ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Tolonen, Jukka ─ Tolonen! w serwisie ArtRock.pl

Tolonen, Jukka — Tolonen!

 
wydawnictwo: Love Records 1971
 
1. Elements: Earth, Fire, Water, Air [8:09]
2. Ramblin’ [9:03]
3. Mountains [6:42]
4. Wanderland [5:06]
5. Last Night (live) [3:30]
 
Całkowity czas: 32:30
skład:
Jukka Tolonen - guitars, keyboards
Pekka Pohjola - bass
Reino Laine - percussion
Pekka Pöyry - saxophone
Heikki Virtanen - bass
Ronnie Osterberg - drums
Jukka Gustavson - Lowrey organ
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
16.12.2013
(Gość)

Tolonen, Jukka — Tolonen!

Wskazanie kilku nagranych w Finlandii na początku lat 70. albumów lepszych od tu prezentowanego nie byłoby rzeczą trudną, aliści przyznać muszę, że płytowy debiut Jukki Tolonena darzę sympatią szczególną. Najprawdopodobniej przez wzgląd na jej okładkę - czyż bowiem jakakolwiek inna ilustracja lepiej mogłaby koegzystować z zawartym tu materiałem niż wizerunek skrytego za obfitą strzechą prostych włosów nastolatka dzierżącego w dłoniach gitarę? Wszakże mówi nam ona bardzo wiele o muzyce – oto zbiór pomysłów młodziutkiego szarpidruta, swoista wizytówka Jukki Tolonena AD 1971. Nawet ten wykrzyknik w tytule wydaje się uzasadniony. Powiedziałbym, że oznacza: o, jakie to dobre!

Jukka Jorma Tolonen urodził się w Helsinkach 16 kwietnia 1952 roku - raptem trzy miesiące przed odbywającymi się tam podówczas igrzyskami olimpijskimi. Zdawać by się przeto mogło, iż był nowicjuszem, nagrywając pierwszą płytę sygnowaną rodowym nazwiskiem. Nic podobnego – już w wieku czternastu lat pogrywał z Arto Sotavaltą, mając lat piętnaście uczestniczył w nagraniu pierwszego singla tegoż, zaś w okolicy swych siedemnastych urodzin wraz z perkusistą Vesą Aaltonenem założył Tasavallan Presidentti, jedną z najznamienitszych fińskich grup tego okresu, której członkiem pozostał aż do jej rozpadu w roku 1974. Mimo młodego wieku jego partie cechowała nie lada inwencja w zakresie brzmienia czy harmonii, poparta świetnym warsztatem. Jego barwną i tyleż miłą dla ucha, co dowodzącą sporego talentu grę usłyszeć można także na dwóch płytach - Tombstone Valentine i Fairyport - innych tuzów suomi-proga, zespołu Wigwam.

Jednakże współpraca z innymi muzykami w ramach ww. formacji nie zaspokajała najwyraźniej w pełni ambicji Jukki, skoro zdecydował się w roku 1971 na nagranie płyty solowej. Płyta solowa płytą solową – nie każdy jest Oldfieldem, żeby w pojedynkę tkać z nut dźwiękowy arras - przeto – choć za całość kompozycji i aranżacji odpowiadał Tolonen – w sesji uczestniczyli inni znakomici fińscy muzycy,  spośród których po prostu nie mógłbym nie wymienić dwóch, zresztą noszących to samo imię: jazzowego saksofonisty Pekki Pöyry’ego, także członka Tasavallan Presidentti - niestety cierpiącego na psychozę maniakalną, która doprowadziła do jego samobójczej śmierci w roku 1980 - oraz Pekki Pohjoli, wybitnego basisty, znanego zarówno z grupy Wigwam, jak i z kariery solowej. Zarejestrowany w Helsinkach w październiku 1971 roku materiał został jeszcze w tym samym roku wydany w Finlandii sumptem wytwórni Love Records. À propos – gros fińskich płyt rockowych nosiło na labelach charakterystyczne serduszkowe logo tejże firmy. W ciągu lat 70. Tolonen! ukazał się także w Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie, Szwecji i Niemczech, co sprawia, iż jest to album relatywnie łatwo dostępny, co konstatuję z przyjemnością, zważywszy na fakt, że zdobycie nawet najbardziej sfatygowanego egzemplarza większości skandynawskich płyt progresywnych z tego okresu jest równie łatwe, co przewleczenie konopnego sznura przez uszko igły.

Już pierwsze takty tej płyty wielce mnie ongiś urzekły. Nie wiem, jakim sposobem Jukka uzyskał takie a nie inne brzmienie gitary na początku Elements, niemniej wiem, że efekt jest świetny. Sam początek krążka nastroił mnie do niego na tyle pozytywnie, że wszystkich pomieszczonych tu utworów wysłuchałem z zainteresowaniem i przyjemnością. I z równą lubością odbieram je do dziś. No dobrze, co prócz tych paru wspomnianych taktów zawiera się w otwierającej wydawnictwo kompozycji? Tytuł sugeruje, iż da się wyróżnić w niej cztery segmenty, odpowiadające poszczególnym żywiołom. Mniej więcej odpowiada to prawdzie. W pierwszej części, najbliższej chyba jazz-rockowi, Tolonen produkuje się jako gitarzysta elektryczny aż do chwili, kiedy nieomal w pół taktu przerywa sam sobie uderzeniami w klawisze fortepianu. Powolny, refleksyjny fragment trwa ponad dwie minuty. Ciekawe jest to, że zastosowano w nim także szpinet. Następnie nastrój zmienia się odrobinę, cicho przygrywa flet, fortepian słychać początkowo tylko w tle, jednak z czasem wysuwa się na pierwszy plan. Z czasem dołącza się także sekcja rytmiczna, a gitara i saksofon snują swoje partie solowe. Pod pewnymi względami końcówka Elements przypomina mi niektóre fragmenty płyty Lambertland, pewnie z powodu udziału tych samym muzyków: Tolonena i Pöyry’ego. Najdłuższe nagranie na płycie, dziewięciominutowe Ramblin’ ma w znacznej mierze charakter jazzowy, choćby ze względu na konstrukcję – temat wejściowy powraca pod koniec (brzmi identycznie), środek zaś zajmują pyszne popisy gitary i saksofonu zagrane z towarzyszeniem gęstej sekcji. Kolejne dwa utwory mają charakter jakby pejzażu malowanego dźwiękami, tkanej przy pomocy nut werdiury. Myślę, że całkiem na miejscu będą skojarzenie z Kalevalą, starofińskim eposem, równie bogatym w niezwykłe postaci i zdumiewające zdarzenia, co historie Homeryckie, znanym w świecie zachodnim głównie dlatego, iż J.R.R. Tolkien przyznawał się do czerpania z niego inspiracji przy tworzeniu swych najsławniejszych dzieł. Jakby łatwiej wyobrazić sobie, z naszego punktu widzenia nieco egzotyczne, przygody Väinämöinena i całej plejady otaczających go postaci, słuchając rozmarzonego, nader obrazowego Mountains albo Wanderland, utworu wprawdzie żwawszego, ale nie mniej obrazowego od poprzednika, ewokującego tysięczne mrowia fińskich jezior zagubionych pośród bezkresnych borów i wojów wędrujących przed wiekami poprzez ten surowy, acz dech zapierający urodą kraj, zdążających do Olavinlinny lub innej dźwięcznie nazwanej warowni. Nawiasem mówiąc – nazwisko Pohjola znaczy ni mniej, ni więcej, tylko Kraj Północy, przez co takie śmiałe skojarzenia wydają mi się jak najbardziej uzasadnione.

Z przyjemnego zamyślenia wyrywa nas Last Night – zarejestrowany na żywo, ostry, mocno hendriksowski kawałek, z szalejącą gitarą Tolonena na pierwszym planie. Taki mocny, utrudniający słuchaczowi ucieczkę w ramiona Morfeusza akcent na koniec płyty. Płyty, która – mimo miejscowych usterek i odrobinę przesadnego eklektyzmu – do dziś budzi uznanie bogactwem pomysłów i kunsztem technicznym Jukki Tolonena i do dziś jest dziełkiem wartym poznania.

I na sam koniec jeszcze jedna malutka refleksja, która mi się niespodzianie nasunęła, kiedym krążka owego słuchał - któż z nas nie chciałby w wieku dziewiętnastu lat nagrać  takiego albumu? Chyba tylko Mike Oldfield.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.