ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Magellan ─ Impossible Figures w serwisie ArtRock.pl

Magellan — Impossible Figures

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2003
 
1. Gorilla With A Pitchfork - 1:24
2. Killer Of Hope - 10:03
3. Bach 16 - 2:46
4. Late For Church - 6:15
5. Confessor’s Overture - 2:24
6. Hymn For A Heathen - 3:15
7. A World Groove - 6:30
8. Counterpoints - 5:59
9. Feel The Cross - 6:36/ 10. Hallucination - 5:11
 
Całkowity czas: 50:28
skład:
Trent Gardner - Lead Vocals, Keyboards, Trombone / Wayne Gardner - Guitars, Bass, Backing Vocals oraz gościnnie: Jason Gianni - Drums / Stephen Imbler - piano / Jeff Curtis - brass arrangement on Bach 16
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 8, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
19.11.2003
(Recenzent)

Magellan — Impossible Figures

Przyznam szczerze, iż nie czuję już owego dreszczyku emocji jaki zawsze mi towarzyszył przy opisywaniu muzyki Maestro. Tak się jednak jakoś zdarzyło, iż jestem etatowym recenzentem jego twórczości na Caladanie zatem z obowiązku należałoby coś skrobnąć o najnowszym dziele macierzystej twórczości Trenta. Ta niechęć wcale nie wypływa z tego, że płyta jest słaba. Jest dobra i solidna podobnie zresztą jak ostatni krążek Dream Theater tylko...

Może to syndrom zblazowanego faceta, któremu podsuwają coraz nowsze i niby lepsze, podobne do siebie modele samochodów, a on marzy o helikopterze? OK, w razie czego zastrzegłem żem zblazowany :-)

Impossible Figures special edition (bo o tej wersji sobie pomarudzę) cieszy tradycyjną dla tego typu wydawnictw InsideOut formą książeczki w twardej oprawie miast plastikowego pudełka. Figury niemożliwe... dużo sobie wyobrażałem po takim tytule a propo artwork/design. Oczywiście Thomas Ewerhard odwalił kawał dobrej roboty - zwłaszcza sama okładka tudzież świetna ilustracja do Killer Of Hope, niemniej... Jest taki stary numer Fantastyki - z marca 1986 r., gdzie galeria poświęcona jest właśnie figurom niemożliwym - obrazom, rzeczom "które sprawiają wrażenie obiektów przestrzennych, takich jednak, że ich przestrzenna konstrukcja nie jest możliwa - prowadzi bowiem do nierozwiązywalnych sprzeczności i paradoksów geometrycznych." Oglądam sobie wydawnictwo Impossible Figures, ale jakoś nie widzę ani multibelek jak pięciokąt Cesariego czy "trójkąt niemożliwy" ani figur pasowych jak słynne "diabelskie widły". Może to kwestia praw autorskich, może mojej ślepoty, a może zamierzonego działania Trenta - w każdym razie sytuację ratuje, dość złośliwie mówiąc, przedstawiona muzyka, która przypomina bodaj najbardziej urokliwy obraz M.C. Eschera - ten ukazujący zameczek z figurkami drepczącymi po niemożliwych schodach - niby się wspinasz (tak Ci się wydaje) a powracasz do punktu wyjścia poniżej. Ot - najnowsza twórczość Maestro w pigułce.

Pozwólcie, że się wytłumaczę z tego poglądu. Odpalamy płytkę i co mamy? Dość banalne intro w postaci Gorilla With A Pitchwork - po części trącające lekko zawiązaniem Raising The Mammoth, po części bombastyczną orgią jakiejś kosmicznej bitwy. Następny w kolejności - najdłuższy Killer Of Hope to echo (już nie dodam, że wyblakłe) tytułowego dzieła z Test Of Wills. Momentami Trent stara się nawiązywać do stylistyki debiutu - stara, acz wychodzi mu to hm... pretensjonalnie, że użyję łagodnego eufemizmu. Samplowany momencik przemówienia nie przywróci blasku Union Jack, kiedy brak pędu z 1991 r. Silniki niby coraz lepsze tylko kierowcy się starzeją. Do tego zawodzenio-beczenie Maestro z ostatnich dwóch minut wyraźnie działa mi na nerwy - litości Trent. Teraz Bach 16 czyli fragmencik Goldbergowskich Wariacji Bacha z fortepianem obsługiwanym przez Stevena Imblera. Ładne (dzięki Janowi Sebastianowi) natomiast wchodzący w 59 sekundzie dźwięk trąby stanowi odrobinkę karykaturalne nawiązanie do dostojnego Ascension by Dead Can Dance z płyty Spleen And Ideal. Dalej mamy Late For Church - kompozycję doprawdy udaną, miotającą się jak zresztą cała ta płyta, pomiędzy Hour Of Restoration a Test Of Wills (ze wskazaniem na ten drugi album). Czyli nihil novi - ktoś się łudził, że będzie inaczej? Chyba tylko ja - bu ha ha ha. Nie wiem czy jest sens brnąć w dalsze komentowanie kawałka po kawałku. Wspomnę tylko, iż w takim A World Groove Maestro zabawił się w Petera Gabriela z okresu III - IV lubo innego Paula Simona, niemniej nie ta klasa - o swieżości ani nie wspominam. Chodzi o rytmy oczywiście. Do tego Maestro wyraźnie tęskni za orientalnym fletem Iana Andersona z Family Jewels. Jest jeszcze sprawa kawałka dodanego jako special edition bonus track - Hallucination. Niech się posiadacze zwykłej wersji nie martwią - dużo, a właściwie to nic nie stracili - poza wyżyciem się Jasona Gianni na biednej perkusji pod koniec kawałka. Nuda i schemat aż piszczą.

Hm... czy Impossible Figures to aż taka zła płyta? Wcale nie - jak już nadmieniłem jest solidna, trzyma dość równy poziom. Jest fajna hi hi tudzież przyjemnie jej się słucha. Od czasu debiutu upłynęło już te 12 lat i Magellan ma święte prawo popaść w rutynę - niektórzy robią to znacznie szybciej. Nareszcie przynajmniej przestali obwijać w bawełnę to co od samego początku wydawało się oczywiste - formację tworzy dwóch braci - reszta to zapraszani goście łącznie (zwłaszcza!) z przeglądem różnorakich perkusistów (i tak najlepszy był automat z debiutu hłe hłe).

To special editions ma jedną podstawową wadę - Fell The Cross jest udanym, zróżnicowanym brzmieniowo (od heavy prog bo gitarę akustyczną) zwieńczeniem Impossible Figures. O Hallucination nie da się już tego powiedzieć.

"Dobrze jest mieć tę swoją kapliczkę. Dobrze podczas męczących upałów móc przysiąść w miłym cieniu uświęconego zagajnika, wsłuchać się w szemrzący obok strumyczek kryształowo czystej i zimnej wody, zapatrzyć się w ikonę i te kilka płytek pod nią. A jeszcze lepiej móc posłuchać którejś z nich."

Heh - z kapliczki pozostały ruiny. Olbrzymia, wyrzeźbiona głowa Trenta przewróciła się na bok, ja zaś za punkt honoru obrałem sobie wjechać na nią zaprzężonym w pociągowego rumaka mini - dyliżansem. Impossible?

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.