ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu King Crimson ─ The Collectable King Crimson Vol. 1: Live In Mainz / Live In Asbury Park 1974 w serwisie ArtRock.pl

King Crimson — The Collectable King Crimson Vol. 1: Live In Mainz / Live In Asbury Park 1974

 
wydawnictwo: Discipline Global Mobile 2006
 
CD 1: 1. Improv: The Savage 2. Dr. Diamond 3. Improv: Arabica 4. Exiles 5. Improv: Atria 6. Night Watch 7. Starless 8. Lament 9. Improv: Trio 10. Easy Money . CD 2: 1. Walk On.. No Pussyfooting 2. Larks' Tongues In Aspic: Part II 3. Lament 4. Exiles 5. Asbury Park 6. Easy Money 7. Fracture 8. Starless 9. 21st Century Schizoid Man
 
Całkowity czas: 135:23
skład:
Robert Fripp – guitar, mellotron, electric piano / David Cross – violin, mellotron, electric piano / John Wetton – bass guitar, vocals / Bill Bruford – drums, percussion.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,8

Łącznie 18, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
08.10.2007
(Recenzent)

King Crimson — The Collectable King Crimson Vol. 1: Live In Mainz / Live In Asbury Park 1974

King Crimson wydając dla swoich wyznawców serię koncertów sprzed lat dołożyli wszelkich starań, by muzyka, którą prezentują szerokiemu (hehe, cokolwiek to znaczy) odbiorcy, była dobrej jakości. Toteż płyty, których mamy przyjemność słuchać z albumu The Collectable King Crimson vol. 1 charakteryzują się znakomitym dźwiękiem, jak na nagrania, które w sumie nie miały prawa istnieć. 1974 rok to przecież okres, w którym nie było cyfrowych nośników dźwięku, ba – rejestrowanie dźwięku to była męczarnia. Zwłaszcza przy mizernej akustyce większości sal, w których odbywały się koncerty. Na szczęście rozwój techniki plus umiejętności producenckie niejakiego Ronana Chrisa Murphy’ego wystarczyły, by przygotować dla fanów dobrej muzyki niemały kąsek. Zasłuchajmy się zatem w tej muzyce.
 
Światła gasną, tylko punktowy reflektor rozprasza ciemności. Cisza, nie słuchać publiczności, jakby zahipnotyzowana czekała w napięciu na każdy dźwięk, jaki może się pojawić. Ostatecznie święto muzyki – bo jakże inaczej nazwać koncert grupy King Crimson – ma to do siebie, że jakakolwiek nuta, zagrana, brzdąknięta przypadkiem, czy też rozmyślnie wydłużona wywoła dreszcze na plecach zgromadzonych słuchaczy. Zespół już na scenie, światła to gasną, to się pojawiają, coś tam brzmi w powietrzu, cicho, bez jakiegoś nachalnego łaknienia wychynięcia na świat. To The Savage ­– jeden z improwizowanych fragmentów, które przewijać się będą przez całą płytę. I gdy się kończy, ostrymi cięciami gitary i skrzypiec wchodzi Dr Diamond. Bardzo rzadki egzemplarz koncertowego nagrania. I choćby dla niego warto po Live in Mainz sięgnąć. Bo oprócz ostrych , szarpanych riffów jest w nim miejsce na liryczne skrzypce, na śpiewnie wymiatającą solówki gitarę. Wreszcie na swego rodzaju luz wykonawczy, tak bardzo ukochany przez ten zespół. A dalej? Świetny Exiles, niezapomniany The Night Watch, ckliwy Lament i oczywiście wszechpotężny Starless. Czy można chcieć więcej? Można, bo mały niedosyt pozostaje po urywającym się nagle Easy Money. Szkoda, wielka szkoda, że to nagranie tak nagle się kończy. Nigdy nie dowiemy się, jaki entuzjazm wzbudził zespół po ostatnim bisie. Niestety.  
 
Druga płyta to kolejny koncert. Tym razem – jeszcze większy rarytas. Bo jest to ten słynny koncert z Asbury Park z 1974 roku, który znalazł się na płycie USA. Oj, proszę się nie krzywić! Jak posłuchacie, to stwierdzicie, że to nie ten sam koncert!! No albo przynajmniej nie ten sam materiał. Producent postarał się bowiem tak bardzo, że partie skrzypiec Davida Crossa są wreszcie słyszalne, ba, są krwiste jak cholera i nie trzeba posiłkować się jakimiś substytutami (dla wyjaśnienia – na płycie USA materiał był tak słabo zgrany, że niesłyszalne partie  skrzypiec Crossa zastąpiono ścieżkami dogranymi w studio przez … Eddiego Jobsona). A zatem – muzyka!
 
Po krótkim wstępie (jak zwykle wszechobecne Walk On.. No Pussyfooting) ostrym wejściem gitary zaczyna się Lark’s Tonques In Aspic Part II. Narażę się pewnie fanom King Crimson, przyznając się, że nie lubię płyty Lark’s Tonques In Aspic. Och, „nie lubię” to jakieś cholerne poprawne politycznie wyrażenie. Ja jej po prostu nie znoszę. Nie cierpię. I programowo wk…wia mnie czołobitność wobec tej płyty. Lark’s … wcale nie jest dla mnie magnum opus tego wcielenia King Crimson, które rządziło w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. I tyle. A tu druga część utworu tytułowego się broni. Świetnie brzmi. Nie ma się do czego przyczepić. Jednak na wyróżnienie z całej płyty zasługują nie takie tam dla przykładu Starless – crimsonowskie arcydzieło z płyty Red. Nie będziemy (choć na to zasługuje) padać na kolana przez fascynującym Exiles czy energetycznym Easy Money (wreszcie w całości!). Nie, nie, tak łatwo nie będzie. Za to bez wątpienia rewelacją płyty jest prawie dwunastominutowa improwizacja zespołowa o wdzięcznym tytule Asbury Park. Tyleż się dzieje w tym nagraniu, taka znakomita forma wspólnego poszukiwania nowych tematów, że aż z wrażania odbiera człowiekowi możliwość głośnego wyrażania swoich zachwytów.
 
W finale, gdy mamy jeszcze siłę poruszyć palcami u stóp, zespół dokłada kolejną cegłę w postaci 21st Schizoid Man i co tu dużo mówić: jest pozamiatane.
 
Cieszę się, że takie rzeczy jeszcze zalegają w archiwach. W 1974 roku mogłem bowiem co najwyżej próbować pośpiewać w przedszkolu, a niżeli pójść sobie zobaczyć Roberta Frippa i kolegów, wyczyniających nieziemskie harce na scenie. Obecność żelaznej kurtyny pomińmy milczeniem, bo wtedy zdaje się nie miałem o niej pojęcia…

Znakomita płyta, polecam.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.