ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Peter Pan ─ Days w serwisie ArtRock.pl

Peter Pan — Days

 
wydawnictwo: Mystic 2007
 
1. We Are Invincible
2. I Am The One
3. Days
4. Smiling In The Rain
5. Flying Over Paradise
6. What I Need
7. Loving On YOur Own
8. Island
9. Cold As Stone
 
Całkowity czas: 41:44
skład:
Peter - voc; Wojtek Szadkowski - drums; Radek Chwieralski - guitars; Konrad Biliński - keyboards; Jarek Michalski - bass guitar
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,6
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,7
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,7
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,10
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,14
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,38
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,40
Arcydzieło.
,34

Łącznie 159, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
11.08.2007
(Recenzent)

Peter Pan — Days

 

 OCZEKIWANIE

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o nowym projekcie Wojtka Szadkowskiego, pomyślałem coś w stylu: “Na co mu zakładać kolejną kapelę, rozmieniać się na drobne? Znowu ludzie na świecie nie będą wiedzieć, że ex-kolaże wciąż działają”. Było to poniekąd spowodowane nazwą – Peter Pan. Skojarzyła mi się od razu z collagowymi “Baśniami” i ich tytułowym utworem, ergo podpadało mi na kolejne klimaty w stylu Satellite i Collage. I znowu fani tych zespołów z całego świata nie będą wiedzieć, że Wojtek wciąż tworzy muzykę. Jak zwał, tak zwał. Tak, czy owak muzyczne kubki smakowe poczuły ekscytację.

 Później mijały kolejne miesiące milczenia. Dopiero pół roku później zobaczyłem okładkę… Szok! Co to ma być? Od teledysku Dire Straits “Money For Nothing” minęło z 20 komputerolat. A tu podobne kształty. Przerażenie trwało jednak nie dłużej niż kilka minut i przyglądając się coraz bardziej, coraz bardziej zacząłem lubić tego… “koślawca”. Pokusiłem się też o wyszukiwanie szczególików, jak na pendragonowskich mozaikach. Kubki smakowe poczuły jeszcze większe podniecenie, gdy ukazały się wywiady z twórcą Piotrusia Pana odkrywające niejeden rąbek tajemnicy, jednocześnie niejeden zakrywając. Kubki smakowe szalały.

NIEME KINO

Pedałowałem przez całą Gdynię za tym albumem w trzydziestostopniowym upale. Droga powrotna z płytką w plecaku dłużyła się niemiłosiernie. Półprzytomny wypakowałem i odpaliłem płytę. Z początku zabrzmiało to trochę dziwnie, niebezpiecznie podobnie do początku drugiej płyty Blackfield. Było to jednak tylko chwilowe skojarzenie. No i tak słuchałem, słuchałem. Może być, ale bez rewelacji. Później wysłuchałem ze słuchawkami – no, no, no. Nie można było się oderwać. Nie wiem ile razy pod rząd dźwięki “Days” zabrzmiały tamtego dnia, i następnego. Wiem tylko, że za każdym coraz bardziej podchodziło. Wokal… Po początkowym zniechęceniu, zacząłem go lubić, nawet bardzo. Ale o wokalu później.

Podczas słuchania zastanawiałem się nad dolą obecnych dzieł, nie tylko muzycznych, ale także filmowych. Doszedłem do wniosku, że nie jest rzeczą dobrą podawać wszystko jak na tacy. Fotografie w megapikselowej rozdzielczość, filmy z nową jakością dźwięku i obrazu, muzyka w 5.1 to wszystko wspaniały postęp. Z drugiej strony… Czyż jednak nie było więcej uroku w czarnobiałych fotografiach? Czekaniu na wywołanie zdjęć i związanego z tym napięcia? Czyż stare kino nie posiada magii nieosiągalnej dzisiejszym dziełom? Czyż nie wraca się dzisiaj do winyli? Przez użycie taśm z prób, “Days” jest jak taka poplamiona, czarno-biała fotografia. Miało nie wyjść klarownie i nie wyszło. To gitara jest ciut za głośno, to śpiew za cicho (ale bez przesady), et cetera. Nie można jednak narzekać, że dźwięk jest kiepski. I przez to chce się słuchać kolejny raz, i kolejny, i kolejny… Czyżby czas neoprogresywnych cukiereczków, dopieszczonych jak jedynaki, się kończył?

MUZYKA

 Że Wojtek jest dobrym kompozytorem wiadomo nie od dzisiaj. Utwory Satellite, że o Collage nie wspomnę, zawsze miały sens i często to coś, co chwytało za serduszko, a jeszcze częściej za uszko. Ale z drugiej strony brakowało mi gitar, zwłaszcza rytmicznych. Klawisze zawsze wiodły prym. Piotruś Pan wyrównuje te porachunki. W końcu otrzymujemy obiecany kawał rockowego grania (Days), porywającego szaleństwa, łamiące serce partie gitar. Jednak duch kolaży i satelitów jest wciąż obecny. Nie brak tu ślicznych, spokojnych chwil (początek Smiling In The Rain to samo piękno i śliczno), klawiszy przywodzących na myśl “Moonshine” i wielu innych podobizn. Na szczęście nie ma mowy o żadnym deja vu. Peter Pan to nowo posadzone drzewko, dopiero wypuszczające pierwsze liście. Po prostu czuć kto je posadził:-)

PETER

…od samego początku wzbudzał kontrowersję. Wielu posądzało go o fałsz, inni chwalili za ciekawe interpretacje. Nikt jednak nie powiedział i z pewnością nie powie, że śpiew jest przeciętny, bez wyrazu, standardowy. Rod Steward powiedział niedawno w wywiadzie, że największym problem z dzisiejszymi wokalistami (jeszcze częściej z wokalistkami) jest to, że wszyscy brzmią bardzo podobnie. Wystarczy włączyć dowolną stację radiową, puszczającą “wielkie sezonowe przeboje”, by się przekonać. Wokal enigmatycznego Petera jest inny. Słuchając go przychodzi mi na myśl inny Peter, a mianowicie Gabriel i jego cuda w “Willow Farm” z “Supper’s Ready”. Brzmi czasem nawet śmiesznie, na granicy fałszu (żeby ją tak notorycznie przekraczał nie powiem), ale wypada wraz z muzyką całkiem zgrabnie. Może pan Peter obawia się reakcji na ten wokal i dlatego nie chce się ujawnić… Jak dla mnie może śmiało zdradzić swoje oblicze. Ja też wolę już bazgrać swoje wymysły, aniżeli być kolejną osobą rysującą mangowe panienki ze szklanymi oczkami:-)

 Radek Pan również nie ma co się martwić, że ktoś nazwie go przeciętnym. Ba! Od przeciętności dzieli go moim zdaniem niejeden rok świetlny. Co tu opisywać. To trzeba usłyszeć! Nie dziwię się, że Wojtek Pan chciał go początkowo wziąć do Satellite. A propos! Nasz stary znajomy także daje o sobie znać. Chyba aż 3 utwory zaczynają się króciutkimi partiami samej perki. No i przez całą płytę jest bardzo pracowity. Pozostali Panowie również zasługuje na pochwałę.

Days “to już nie ta Baśń”. To całkiem inna, bajka, raczej nie na dobranoc (a może…?). Nie daje uszom chwili wytchnienia, w zamian ofiarowując 41 minut wrażeń. Bajka zróżnicowana, ale spójna. Krótka, ale treściwa. Bajka zadziwiająco bliska od pierwszego razu. Bajka wieszająca wysoko poprzeczkę innym. Bajka, obok której nikt nie przejdzie obojętnie.

Gdybym pisał tę recenzję na gorąco, dałbym 7/10. Jeszcze niedawno zapaliłbym 8 gwiazdek. Na dzień dzisiejszy zasługuje na 9. Czas kończyć, bo zaraz wystawię 10:-)

Oby ta “chwila, gdy odlatuje stąd Piotruś Pan” nie nadeszła… Z mojej wieży nie chce wyleźć darmozjad.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.