ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Syn, The ─ Syndestructible w serwisie ArtRock.pl

Syn, The — Syndestructible

 
wydawnictwo: Umbrella 2005
dystrybucja: Mystic
 
1. Breaking Down Walls/ 2. Some Time, Some Way/ 3. Reach Outro/ 4. Cathedral of Love/ 5. City of Dreams/ 6. Golden Age/ 7. The Promise
 
Całkowity czas: 52:37
skład:
Stephen Nardelli – vocals/ Chris Squire – bass, vocals/ Paul Stacey – guitars, vocals/ Gerard Johnson – keyboards, vocals/ Jeremy Stacey – drums
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,3

Łącznie 13, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
01.02.2006
(Recenzent)

Syn, The — Syndestructible

Nie ma to jak sentymentalni starsi panowie. Już szron na głowie, już nie to zdrowie, ale w sercu ciągle maj. I chęć powrotu do tych słynnych „starych, dobrych czasów” , kiedy byliśmy młodzi, piękni i leciały na nas nastolatki. Steve Nardelli i Chris Squire zafundowali sobie taka podróż sentymentalna, reaktywując swoją wspólną kapelę z lat 60-tych – The Syn. Oprócz nich grał tam też Peter Banks, występujący potem razem z Squire’m. w Yes. Próbowali z tą swoją grupą zdobyć popularność, ale jakoś nie wyszło. Teraz też się nie uda, ale na pewno nie o to chodzi. Żaden z nich nie ma już nic do udowodnienia komukolwiek. Nardelli wie, że w jego wieku, wydawanie płyty dla małej wytwórni z niewielką promocja, jest działalnością nieomal hobbystyczną i na szaleństwa tłumów nie ma co liczyć. Squire szaleństwa tłumów zaliczył już w Yes i też raczej bliżej mu niż dalej do emerytury. Żyje sobie spokojnie, grzejąc się w promieniach własnej zasłużonej sławy. Czyli panowie nagrali to z sentymentu i dla przyjemności – głównie własnej.

Kto by się spodziewał jakichś poważniejszych nawiązań do Yes, to raczej tego na tej płycie wiele nie znajdzie – jedynie w „City of Dreams” charakterystycznie dudniący bas Squire’a i on sam czasami udzielający się wokalnie.

Pierwsze cztery utwory, to w rzeczywistości dwa utwory – „Breaking Down Walls” to króciutki wstęp, a „Reach Outro” to koda do poprzedniego „Some Time, Some Way”, zresztą wszystkie się łączą, tworząc jedną całość. Następny to „Cathedral of Love”. Ten i „Some Time, Some Way” z przyległościami to najpiękniejsze 20 minut, jakie w zeszłym roku słyszałem. „Some Time, Some Way” to bardzo piękna ballada, ale „Cathedral of Love” jest jeszcze ładniejsza. Klawiszowy pasażyk na początku drugiej minuty utworu zagotował mnie całkiem i jeszcze to ładne , latimerowskie solo w środkowej części poprawiło. Dopiero „City of Dreams” jest nieco bardziej dynamicznym utworem.

Jeśli ktoś zna i lubi płytę Johna Hacketta – „Checking out of London”, to The Syn też powinno mu się podobać – obie płyty utrzymane są w podobnym klimacie. Tylko, że na „Syndestructible” utwory są znacznie dłuższe, jest ich mniej i rockowego grania więcej. Ale znowu bardzo ładne melodie, bardzo ładnie zaaranżowane. Tak mi się wydaje, że to muzyka raczej dla tych, którzy na liczniku mają „-dziesci”. Żadnych nowatorskich rozwiązań, wszystko skomponowane i zagrane zgodnie rockowymi kanonami z lat 70-tych. Klasyczny skład, czasami słychać flet. Głównym założeniem tej płyty pewnie było, że ma być ładnie (i to się udało w 100%). Muzyczne inspiracje dość trudne do zlokalizowania – ale głupie gadanie – inspiracje. Inspiracją to są oni dla młodszych wykonawców, a już na pewno Squire z racji swojego dorobku.. Grają po prostu to, na co maja ochotę. Doszukałoby się jakichś podobieństw – Nardelli wokalnie trochę przypomina Rafferty’ego, a „Golden Age” przypomina jego piosenki, na przykład z „City to City”. ”The Promise” zaczyna się podobnie jak „Soon”, a do tego momentami słychać tam też stare Genesis.

Kolejni rockowi romantycy. Zastanawiałem się, kto w podobny sposób podchodzi do tworzenia swojej muzyki i wyszło mi, że młodych wykonawców tutaj nie widać. Wydaje się, że to kategoria zarezerwowana dla muzyków po pięćdziesiątce. I Davida Greya.


 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.