton, Al Pitrelli, Chris Caffery, zmarły Criss Oliva, Zak Stevens. Wszyscy ci panowie (znani też z solowych projektów i innych zespołów) zamykając w 2002 historię Savatage, założyli Trans-Siberian Orchestra.

Jak powiedział w pewnym wywiadzie kilka lat temu sam Oliva:


"There's nothing going on [with Savatage]. The situation is very simple. You've got the Trans-Siberian Orchestra which is a multi-platinum, selling 30,000 tickets a night, band that is actually Savatage with a different name and different singers, that has become successful. And you've got Savatage which has a loyal core audience that is a lot smaller. You're talking worldwide about maybe a couple hundred thousand people where you know, I'm sitting here, talking to you on the phone, looking at my wall and I've got 5 platinum albums and not one of them says Savatage. And that's not saying anything bad about Savatage."

"We all loved Savatage but we gave Savatage its chance to get to the level where it was supposed to get to and it never did, for whatever reasons, you know - we had tragedies, everything like that. But to me Savatage was never Savatage after Criss died. All these other lineups of the band that people heard from "Edge Of Thorns" (1993, Atlantic Records) on, to me was more like Trans-Siberian Orchestra actually than Savatage."


To chyba wystarczy jako krótki, acz treściwy wstęp. Przejdźmy do muzyki TSO (wygodny skrótowiec). Debiutancka płyta została wydana w 1996 roku i jest pierwszą częścią "świątecznej trylogii" - dwa lata później wyszło "Christmas Attic", natomiast w 2004 roku "The Lost Christmas Eve", chyba najpopularniejsza, ale moim zdaniem najgorsza z tych trzech płyta.

Jako że albumy TSO to tak naprawdę rock opery, lirycznie opowiedziana jest tu pewna spójna historia. Młody gość siedzi w Wigilię w barze, gdzie poznaje tajemniczego starego człowieka, który opowiada mu o magicznym wpływie Świąt na ludzi. Całość jest więc klasyczną do bólu, świąteczną opowieścią (dźwiękowo i lirycznie). Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że jest to klimat typowo amerykański - dużo chórów, znane motywy w aranżacjach symfonicznych, blues-rockowy ciężar gitarowy (głównie solówki), zapach choinki, śnieg za oknem, ciepłe skarpety przed kominkiem... Osobiście przyznam, że zawsze bardziej działało na mnie to nieco pompatyczne, rozmarzone, amerykańskie wydanie świątecznych klimatów, niż polska smuta - jeśli macie podobnie, ten album (jak i następny) na pewno do was trafi. W moim przypadku ZAWSZE kiedy włączam debiut i "dwójkę", charakterystyczny świąteczny klimat i nastrój pojawia się w okolicy. Zazwyczaj grają sobie zapętlone w tle całymi dniami i z wiekiem (pierwszy raz odkryłem TSO gdzieś w 2003) stały się takim samym nieodzownym elementem jak choinka, śnieg, posprzątane mieszkanie, specjalne potrawy, rodzinne spotkania i inne symbole, bez których ostatnie dni grudnia nie mogą się obejść.


Wracając do muzyki, wspomniałem wcześniej, że to właśnie dwie pierwsze płyty TSO są dla mnie najważniejsze i najlepsze. Zawierają bowiem idealnie wyważoną mieszankę:
1) klasycznych, znanych, świątecznych kolęd i motywów ("O Come All Ye Faithful", "O Holy Night", "A Mad Russian's Christmas");
2) rockowego i bluesowego rzemiosła ("This Christmas Day", "Old City Bar", "Ornament");
3) wokalnych popisów i chórków będących uzupełnieniem symfonicznego oblicza ("Promises To Keep", "A Star To Follow", "Good King Joy");
4) momentów balladowych (np. "The Silent Nutcracker") i mocnych, pompatycznych ("First Snow", "Christmas Eve Sarajevo 12-24", "An Angel Returned").

Dodatkowo wszystko brzmi wybornie i profesjonalnie, a część utworów jest wręcz przebojowo skomponowana. Odstawiając już święta na bok, jest to po prostu świetny rockowy materiał. Klasa, profesjonalizm, talent i wyczucie - to właśnie cechuje Jona i spółkę (nie można zapominać też o dziesiątkach zaproszonych gości). Mimo, że niedługo minie 20 lat od pierwszych dźwięków TSO, to kompozycje zawarte na ich albumach nie starzeją się, a wręcz pozwalają wrócić do czasów kiedy klimat świąt był chyba mocniejszy niż w dzisiejszym, galopującym świecie.


Świąteczny klasyk.


 

 

 

PS: Studyjne oblicze TSO to jakieś 30% ich wartości. Prawdziwą sławę przyniosły im legendarne koncerty, a właściwie spektaktle, w największych operach amerykańskich. Wyglądają one mniej więcej tak:

tso1

tso2



 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.