ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Kraftwerk ─ Kraftwerk w serwisie ArtRock.pl

Kraftwerk — Kraftwerk

 
wydawnictwo: Philips 1970
 
1.Ruckzuck [7:50]
2.Stratovarius [12:10]
3.Megaherz [9:32]
4.Vom Himmel Hoch [10:03]
 
Całkowity czas: 39:35
skład:
Ralf Hütter - instrumenty klawiszowe, smyczki, instrumenty perkusyjne
Florian Schneider - flet, Instrumenty klawiszowe, instrumenty perkusyjne, gitary
Klaus Dinger, Andreas Hohmann - bębny
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,3

Łącznie 8, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
23.07.2014
(Recenzent)

Kraftwerk — Kraftwerk

Prog z kapustą – Zweite Ausgabe (znaczy się Edycja Druga)

Cykl miał lekki zastój, a to z tego istotnego powodu, iż należało uzupełnić redakcyjną kartotekę prawniczą, związaną z tymczasowym przejęciem praw autorskich do rzeczonej serii. Wojciech chciał swoje tantiemy i ma rację. Staraliśmy się podejść do sprawy w miarę ucywilizowany sposób, ale rozbieżności były niemałe. Ostatecznie jakoś się dogadaliśmy i 30% mojego żołdu za tegoroczną edycję „Proga z kapustą” zasila konto towarzysza Kapały. Niemniej opierdol od Naczelnika dostaliśmy obaj; usługi notarialne musiał wpisać w koszty, za co księgowa wytarmochała go za uszy. Ostatecznie nasz redakcyjny herszt z czerwonymi właśnie uszami (to od ciężkich rąk pani Krysi) i równie rozgrzaną łepetyną (z nerwów) wskazał drążcym palcem nam obu drzwi, samemu przeglądając chaotycznie szuflady biurka w poszukiwaniu nerwosolu. Niemniej zarówno ja, jak i Wojciech mamy zakaz wstępu do biura Naczelnika do odwołania, pod groźbą zastrzelenia bez uprzedniego ostrzeżenia.

W kolejnych dwóch odcinkach „Proga z kapustą” postanowiłem na warsztat wziąć debiutanckie płyty dwóch zespołów ważnych nie tyle dla krautrocka, co bardziej dla niemieckiej muzyki elektronicznej. Jednakże historie z nimi wyglądają tak, iż właśnie te pierwsze krążki okazały się prezentować kompletnie inną formułę od tej, z której rzeczone formacje kilka lat później zasłyną i na której będzie bazował ich najbardziej znaczący dorobek.

Zapewne dla wielu mniej obcykanych z twórczością Elektrowni nazwa zespołu będzie kojarzyć się jedynie z „Das Modell”. Ci bardziej kumaci powiedzą pewnie „A, tak, ‘Autobahn’”, albo „uwielbiam ‘Computer World’, bo grają tam Coldplaya”. Fakt faktem, Kraftwerk został zespołem-instytucją dla miłośników synth-popu, electro-popu i tego typu fanaberii. No bo prawda jest taka, że gdyby nie tych czterch gości stojących nieruchomo na scenie, kurczowo przywiązanych do desek do prasowania, to wspomnianych nurtów w ogóle na świecie by nie było.

Początki były jednak inne. Ralf Hütter i Florian Schneider sfunflowali się na uniwerku w Dusseldorfie i założyli kapelę Organisation, której nawet dane było wydać jakąś płytę. Jednak wkrótce potem zespół szlag trafił. Wspomniani wyżej jegomoście nie zrażeni tym jednak szli dalej w zaparte. Dokooptowali nowych muzyków i przemianowali nazwę tworu na Kraftwerk.

Debiut kwartetu (składu dopełnili Andreas Hohmann i Klaus Dinger), jak już wspomniałem, zawiera muzykę zupełnie odmienną od tej, którą zespół będzie prezentował kilka lat później. Instrumentarium wyjściowe to bębny, perkusje, flet, troszkę gitary tu i ówdzie.

Zresztą otwierający „Ruckzuck” to idealne wprowadzenie w zawartość płyty. Kilkusekundowe gitarowe pogłosy, plumkający flet, organy lekko pulsujące gdzieś w tle plus tradycyjna sekcja rytmiczna. Owszem, jest kilka syntezatorowych pomruków, ale to tylko ozdobniki, a nie motywy przewodnie.

„Stratovarius” to już troszkę inna bajka. Wstęp to sporo kosmicznego i mrocznego grania, wcale nie syntezatorowego. Potem mamy przejście w całą masę niepokojących i złowrogich jazgotów i sprzężeń, z których dopiero gdzieś po chwili wyłania się rytm i (coś na wzór) melodii. Niemniej ta transowa i niezwykle wciągająca kompozycja jest bezsprzecznie jedną z najciekawszych, jakie zespół kiedykolwiek nagrał.

W „Megaherz” organy znów tworzą tajemniczą bazę wyjściową we wstępie i aż szkoda, że nie stała się ona podkładem, na którym budowana jest dalsza część kompozycji. Zamiast tego z czasem robi się niezwykle sennie i błogo, niemal ocierając się o coś, co za kilka lat będziemy nazywać ambientem.

Całość zamyka „Vom Himmel Hoch”; to organowe wybuchy, zagłuszające złowrogą ciszę, które z czasem zostają zastąpione nieco pokracznym rytmem bębnów i klawiszy, nabierającym pędu z każdą sekundą, zmieniającym się zresztą kilka razy w czasie trwania kompozycji.

Jednak na upartego można doszukać się mostów łączących wczesny Kraftwerk z późniejszym. Muzycy nie bali się eksperymentować i pójść na całość. Do tego transowość zawsze odgrywała rolę na krążkach kapeli, nieważne czy tych z wczesnych lat 70-tych, czy też 80-tych. Poza tym Florian zaczynał się na debiucie bawić prototypem automatu perkusyjnego, który z czasem sam udoskonali i po który tak chętnie będzie sięgał w latach późniejszych.

Niemniej „Kraftwerk” to kawał świetnej, rozimprowizowanej muzyki, zupełnie odmiennej od tej, z którą zespół jest kojarzony. Niesamowity klimat, nieograniczona swoboda tworzenia i szczerość to elementy, które charakteryzują tę nieco zapomnianą płytę grupy z Dusseldorfu.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.