ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Vangelis ─ Beaubourg w serwisie ArtRock.pl

Vangelis — Beaubourg

 
wydawnictwo: RCA Records 1978
 
1. Beaubourg Part 1 17:50
2. Beaubourg Part 2 20:43
 
Całkowity czas: 38:33
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,6
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,4

Łącznie 21, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
30.06.2015
(Recenzent)

Vangelis — Beaubourg

Z Grecji na Marsa. A potem do Watykanu.

Czyli cykl o Vangelisie.

Odcinek szesnasty.

Bjuborg. Jak tylko siadłem do przesłuchania tej płyty, z okazji dzisiejszej recenzji, mój organizm błyskawicznie prysnął z domu. W drzwiach zderzył się z Tośką, która też tego słuchać nie miała ochoty. Po krótkich pertraktacjach ustalili, że idą nad San. Nie dziwię im się. Oboje to znają i nie mieli ochoty słuchać tego jeszcze raz. Ja też tego bym tego nie słuchał, gdybym nie musiał. Teraz kilku moich kolegów z forum dyniożarłów powie pewnie – Kapała, ale ty jesteś prostak. Może i jestem, ale nie będę udawał, że mi się „Beauborg” podoba. Poza tym też nie specjalnie wierzę, że tak im wszystkim się ten krążek podoba. Na pewno część szpanuje i hipsterzy. Mniejsza z tym.

Na pożegnanie z RCA Vangelis przygotował swoje firmie niezły pasztet. Przez kilka lat same fajne, ciekawe i ogólnie przyswajalne krążki, nawet z przebojami, do tego naprawdę bardzo dobre, aż tu na koniec kontraktu takie coś. Jedna wersja mówi, ze Vangelis niespecjalnie zadowolony ze współpracy z wydawnictwem podrzucił im na koniec takie kukułcze jajo na zasadzie – chcecie, to macie, a co z tym zrobicie to mnie to osiem. Inna wersja mówi, że jest to jak najbardziej poważna płyta artysty, który po prostu miał ochotę nagrać coś takiego, a że wypadło to na sam koniec kontraktu z RCA – no cóż, przypadek. Która wersja jest prawdziwa? Stare przysłowie pszczół mówi, że prawda zwykle leży po środku.  Chociaż w tym wypadku przychylałbym się do pierwszej wersji.

„Beaubourg” to jedna, dwuczęściowa kompozycja, wypełniająca całą płytę, na wskroś eksperymentalna i na próżno na niej szukać tak charakterystycznych dla innych płyt pięknych harmonii, czy klawiszowych pejzaży. Dla osobnika niespecjalnie osłuchanego w muzycznej awangardzie jest to rzecz bardzo trudna do strawienia. Powiem więcej – nawet trudna do przesłuchania, bo o strawieniu mowy nie ma. Jako świeży, niezorientowany i nieuprzedzony fan siadłem sobie kiedyś tej płyty, spodziewając się czegoś w stylu na przykład „Ignacio”, a dostałem… Do końca wytrzymałem tylko z ciekawości, obiecując sobie solennie, że już nigdy więcej. Jak widać – nie dotrzymałem tej obietnicy, ale tylko i wyłącznie z przyczyn recenzenckich. Przez większa część płyty miałem wrażenie, że słucham strojenia syntezatorów – jakieś bliżej nieokreślone elektroniczne dźwięki, występujące nieregularnie, chaotycznie i przeważnie nie tworzące żadnej bardziej regularnej struktury dźwiękowej, że o harmonii i melodii nie wspomnę. Gdzieś tam pewnie w śladowych ilościach   pojawiają na chwilę w połowie pierwszej części, ale potem sobie już idą. Próbują udawać, że wróciły na ostatnie trzy minuty płyty, ale to tylko jakieś takie plumkanie, które po wcześniejszych mękach i tak jest zbawieniem dla uszu.

Moim zdaniem „Beaubourg” to hucpa, pic i ściema, absolutnie niesłuchane, nudne, bez żadnych wartości artystycznych. Efekt zemsty artysty na swoich pryncypałach, której konsekwencje już od prawie czterdziestu lat ponosimy też i my, słuchacze. Dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent fanów jest to równie atrakcyjne jak leczenie kanałowe. Tylko, że tam znieczulenie dają.

Tych co nie znają – lojalnie ostrzegam – słuchacie na własna odpowiedzialność.

Ale jeszcze przyjdą takie czasy, że o „Beaubourg” powiem dobre słowo.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.