ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

koncerty

25.06.2007

Marillion, Somewhere Else Tour 2007, Kraków, 23.05.2007, Rynek 16:30, Klub Studio 20:00

Marillion, Somewhere Else Tour 2007, Kraków, 23.05.2007, Rynek 16:30, Klub Studio 20:00 Koncert akustyczny, podpisywanie płyt, koncert elektryczny - powtórka z rozrywki, czy wspomnienia z przeszłości. A może nowy standard Wyspiarzy?

Część Pierwsza
Dla mnie pod względem organizacji, koncert zapowiadał się wspomnieniem przygody z trasy Marbles Tour, gdzie schemat był niemalże taki sam. Niemalże, bo tym razem oprócz koncertu unplugged na letniej scenie EMPIK, podpisywaniem płyt i koncertem w klubie, pojawił się support. Dobrze i w miarę ciekawie grająca formacja z Pomorza SEBA z gościnnym udziałem Eweliny Flinty. Moim zdaniem zdecydowanie niepotrzebna i niepasująca do tego wydarzenia. Zupełnie tak jakby organizatorzy chcieli popularną i komercyjną przystawką zachęcić większą ilość widzów do zwrócenia uwagi na to, co się dzieje przez EMPIKiem. Co zapewne się nie udało, bo ludzi było co niemiara i jakoś po występie supportu, nikt się nie spakował; wszyscy czekali na Marillion.

Część Druga
H, Steve i Pete pojawili się na scenie witani gromkimi brawami. I w pełni zadowolenia, z wielką i nieukrywaną przyjemnością (choć mieli powód do zmartwień) dali fantastyczny, trwający mniej więcej czterdzieści minut występ. Najważniejszym było to, że zespół wybrał oczywiście znane utwory, ale z kilku płyt. Dzięki temu, ci którzy byli na takim występie po raz pierwszy, mogli „w singlowej formie” zapoznać się z charakterystyką prezentowanej muzyki. Przyroda też przyjała muzykom, gdyż ułamek sekundy przed momentem kulminacyjnym podczas wykonywania Don’t Hurt Yourself (był taki ułamek sekundy, gdzie była cisza) wielki, ogłuszający grzmot huknął z nieba. Fenomenalne zgranie, a może ON to zaplanował… Powodem do zmartwień (żeby nie było tak lekko, łatwo i przyjemnie) stał się fakt iż organizatorzy (po stronie Empiku jak mniemam) nie dowieźli dla Hogartha pianina. Dzięki czemu koncert miał inny, niż zaplanowany wcześniej przebieg. Mimo to, lata profesjonalnego grania spowodowały, że większość słuchaczy nawet się nie zorientowała, że brzmiało to inaczej niż miało być.

Część Trzecia
Płyty i podpisy. Tuż po koncercie na trzecim piętrze w specjalnie przygotowanym miejscu muzycy podpisywali swoje płyty, książki etc. Niestety tylko trójka grająca wcześniej na dole. I niestety tylko po „dwie rzeczy na głowę”, jak oschle i stanowczo informowali ochroniarze Empiku, którzy nie wykazywali zadowolenia z powodu konieczności pilnowania bandy dziwnych ludzi stojących w kolejce po jakieś tam podpisy jakiegoś tam zespołu. Niechęć od nich biła na kilometr, żadnych zdjęć, szybko do wyjścia itp. Wiadomym było że zespół ma mało czasu, ale zachowanie obsługi, było wręcz żenujące.

Część Czwarta
Przed koncertem w pubie na tyłach klubu ukoiłem pragnienie złocistym trunkiem, aby gdzieś w okolicach 19:30 udać się do kolejki po odbiór akredytacji. Na miejscu okazało się że, Marillion to nie tylko grupa, która sobie dobrze radzi, która ma liczne grono fanów, lecz że jest to prawdziwa gwiazda. Klub Studio okazał się zdecydowanie, zdecydowanie za mały. Jeśli pojawi się następny krążek grupy, a przy nim możliwość zorganizowania kolejnego koncertu, koniecznie trzeba to zrobić w innym miejscu. Sam napis „MARILLION – WSZYSTKIE BILETY WYPRZEDANE” nie opisuje tego, co się działo w klubie. Pełna sala, obsadzona antresola, oraz wszystkie możliwe ławki, stoły, gzymsy itp. Niesamowite. Bywałem w tym klubie kilka razy, ale tak dużej ilości fanów jeszcze tam nie widziałem. Co jest dla nas doskonałym wyznacznikiem, że ambitna, dobra, progresywna muzyka ma się całkiem dobrze na naszym podwórku, a polscy fani zawsze będą czekać na swoich idoli. Muzycy (zwłaszcza Hogarth i Trewavas) ubrani byli dość grubo, planując zapewne artystyczny striptiz w miarę przebiegu koncertu, ale odniosłem wrażenie, że upał i duchota w klubie (który klimatyzacji nie posiada, a wentylację chyba tylko w ograniczonym zakresie) znacząco przyspieszyła ten proces. Sam koncert wypadł wyśmienicie, układ utworów w moim mniemaniu był bardzo dobry. Oczywiście zabrakło kilku tematów (jak zawsze na wyczekiwanych koncertach) chociażby, jak to powiedział H: Angelina… została w domu. I nic na to nie mogliśmy poradzić. Doskonały długi początek i publiczność już wiedziała, że będzie dobrze. The Other Half oraz You’re Gone rozgrzały słuchaczy, którzy zakończyli zakupy w sklepiku (całkiem nie najgorzej zaopatrzonym), nabyli napoje chłodzące przy barze i szczelnie wypełnili salę. Stare utwory dobrze nam znane, w wielu miejscach zawierały rozmaite wstawki, zmiany, solówki i inne oczekiwane przez słuchaczy przeszkadzajki. Zaś nowe… wypadły bardzo dobrze. Album miał być luźniejszy i słychać to w muzyce, jednak koncertowo prezentuje się bardzo interesująco. Afraid Of Sunlight i Separated Out urzekło mnie szczególnie, zasłuchałem się i rozmarzyłem. Ech wspaniałe czasy, gdy rock był na trochę innym etapie. Easter mieliśmy przyjemność usłyszenia dwukrotnie - raz w Rynku, raz w Klubie. Dwie fantastyczne wersje. Podczas pierwszego bisu, ludzie troszkę się rozeszli (część by się przewietrzyć, część by napić, część by odświeżyć) i sala lekko opustoszała, ale gdy zabrzmiały pierwsze dwie sekundy Neverland wszyscy biegiem wrócili, bo wersja koncertowa jest przeurocza nie tylko ze względu na muzykę, ale również na otaczające nas gwiezdne światła, czy tak jak tym razem sypiące się z sufitu, olbrzymie ilości confetti. Doskonały koncert, niezapomniane wrażenia.

 

 

 

Podziękowania dla ROCK SERWIS CREW

Rynek, Setlist:
See It Like A Baby [Somewhere Else]
80 Days z płyty [This Strange Engine]
Easter [Seasons End]
Don't Hurt Yourself [Marbles]
Man Of The Thousand Faces [This Strange Engine]
Answering Machine [Radiation]

Klub Studio, Setlist:
Splintering Heart
The Other Half
You’re Gone
No Such Thing
Thank You Who Ever You Are
Afraid Of Sunlight
A Voice From The Past
Somewhere Else
Separated Out
Between You And Me
King
BIS 1
The Release
Neverland
BIS 2
Easter

Więcej zdjęć:

 

 

Marillion, Rynek
Marillion, Klub Studio, set pierwszy
Marillion, Klub Studio, set drugi

 

 

 

Zdjęcia:

H Steve Rothery H Steve Rothery 3/5 Marillion Steve Hogarth H Steve Rothery Pete Trewavas Pete Trewavas H Ian Mosley somewhere behind... Mark Kelly Marillion
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.