ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
 

felietony

04.07.2010

OGLĄDAĆ CZY SŁUCHAĆ?

Zdecydować musi każdy w oparciu o swoje własne doświadczenie w tym względzie i nie jest to wcale pytanie w rodzaju - co było pierwsze, jajko czy kura?

Jest to swego rodzaju dylemat miłośników muzyki od lat co najmniej trzydziestu. W 1979 The Buggles hitem "Video killed the radio stars "rozpoczęli nową erę, dwa lata później wystartowała MTV, która jako pierwsza wyemitowała koncert supergrupy Asia z Japonii i tak się to zaczęło. Nieprzypadkowo chyba zbiegła się ona z końcem ery progrocka w jego oryginalnej, pierwotnej formie. Koncert Azji jest tu wręcz symboliczny - czterech facetów z legendarnych formacji (Grega Lake wyjątkowo zastąpił Johna Wettona) zagrało muzykę prostą, lekką i przebojową, niewiele mającą wspólnego z ich ambitną przeszłością. Jednocześnie na rynku muzycznym pojawiły się kasety video, jako uzupełnienie oferty vinylowej (jeszcze), by po kilkunastu latach ustąpić miejsca dyskom DVD, które powoli wypierane są przez blue-ray.

Jak to wszystko zmieniło odbiór muzyki ?

Byłem w gronie tych, którzy niejako od zarania "zachłysnęli" się nowym medium, zwłaszcza że w początkowym okresie wydawano masę interesujących mnie materiałów archiwalnych. Któż nie chciał wtedy (lata 80-te) obejrzeć na własne oczy Pink Floyd w Pompejach, Obrazków z wystawy, ELP czy Koncertu na Grupę i Orkiestrę Deep Purple. Jeszcze przed wyjazdem z Polski naoglądałem się tego sporo, a po przyjeździe do USA stało się to swoistą manią - zgromadziłem masę kaset VHS, DVD, plików na twardych dyskach i czego tam jeszcze (wraz z upływem lat i rozwojem nośników obrazu). W pewnym momencie (zupełnie niedawno zresztą) zorientowałem się, że tak naprawdę to bardziej oglądam muzykę aniżeli jej słucham (3-4 koncerty na tydzień). Natychmiast zawiesiłem (póki co na trzy wakacyjne miesiące) subskrypcję Netflixa i piechotką (w ramach rekreacji) udałem się do normalnego (niewirtualnego) sklepu płytowego (jednego z ostatnich w Chicago), a tam nabyłem hurtem prawie całą zremasterowaną kolekcję albumów Gentle Giant. Cowieczorna porcja muzyki (co dzień inny album) przekonuje mnie, że muzyki, a zwłaszcza tej progresywnej, należy przede wszystkim s ł u c h a ć.

Przyznaję też rację koledze, którego wydawało mi się że uszczęśliwię prezentem (wysłałem mu odtwarzacz DVD multi region wraz z kompletem płyt) - w odpowiedzi usłyszałem: "wiesz fajne, ale ja tam wolę sobie posłuchać normalnego CD King Crimson a w tym czasie prasować koszule na desce" (King Crimson - muzyką do prasowania !? Różne są widać zboczenia). Ale fakt pozostaje faktem, muzyka może być tłem do czytanej książki, jazdy samochodem, pracy na komputerze, czego absolutnie nie można powiedzieć o DVD (ten wymaga absolutnej i niepodzielnej uwagi). To dobrze gdy jest arcydziełem, swą inscenizacją, gigantyczną produkcją, wirtuozerią muzyków rzuca widza na kolana - w przeciwnym razie czas nasz jest podwójnie stracony. Słuchając muzyki i robiąc coś innego - mniej lub bardziej ambitnego - nie tracimy cennych minut życia (nawet jeżeli jedyną wymierną korzyścią jest rząd świeżo uprasowanych koszul). Gorzej, gdy po dwugodzinnym siedzeniu przed ekranem kina domowego wstajemy rozczarowani i stwierdzamy że się zawiedliśmy.

Poza tym do płyt można wracać znacznie częściej, nawet setki razy, bez obawy znudzenia, natomiast DVD/video, nawet dobre, jest często towarem jednorazowym, bo ileż razy chodzimy na ten sam koncert? Widzę tu też inne niebezpieczeństwo dla odbioru muzyki - przyzwyczajamy się do jej w i z u a l i z a c j i. Coraz więcej znaczą dla nas szybkie najazdy kamery, cięcia i montaż zsynchronizowane z muzyką, gra świateł i inne efekty specjalne, a coraz mniej rzeczy istotne - jakość kompozycji i wirtuozeria wykonawców, a przede wszystkim, sama muzyka. Często ze zdziwieniem spostrzegam, że sprawny realizator/ producent, dysponujący odpowiednim budżetem, jest w stanie omamić nas jak iluzjonista i z zupełnie przeciętnej muzyki "na żywo" wyczarować pozory arcydzieła. Takie "arcydzieło" odarte do wersji audio obnaża wtedy swoje braki.

Bywa i odwrotnie, zwłaszcza w przypadku materiałów starszych. Znamy ścieżkę dźwiękową jakiegoś koncertu od lat, wytworzyła już sobie muzyczne pejzaże w naszej wyobraźni - a tu nagle zawód i rozczarowanie. Zatem to tak naprawdę wyglądało - skromnie, siermiężnie jakoś, bez rozmachu - salka jak jakiś powiatowy dom kultury lub prowincjonalne kino. Dzieje się coś podobnego, jak z niejedną filmową adaptacją książki, nierzadko obraz na ekranie nie może sprostać tekstowi literackiemu (i naszym wyobrażeniom). Pamiętam moje pierwsze wrażenie po obejrzeniu słynnej Podróży do wnętrza Ziemi, Ricka Wakemana; te nadmuchiwane plastikowe dinozaury, skromny, okrojony chór i orkiestra, inny lektor próbujący naśladować niezastępowalnego Davida Hemmingsa - nie bardzo pasowało mi to wszystko do wersji oryginalnej. Wyobrażałem sobie tę inscenizację bardziej monumentalnie. Nawet słynne popisy parateatralne Gabriela mogą dzisiaj razić swą manierycznością (tak jak gra aktorów w filmach przedwojennych).

A zatem oglądać czy słuchać?

Zdecydować musi każdy w oparciu o swoje własne doświadczenie w tym względzie i nie jest to wcale pytanie w rodzaju - co było pierwsze, jajko czy kura? Myślę, że muzyka powstała pierwotnie jako rodzaj przekazu dźwięku, a nie obrazu i tak też powinno pozostać. W przypadku rocka, od samego początku (Shea Stadium - Beatles) występy na żywo miały duże znaczenie, wyzwalały emocje (nie zawsze pozytywne - Altamont), pozwalały przeżywać doświadczenie wspólnoty widowni i artystów (Woodstock i inne festiwale) a od czasów progrocka stały się spektaklami muzyczno - parateatralnymi. Współcześnie są zaś masowymi widowiskami multimedialnymi i w tej pogoni za wizją upatruję swoistego kryzysu muzyki, jej służebnej a czasami wręcz służalczej roli wobec "Show".

Trafnie zauważył to już przed laty Roger Waters oryginalnie proponując zagrać koncerty „The Wall” dosłownie "zza ściany" - pomysł dość radykalny skończył się w sumie kompromisem (stopniowe zabudowanie sceny w czasie występu). Nie był to wcale kaprys gwiazdy, jak mogłoby się wydawać, ale owoc głębszych przemyśleń ("to check where You fans really stand "), na ile liczy się jeszcze w tym wszystkim muzyka. Nie neguję roli jaką pełnią DVD w świecie dzisiejszej muzyki - to już trwały element rynku, każdy liczący się wykonawca stara się mieć je w swoim dorobku, są ważnym dokumentem ilustrującym etapy rozwoju artystycznego, umożliwiającym obejrzenie spektakli tym, którzy z różnych powodów nie mogli uczestniczyć w koncertach. Często też uzupełniają - zwłaszcza w obliczu spadających nakładów tradycyjnych CD - budżet wykonawcy i pomagają w zwrocie gigantycznych kosztów niektórych "shows". Niejednokrotnie też - czego sam doświadczyłem - są czymś lepszym niż rzeczywistość zatłoczonych i źle nagłośnionych sal koncertowych („better than a real thing" chciałoby się powtórzyć za U2). Czy jest to jednak tak do końca uczciwe? To już jednak rozważania na inną okazję.
 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.