ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Tangerine Dream ─ Electronic Meditation w serwisie ArtRock.pl

Tangerine Dream — Electronic Meditation

 
wydawnictwo: Ohr 1970
 
1.Genesis [5:57]
2.Journey Through A Burning Brain [12:32]
3.Cold Smoke [10:38]
4.Ashes To Ashes [4:06]
5.Ressurection [3:27]
 
Całkowity czas: 36:35
skład:
Edgar Froese - gitary, organy, efekty dźwiękowe
Conrad Schnitzler - instrumenty szmyczkowe
Klaus Schulze - bębny, instrumenty perkusyjne
+
Thomas Keyserling - flet
Jimmy Jackson - organy
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,10
Album słaby, nie broni się jako całość.
,20
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,5
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,0

Łącznie 45, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
10.09.2014
(Recenzent)

Tangerine Dream — Electronic Meditation

Prog z kapustą – Zweite Ausgabe (znaczy się Edycja Druga)

Gdzie należałoby zacząć historię Tangerine Dream? Proponuję za punkt wyjścia przyjąć miejscowość Sowieck w obwodzie kaliningradzkim, w którym to podczas II Wojny Światowej rodzina Froese’ów powiększa się o chłopca, któremu rodzice nadają imiona Edgar Willmar. Oczywiście w roku 1944 rzeczona mieścina była częścią Prus Wschodnich i nazywała się zgłoa inaczej (Tilsit), a wydarzenia powojenne zmusiły rodzinę Froese’ów do ucieczki do bardziej cywilizowanej części post-jałtowego podziału Nowego Porządku Świata, jednakże fani mandarynkowych brzmień traktują rzeczone miasto jako swoją mekkę, niczym Jaro i jego gang Krakowskie Przedmieście w każdą miesięcznicę.

Jednakże młodego Edgara coś ciągnęło w tamtą (znaczy się wschodnią) stronę, stąd na studiach wylądował na cypelku demokracji w enerdowie, czyli Berlinie Zachodnim. Z perspektywy czasu zdawać się mogło, iż szukał on nie tyle wykształcenia malarskiego (w tym celu w końcu zaciągnął się do Zachodnioberlińskiej Akademii Sztuk Pięknych), co doświadczeń muzycznych. Nie ma się w sumie czemu dziwić; w wieku 12 lat zaczął brać lekcje gry na fortepianie, a 15 na gitarze. Tam w 1965 roku powstaje The Ones, z którym Froese chce zrobić karierę, zwieńczoną jednakże zaledwie jednym, wydanym dwa lata później singlem oraz (co ważne) poznaniem nie kogokolwiek innego jak samego Salvadora Dalego, który będąc pod wrażeniem poczynań zespołu, zaprzyjaźnia się z jego liderem, stając się dla Edgara kimś w rodzaju mentora. Sam lider Tangerine Dream po latach przynawał, że nikt nigdy nie wyzwolił w nim takiej otwartości umysłu na poszerzanie horyzontów i eksperymetowanie z dźwiękiem jak ten słynny kataloński surrealista. W związku z tym Froese stwierdził, że The Ones wyzionęli ducha i powołał do życia nowy twór, który nazwał Tangerine Dream, z którym będzie w stanie osiągnąć coś więcej, aniżeli przedziwną mieszankę rocka, psychodeli, soulu, w jakiej rozkoszował się jego poprzedni zespół.

W składzie, który nagrał pierwszą płytę dla kultowej wytwórni Ohr znaleźli się ponadto (wówczas jeszcze) obłsugujący bębny, przyszły Guru Elektroniki – Klaus Schulze, oraz zarzynający najrozmaitsze instrumenty smyczkowe Conrad Schnitzler. Sam lider natomiast odegrał wszystkie partie gitary, bawiąc się ponadto elementami dźwiękowymi.

Tak jak w przypadku debiutu Kraftwerk, tak również pierwsze wydawnictwo Tangerine Dream różni się zdecydowanie od tego, co zespół będzie tworzył później i z czego będzie najbardziej znany. Transowe, syntezatorowe formy zostały zastąpione różnego rodzaju zgryztami, sprzężeniami i eksperymentami dźwiękowymi.

Lubicie klimaty pokroju tytułowego kawałka z floydowego „Saucerful Of Secrets”? Jeśli tak, to „Electronic Meditation” jest płytą zdecydowanie dla was. Niepokojące smyczkowe rzężenia, poplumkiwania fletu gdzieś w tyle i gitarowe sprzężenia panoszą się przez lwią część „Genesis”. Gitarowe pomruki napędzają cały „Journey Through a Burning Brain”, podparte organami oraz pojedynczymi frazami fletu i zwariowaną perkusją. Cicho, sennie i tajemniczo jest w „Cold Smoke”, aby w „Ashes To Ashes” znów przybrać formę (nie)zorganizowanego chaosu, kończąc na organowym quasi-patosie w „Resurrection”. Mało? Niby to tylko niewiele ponad dwa kwadranse, ale jest to bezprzecznie jazda bez trzymanki, limitów i trzymania się jakichkolwiek muzycznych konceptów.

„Electronic Meditation” jest jedną z płyt, która wydaje się być nie do wysłuchania. Jest zgiełk, jazgot, czyli coś, co dla jednych jest muzycznym Mordorem, a dla innych pominkiem skrzekowej filozofii „szukaj, burz, buduj”. Czyli jednym słowem trzeba zrobić totalną rozpierduchę, aby ze zgliszczy tego, co zostało, stworzyć nową muzyczną wizję, która nada podwaliny przyszłemu nurtowi.

I w formie mandarynkowej ten schemat wyszedł wszystkim na dobre.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.