ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Gazpacho ─ Demon w serwisie ArtRock.pl

Gazpacho — Demon

 
wydawnictwo: Kscope 2014
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. I've Been Walking (part I) [9:47]
2. The Wizard Of Altai Mountain [4:53]
3. I've Been Walking (Part II) [12:30]
4. Death Room [18:30]

Bonus track:
5. The Cage [3:44]
 
skład:
Jan Henrik Ohme - Vocals
Thomas Alexander Andersen - Keyboards
Jon Arne Vilbo - Guitars
Mikael Kromer - Violin, Mandolin
Kristian "Fido" Torp - Bass
Lars Erik Asp - Drums, Percussion

Stian Carstensen - Accordions, Banjos
Charlotte Bredesen Choir - on I've Been Walking (Part II)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,4
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,15
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,19
Arcydzieło.
,7

Łącznie 50, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
09.04.2014
(Recenzent)

Gazpacho — Demon

Ponarzekałem na wydany w 2012 roku March of Ghosts. Przewidywalny i niewiele wnoszący do ich twórczości. Niewiele też w związku z tym oczekiwałem od najnowszego dziecka Norwegów. I tu się zaskoczyłem. Bo choć pierwsze wrażenie z premierowego odsłuchu Demona wcale nie zwalało z nóg, to kolejne z nim kontakty czyniły jego obraz coraz bardziej intrygującym. Mieli rację członkowie Gazpacho określając go najbardziej skomplikowanym i najdziwniejszym albumem w ich karierze. Bo Demon wchodzi naprawdę powoli a słuchacz nasiąka jego ulotnym pięknem po dłuższym i wnikliwym z nim obcowaniu.

W zasadzie pewne oczywistości pozostały. Po raz kolejny muzycy zdecydowali się na koncept album i to ponownie dotykający sił nadprzyrodzonych. Na March of Ghosts opowiadali o bohaterze spotykającym i wysłuchującym podczas jednej nocy opowieści przybyłych duchów, tu – na podstawie odnalezionego w Pradze manuskryptu -  opowiadają o człowieku, który twierdził, że żył tysiące lat i poświęcił się poszukiwaniu źródła zła – demona, który ciągle nęka, kusi i doprowadza bohaterów do obłędu… Muzycznie też trzymają się filarów zbudowanych przez lata swojego grania. Wyrazisty nastrój i klimat podkreślony dźwiękową przestrzenią i atmosferycznością, charakterystyczny, niekiedy lekko zbolały i zawodzący wokal Jana-Henrika Ohme przypominający ten Steve’a Hogartha (zresztą w paru momentach na Demon usłyszymy i Marillion z okolic Somewhere Else, czy Happiness Is the Road) oraz ta szczególna niespieszność – oto elementy, które i tu usłyszymy.

A jednak na Demon Norwegowie idą do przodu, szukają jeszcze większej odmienności i tym samym wyrazistości. Ich muzyka staje się tu bardziej introwertyczna. Zawiera też zdecydowanie więcej kontrastów, które pozwalają żyć obok siebie dźwiękowemu minimalizmowi i ascetyczności z jednej i potężnym ścianom gitarowej siły z drugiej strony. Więcej tu zdecydowanie partii instrumentalnych, choć trzeba też powiedzieć, że gitara Jona Arne Vilbo ma chyba mniej do powiedzenia, niż na poprzednich albumach. Przede wszystkim jednak Gazpacho kombinuje z aranżacjami i brzmieniem. Mnóstwo tu bowiem smaczków, jak przetworzony wokal, chóry czy sample.

Demon w podstawowym wydaniu to tylko cztery kompozycje (w wersji Delux Edition dodano króciutki, niespełna czterominutowy, The Cage) i niewiele ponad trzy kwadranse muzyki. Muzyki urzekającej tym razem niezwykłymi partiami skrzypiec Mikaela Kromera, których naprawdę jest dużo (obie części I've Been Walking – polecam szczególnie piękne solo w drugiej części, dublujące się ładnie z podobną melodycznie partią pianina). Zaskakuje najkrótszy w zestawie The Wizard Of Altai Mountain, z dość niecodzienną dla nich rytmiką, podkreśloną dźwiękami, także Kromerowej, mandoliny. Fantastycznym skokiem w bok jest pomieszczony w drugiej części tej kompozycji popis Stiana Carstensena na akordeonie przywołujący bałkański folklor. Zamykający całość, najdłuższy, bo ponad osiemnastominutowy Death Room jest jednym z najambitniejszych ich dokonań w dotychczasowej historii. Balansujący jakby na granicy muzycznego eksperymentu, wielowątkowy, z królującym głębokim basem i dźwiękami mandoliny pachnącymi muzyką Kraju Kwitnącej Wiśni. Bardzo dobry album wciągający z każdym przesłuchaniem.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.