Jak na razie, ciężko byłoby powiedzieć, że rok 2012 obfituje w udane płyty. Mnie przynajmniej podsumowanie roczne wyjątkowo mgliście się na razie jawi. Prędzej byłoby wymienić to, co nieudane, słabe, złe – Muse, VDGG, Lacrimosa… Nawet Dead Can Dance wrócili z płytą, jak na swoje możliwości, taką sobie. Stąd każda miła niespodzianka jest przeze mnie witana bardzo ciepło.
O pannie Livki (opolanka, mieszkająca na stałe w Niemczech) Polska usłyszała dzięki pewnemu muzycznemu show. Co prawda Olivia nie wygrała tegoż programu, tym niemniej zaistniała w pamięci widzów jako oryginalne, ciekawe muzycznie zjawisko. Debiutancką płytę – wydaną własnym sumptem – wznowiło teraz w nieco rozszerzonej postaci EMI.
Jaka to muzyka? Oryginalna, pozbawiona oczywistych zapożyczeń, bardzo intrygująca. Dominuje tu rytm, na pierwszy plan wysuwają się potężnie brzmiące żywe bębny, rozmaite perkusjonalia i programowane rytmy. Do tego elektroniczne tła, wielopoziomowe, nakładane na siebie ścieżki wokalne, przyjemnie zakręcone, grane często z lekkim przesterem linie basowe, skrzypce, okazjonalna trąbka… Olivia często wykorzystuje tu gęste, etniczne czy wręcz plemienne podkłady bębnów – jak w dwóch pierwszych utworach. Ciekawie wypada to zwłaszcza w „Tel Aviv” – prawie że postpunkowym W „Hologram” kanonady bębnów (już nie tak gęste) intrygująco łączą się z odjechaną linią wokalną – zgrabnie wiążącą śpiew i prawie skandowanie, oraz lekko przesterowaną partią gitary basowej. Nieco spokojniejszy „No Memory” z kolei płynnie łączy ze sobą smyczki, fajną linię basową i elektroniczne tło. Wściekły trans i plemienna rytmika powraca w „Abby Abby!” – bardzo zręcznie przechodzącym od spokojnego początku do gęstego brzmieniowo, szalonego finału i krótkiej, wyciszającej kody. W przypadku „Bad Manner Rhyme” nastrój dodatkowo budują elektroniczne przeszkadzajki w tle. „Earth Moves” to bodaj najbardziej na całej płycie udana próba stworzenia chwytliwej, przebojowej kompozycji – jest tu ładna, rozlewna melodia, przyjemna linia wokalna, całość wypada chwytliwie, ciepło. Dla kontrastu, w „Tennis Rackets” nacisk położony na perkusyjne kanonady i wszechobecny rytm. Na sam finał podstawowej części płyty mamy dość podniosły „Sunrise In The Eyes Of Our Maker”. W nagraniach dodatkowych mamy: nieco zagoniony „Song For The TV”, oparty na fajnym riffie przesterowanego basu „Blood Ponies” i ciekawą inną wersję „Abby Abby!”.
Jako całość – płyta jest bardzo spójna, o wyrównanym poziomie: nie ma tu słabych fragmentów, przestojów, wypełniaczy, wszystkie kompozycje są co najmniej bardzo dobre, do czego przyczyniają się też bardzo trafione aranże: nie ma tu uczucia przesytu, przesady, brzmienie nie przytłacza zbędnym bogactwem, każdy element jest ustawiony na swoim miejscu. Można trochę kręcić nosem na brak większej ilości dobrych, ciekawych melodii, tym niemniej należy przyznać, że w pełni autorskie dzieło panny Livki (dziewczyna sama napisała i zaaranżowała wszystkie utwory i wykonała lwią część partii instrumentalnych) robi naprawdę bardzo duże wrażenie. Czyżby objawił nam się talent na miarę może nawet Kate Bush? W każdym razie jest mocna kandydatka do zbliżających się powoli zestawień najlepszych pozycji roku 2012.