ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dire Straits ─ Brothers In Arms w serwisie ArtRock.pl

Dire Straits — Brothers In Arms

 
wydawnictwo: Vertigo 1985
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. So Far Away (Knopfler) [05:12] 2. Money For Nothing (Knopfler, Sting) [08:26] 3. Walk Of Life (Knopfler) [04:12] 4. Your Latest Trick (Knopfler) [06:33] 5. Why Worry (Knopfler) [08:31] 6. Ride Across The River (Knopfler) [06:58] 7. The Man's Too Strong (Knopfler) [04:40] 8. One World (Knopfler) [03:40] 9. Brothers In Arms (Knopfler) [06:55]
 
Całkowity czas: 55:07
skład:
Mark Knopfler – Guitars, Vocals. John Illsley – Bass, Vocals. Alan Clark – Keyboards. Guy Fletcher – Keyboards, Vocals. Terry Williams – Drums. Omar Hakim – Drums. Jack Sonni – Guitar. Michael Brecker – Saxophone. Randy Brecker – Horn. Malcolm Duncan – Tenor Saxophone. Neil Jason – Bass. Tony Levin – Bass. Paul Franklin – Pedal Steel Guitar. Michael Mainieri – Background Vocals. Dave Plews – Horn. Sting – Vocals.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,45
Arcydzieło.
,44

Łącznie 104, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
13.05.2010
(Recenzent)

Dire Straits — Brothers In Arms

Ćwiara minęła! Właśnie dzisiaj stuknęło 25 lat jednej z najpopularniejszych płyt lat 80. Jak wspominali muzycy innych zespołów, w owym czasie w Anglii trudno było się załapać na wydanie albumu na CD: wszystkie wytwórnie tłoczyły na gwałt właśnie „Brothers In Arms”.

Zespół w owym czasie był już gwiazdą. Od pierwszej płyty, wydanej jeszcze u schyłku lat 70., w apogeum punkowej rewolucji, konsekwentnie rozwijał własny styl i grał swoje. Muzykę raczej oszczędną, nastrojową, bez wirtuozerii, ale z drugiej strony bez punkowego prostactwa i niechlujności. Z eleganckimi, dystyngowanymi, szlachetnymi solówkami Knopflera. I z płyty na płytę grono jego fanów rosło. A brzmienie robiło się coraz bogatsze, pełniejsze, coraz bardziej rozbudowane. Podobnie zresztą jak utwory: na początku w gruncie rzeczy proste, z czasem ulegały coraz większemu wzbogaceniu, pojawiały się różne instrumentalne dygresje, ciekawe zestawienia instrumentów… Apogeum tej tendencji przypadło na płytę „Love Over Gold”: z trwającą prawie kwadrans suitą „Telegraph Road”, z długim, spokojnym wprowadzeniem, z instrumentalnymi wstawkami pomiędzy kolejnymi zwrotkami, z dłuższym, klimatycznym, prawie soundtrackowym pasażem instrumentalnym – kapitalny duet gitary i wibrafonu – w „Private Investigations”, kapitalnie rozkładającym napięcie…

Od strony kompozycyjnej Knopfler nieco powściągnął swoje ambicje, którym pofolgował na „Love Over Gold”. Na „Towarzyszach Broni” najdłuższy utwór ma raptem osiem i pół minuty, o wieloczęściowych, złożonych, urozmaicanych zmianami nastroju, tempa, instrumentalnymi dygresjami kompozycjach też na razie trzeba zapomnieć. Za to Knopfler często i chętnie przypomina o szczególnym rodzaju gitarowej wirtuozerii, który stał się jego znakiem szczególnym. Zamiast przebierania szybko paluchami po gryfie – zagranie jednego, dwóch dźwięków, za to idealnie trafionych. Takich dźwięków, które wnoszą do utworu więcej, niż kilka długich solówek… Knopfler gra kilka dźwięków, ale to wystarczy. Klimat, nastrój utworu jest od razu.

Idealnym przykładem jest centralna kompozycja tej płyty, „Why Worry”. W pierwszej chwili może się wydawać, że to nic takiego. Prosta partia gitary, niespieszny rytm, jakby od niechcenia wyśpiewywane kolejne zwrotki. W końcu rozwinięcie instrumentalne. Zamiast solówki gitarowej powoli płynąca sobie melodia, oparta na dobrą sprawę na paru dźwiękach. I te parę dźwięków wystarczy, żeby stworzyć nastrój. Chociaż w tym utworze bardzo dużą rolę gra jeszcze jeden drobiażdżek. Króciutka klawiszowa wstawka, pojawiająca się przed zwrotkami. Kilka dźwięków syntezatora. Które budują klimat setki razy lepiej, niż niejeden rozbudowany pasaż.

Początek płyty jest dynamiczny, żywy. „Walk Of Life” to takie żwawe boogie, w klimacie nawiązującym do pierwszych płyt zespołu – jest w nim coś, co się kojarzy choćby z „Sułtanami Swingu”. Podobnie fajnie sobie płynący „So Far Away”. No i oczywiście bodaj najsłynniejszy utwór zespołu. Knopfler był kiedyś w sklepie RTV i przypadkiem podsłuchał, jak jeden z pracowników komentuje produkujących się na estradzie MTV muzyków. Bo przecież to niczego nie wymaga, wystarczy fajnie wyglądać i mieć gitarę. I już, można żyć jak król, można mieć money for nothing… Długie, narastające, instrumentalne wprowadzenie. Klasyczny riff gitary. Dośpiewujący i szczekający Sting. A pod tym wszystkim – klasyczne Straits: żywe gitarowe granie, z efektownym refrenem. No i klasyczny już, animowany teledysk.

A potem nastrój się zmienia. Kompozycje robią się dłuższe. Mniej w nich efektownych riffów. Czasem, jak choćby w „Your Latest Trick”, gitary w ogóle schodzą na dalszy plan. W tej ładnie się snującej, majestatycznej balladzie wyraźne są wpływy cool jazzu. Gościnnie zaproszeni, grający na dęciakach muzycy nadają tu klimat. W „Ride Across The River” jest podobnie. Tak jak w utworze tytułowym, inspiracją były tutaj wojny w Ameryce Łacińskiej. Podobno odgłosy cykad, które pojawiają się w tle, zarejestrowała specjalna ekipa, która za niemałą kasę pojechała do Meksyku. „Today in the mountains, tomorrow the world…” Jest na tej płycie jeszcze jedna podobna opowieść. Wyznanie partyzanta walczącego wśród lasów i gór o lepsze jutro.

…Wyłaniające się z ciszy klawiszowe tło. Łagodne, gitarowe wprowadzenie. Te góry skryte w mgle, to teraz mój dom. Lecz me serce pozostało wśród dolin, i już zawsze będzie tam… Ty kiedyś wrócisz do swych pól i farm. I już nie będziemy musieli być towarzyszami broni… Przez wszystkie pola śmierci, jakie przeszliśmy, przez wszystkie chrzty ogniowe, jakie były naszym udziałem, patrzyłem, jak cierpisz, jak całe to szaleństwo cię zmienia. I mimo cierpienia, jakie było naszym udziałem, nigdy nie porzuciłeś mnie… Jest tyle różnych światów, tyle różnych słońc. A my mamy jeden tylko, pod jednym słońcem, ale przypadło nam żyć w całkiem różnych światach. A teraz, słońce już znika, nadchodzi noc, pożegnajmy się – sam wiesz, każdy kiedyś musi umrzeć. Taki już los nam zapisano, w gwiazdach i na liniach dłoni. Bo tacy głupcy jak my, toczą wojny od lat. …I gitarowe, łagodne solo.

...Adieu, drogi kamracie, Twa misja już wypełniona – lecz ja, bardziej zarażony wojną, Me jestestwo i dusza ma nieposkromiona, Wciąż są zamknięte w żołnierskim kieracie; Przez nieprzebyte drogi zasadzek stron wrogich, Przez nieskończenie wiele klęsk porażających, przez wiele porażek, zawsze wprawiających w zdumienie; Maszerujemy, zawsze maszerujemy, toczymy wojnę – By dzikszej, większej bitwie dać właściwy wyraz.

Trochę tej płycie brakuje do doskonałości. Nieco ciężki, oparty na masywnej partii basu Tony’ego Levina, funkowy „One World” wypadł w sumie nijako i z powodzeniem mógł zostać pominięty na trackliście. Może też „The Man’s Too Strong” nie był do końca potrzebny… Ale nie ma wątpliwości: jedno z największych dokonań muzyki popularnej lat 80. I najlepsza płyta Straits.

(Wykorzystano fragment wiersza Walta Whitmana „Adieu To A Soldier” w tłumaczeniu Piotra Kletowskiego.)

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.