ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu AC/DC ─ Fly On The Wall w serwisie ArtRock.pl

AC/DC — Fly On The Wall

 
wydawnictwo: Albert Productions 1985
 
1. Fly On The Wall (Young, Young, Johnson) [03:43]
2. Shake Your Foundations (Young, Young, Johnson) [04:10]
3. First Blood (Young, Young, Johnson) [03:40]
4. Danger (Young, Young, Johnson) [04:22]
5. Sink The Pink (Young, Young, Johnson) [04:14]
6. Playing With Girls (Young, Young, Johnson) [03:44]
7. Stand Up (Young, Young, Johnson) [03:53]
8. Hell Or High Water (Young, Young, Johnson) [04:31]
9. Back In Business (Young, Young, Johnson) [04:22]
10. Send For The Man (Young, Young, Johnson) [03:26]
 
Całkowity czas: 40:31
skład:
Brian Johnson – Vocals / Angus Young – Lead Guitar / Malcolm Young – Rhythm Guitar / Cliff Williams – Bass Guitar / Simon Wright – Drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 20, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
06.11.2009
(Recenzent)

AC/DC — Fly On The Wall

“…Uwielbiałam Stonesów… Dostawałam orgazmu, słuchając, jak Mick Jagger śpiewa: shove it right in, baby, oohh!... Potem puściłam Stonesów koleżance, która była fanką Beatlesów. Zapytała: a co on właściwie chce jej włożyć? Gdzie?...”
(Pamela des Barres)

Album – znak czasów, w których powstawał.

Rok 1985. W muzyce rockowej i metalowej nagle zaroiło się od przystojniaków ładujących w swoje długie włosiska więcej żelu i sprayu, niż wszystkie ich dziewczyny razem wzięte. Standardem stała się dopieszczona, studyjna produkcja, ładne melodie, ładny, grzeczny, milutki śpiew, liryczne, słodkie teksty i wirtuozerskie partie instrumentalne. I oczywiście stosy przeróżnych syntezatorów na scenie. A przed sceną, okupowaną z reguły przez długowłosych jegomościów w skórach, zaroiło się nagle od piszczących nastolatek w modnych ciuchach…

AC/DC – które swoją, studyjnie dopieszczoną, porywającą płytą „Back In Black” pośrednio zainspirowało całą armię pudel- i pop-metalowców – pokazało temu wszystkiemu środkowy palec. Brian Johnson skrzeczy, jak skrzeczał zawsze. I jak zawsze nakrywa krótki włos niezbyt modnym kaszkietem, jak przystało na rasowego Geordie-robola. Sekcja rytmiczna z nowym nabytkiem za perkusją – Simonem Wrightem – tłucze mocno, prosto, równo, bez niepotrzebnej finezji. Syntezatory – dokładnie jeden Prophet 5 – na scenie są. Bo w finałowym „For Those About To Rock” pieprznięcia z dział muszą się z czegoś wydobyć. Do tego produkcja – surowa, brudna, wręcz garażowa, jakby zapowiadająca czasy grunge’u. Bez pochłaniającej energię finezji i dopieszczenia. Angus też nie bawi się w Turbodymomana i nie stara się zawstydzić Noruma czy Samborę, grając o 50% szybciej od nich. Gra po swojemu, w starym dobrym stylu. Żadnych ballad. Teksty też bynajmniej nie wypełniły się nagle słodkimi zawodzeniami o nieudanej nastoletniej miłości. Wręcz przeciwnie. Jak na autorów pamiętnego „Given The Dog A Bone” przystało.

„Fly On The Wall” to solidny kop energii. Mocna, arogancka, bezczelna płyta. Z niezbędną dawką szaleństwa. Na przekór trendom i modom. Granie dla nastolatek? Jak najbardziej. Tych, które z góry na dół lały na wszystko, co modne. Które doskonale wiedziały, co i gdzie pan Jagger włożyłby im, gdyby znalazł się z nimi za sceną sam na sam. I bynajmniej nie broniłyby się specjalnie… Angus Young i jego ejsidisownyja kamanda pokazali naśladowcom z tatuażami Supermana na ramieniu, że „Back In Black” – oprócz dopracowanego, perfekcyjnego brzmienia – niosło w sobie ostrość, szaleństwo, czy właśnie – bezczelność, której naśladowcom jakoś nie dostawało. Ale cóż, jeszcze by się piszczące nastolatki w nowiutkich, markowych dżinsach od tatusia zbulwersowały… Ma ta płyta swój charakter, ma jaja.

I jednego tylko zabrakło do doskonałości. Większej porcji udanych utworów. Pierwsza piątka jedzie do przodu niczym cztery dekady wcześniej Szarik i jego kompani w swoim T-34: mocno, potężnie, roznosząc wszystko po drodze. Niestety, od numeru szóstego napięcie już spada. Druga piątka to raczej solidne średniaki. Takie, które specjalnego wstydu AC/DC nie przynoszą, ale też specjalnym powodem do dumy nie są.

W sumie: gdyby skończyło się na pierwszych pięciu utworach, byłaby to doskonała EP-ka. A tak: jest niezły album. Do dziś uważany za jedną z najsłabszych, jeśli nie najsłabszą produkcję AC/DC. Osobiście przypiąłbym tę łatkę „Ballbreaker” – bo monotonią jedzie z tej prawie godzinnej płyty strasznie. „Fly On The Wall” – jako że powstawał w starych, winylowych czasach – trwa ledwie czterdzieści minut. I nie nudzi. Cytując Wojciecha Kapałę – jakoś nie wierzę, że oprócz mnie i mojego znajomego, wielkiego fana AC/DC (zresztą obecnie lekarza psychiatry) wszyscy posiadacze tego albumu przerobili swoje egzemplarze „Fly On The Wall” na ozdoby pokojowe czy samochodowe.

W sumie: na plus, ogólna – jak najbardziej słuszna – koncepcja brzmieniowa. Na minus – pewien dół kompozytorski i sporo wypełniaczy. Za pierwsze dałbym dziewięć gwiazdek, za drugie pięć, góra sześć. Jakbym nie liczył – średnio wychodzi siedem, może siedem i pół. No to będzie solidne siedem gwiazdek.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.