ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Caravan ─ Blind Dog at St. Dunstans w serwisie ArtRock.pl

Caravan — Blind Dog at St. Dunstans

 
wydawnictwo: BTM Records 1976
 
1. Here Am I (6:19)
2. Chiefs and Indians (5:13)
3. A Very smelly, Grubby Little Oik (4:15)
4. Bobbing Wide (1:13)
5. Come on Back (4:50)
6. Oik (reprise) (2:26)
7. Jack and Jill (6:26)
8. Can You Hear Me? (6:17)
9. All the Way (9:03)
 
Całkowity czas: 46:20
skład:
Pye Hastings – guitars and vocals
Richard Coughlan – drums
Jan Schelhaas – keyboards
Mike Wedgwood – bass, congas, vocals
Geoffrey Richardson – viola, flute, electric guitar
oraz
Jimmy Hastings – flute, clarinet, saxophone
Irene & Doreen Chanter - backing vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,2
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 22, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
23.11.2012
(Gość)

Caravan — Blind Dog at St. Dunstans

- What are those two doggies doing over there?
- Well, the doggie in front is blind and his friend behind is pushing him all the way to St. Dunstans.


Słowa autorstwa Noela Cowarda, dające się usłyszeć pod koniec Jack and Jill, nie tylko wyjaśniają pochodzenie tytułu całej płyty, ale także dobrze wprowadzają w jej klimat. Nader sympatyczny i ciepły, a przy tym niepozbawiony brytyjskiego poczucia humoru i swoistego absurdu. Podobne wrażenie sprawia okładka, przedstawiająca ulicę św. Dunstana w Canterbury, wypełnioną psami, pieskami i psinkami. Nie brak tu dowcipu, wystarczy spojrzeć na jeden z transparentów (Świat schodzi na ludzi). Warto wspomnieć o tym, że muzycy ponoć lubili zaglądać do tutejszych pubów w czasach swojej młodości.

Po odejściu zdolnego kompozytora i klawiszowca, odpowiedzialnego m.in. za większość suity Nine Feet Underground, Dave'a Sinclaira, a następnie także jego kuzyna, świetnego śpiewającego basisty Richarda Sinclaira, Pye Hastings został na placu boju tylko z wiernym zespołowi przez całe życie perkusistą Richardem Coughlanem i swym bratem Jimmym, stale goszczącym na płytach grupy. Niezrażony zmianami personalnymi, wiódł Caravan w barwną krainę pięknych melodii i fantazyjnie zakręconych tekstów, gdzie wysokie grzyby i uśmiechnięte cebule zgodnie kołyszą się do wtóru łagodnych dźwięków jego gitary. Ostatnim spośród wartych bliższego poznania albumów jego komanda jest właśnie Blind Dog at St. Dunstans.

Jak przystało na Caravan, płyta pełna jest finezyjnych melodii. Co prawda przy pierwszym kontakcie z nią słuchacz raczej nie pada niczym rażony strzałą łucznika Muszalskiego Tatarzyn, jednak zmyślne aranżacje, często eksponujące brzmienie nietypowych dla rocka instrumentów - fletu, altówki czy klarnetu - a także kunszt muzyków sprawiają, że z wydawnictwem obcuje się z przyjemnością. Słychać, że mamy do czynienia z tym samym zespołem, który kilka lat wcześniej nagrał wybitny, do dziś świecący jasnym blaskiem album In the Land of Grey and Pink. Muzyka jest lekka i melodyjna, momentami wręcz baśniowa. Wrażenie to potęguje delikatny wokal lidera i gitarzysty. Z drugiej strony, słychać też trochę zmian - w końcu mamy już rok 1976, a z dawnego składu zostali tylko Hastings i Coughlan, wspierani przez Jana Schelhaasa (później w Camel), Mike'a Wedgwooda (wcześniej w Curved Air) i Geoffa Richardsona. Grupa, w odróżnieniu choćby od kolegów z Soft Machine, nigdy nie stroniła od przebojowości - ich twórczość była przystępna, a jazzowe inklinacje nigdy w niej nie dominowały. Blind Dog... moglibyśmy przy sporej dozie uporu określić mianem płyty popowej. Jednakże najlepiej będzie pozostać przy bezpiecznym określeniu „brzmienie Canterbury", albowiem niesie ono ze sobą o wiele więcej treści. Równie treściwa jest muzyka na tym albumie, w której znajdziemy i elementy folkowe, i jazz-rockowy sznyt, i nieomal taneczne rytmy, mogące się kojarzyć z rozkwitającym w owym czasie stylem disco. Poszczególne kompozycje nie różnią się od siebie diametralnie. Większość z nich to po prostu żywe, dynamiczne piosenki. Nawet najdłuższe na krążku, dziewięciominutowe All the Way to po prostu ładna ballada z wyjątkowo łatwo wpadającym w ucho refrenem, którego melodia na samym końcu powraca pod postacią gwizdania. Raczej od gustu zależy, które z utworów uznamy za najbardziej udane. Mnie osobiście szczególnie podoba się Jack and Jill, żwawa piosenka zaopatrzona w miły dla ucha basowy wstęp i nieco taneczny rytm, okraszona humorystycznym tekstem o przygodach związanych z noszeniem wiadra wody.

I reszta utworów nie powinna być powodem do wstydu dla tej wielce zasłużonej formacji. Ładne piosenki też trzeba umieć pisać, a o tym, że Pye Hastings tę umiejętność posiada, świadczy ta płyta bardzo dobrze. Co więcej, łagodne, melodyjne, pełne wdzięcznych harmonii, kunsztownie zaaranżowane i wykonane kawałki Caravan sprawdzają się przy bólu głowy znacznie lepiej niż ambitne i szalone pomysły King Crimson. A to też nie jest bez znaczenia.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.