ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu De Burgh, Chris ─ The Getaway w serwisie ArtRock.pl

De Burgh, Chris — The Getaway

 
wydawnictwo: A&M Records 1982
 
"Don't Pay the Ferryman" – 3:48
"Living on the Island" – 3:31
"Crying and Laughing" – 4:33
"I'm Counting on You" – 4:27
"The Getaway" – 3:52
"Ship to Shore" – 3:49
"All the Love I Have Inside" – 3:18
"Borderline" – 4:37
"Where Peaceful Waters Flow" – 3:54
"The Revolution" – 1:46
"Light a Fire" – 2:08
"Liberty" – 5:02
 
Całkowity czas: 44:47
skład:
Chris de Burgh - 6 and 12 string guitars, Piano, Vocals / Rupert Hine - Synthesizers, Percussion, Orchestral arrangements, Backing vocals / John Giblin - Bass / Steve Negus - Drums / Phil Palmer - Electric and Acoustic guitar / David Caddick - Piano (on "I´m Counting on You") / Tim Wynveen - Electric and Acoustic guitars (on "Crying and Laughing";"Living on the Island";"Light A Fire" and "Liberty") / Anthony Thistlethwaite - Saxophones / Stephen W. Tayler - Woodwinds, Saxophones, Engineering / Nigel Warren-Green - Cello (on "I´m Counting on You") / Anthony Head - Additional vocals / Sue Wilkinson - Additional vocals / Diane Davison - Additional vocals / Miriam Stockley - Additional vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
03.01.2015
(Recenzent)

De Burgh, Chris — The Getaway

To jest recenzja urodzinowa. Nie, de Burgh nie urodził się 3 stycznia. Mój papo się urodził.

Mój tato zawsze lubił słuchać muzyki, a kiedy byłem jeszcze  kilkuletnim dzieciakiem siłą rzeczy słuchałem razem z nim, bo mieszkanie specjalnie duże nie było – Beethoven, Mozart, Czajkowski, Armstrong, Ravel, Grechuta, Demarczyk, Homo Homini, oraz  Gdańska Kapela Podwórkowa („Dwa lata nasz tata po mamie rozpaczał, na cyku się wieszał, na trzeźwo odhaczał” – „Tata się żeni”, „Garnitur miał szyty na miarę, buty od prywatnego, krawat na gumce i zeza w lewym oku” – „Jak wychodziła za mąż panna Aniela”). Na własną rękę i przy pomocy sąsiadki z mieszkania piętro wyżej dołożyłem do tego min. ABBĘ i Slade. Ale to on jest w duże mierze odpowiedzialny za mój spaczony gust muzyczny. Czyli, że zamiast podniecać się tym co leci w radiu, słucham jakichś Crimsonów, Floydów, Emersonów i tym podobnych zboczeń muzycznych, a czasami nawet jazzu i muzyki klasycznej. I co gorsza piszę o tym tutaj od dziesięciu lat.

To dlaczego de Burgh? Kiedyś tato usłyszał w radiu „Don’t Pay The Ferryman” i mi ją bardzo polecał – Posłuchaj sobie tego, bardzo ładna piosenka, taka dynamiczna. Nie pamiętam dokładnie, kto to śpiewa – jakiś  Berg, tytuł to coś, żeby nie płacić przewodnikowi. Dobrze to pamiętam, bo mój rodziciel raczej popu nie słuchał i to była właściwie jedyna tego typu rekomendacja. Miał papo rację – piosenka była bardzo fajna i od tego czasu polubiłem tego niespecjalnie wysokiego Irlandczyka. Dlatego w ramach życzeń  z okazji okrągłej rocznicy urodzin, (których  tato od lat nie obchodzi, zupełnie tak jak ja) recenzja tej płyty, z której piosenkę mi kiedyś polecił. 

Dzięki za wszystko! Happy Birthday, Tato!

„The Getaway”, z której pochodził wspomniany utwór było pierwszą płytą de Burgha, która zdobyła sobie jakąś mierzalną popularność – pierwsze miejsce w Niemczech Zachodnich, weszła na listę w Wielkiej Brytanii, nawet za Atlantykiem dobiła do 43 miejsca. Niewątpliwie piosenka, o tym żeby przewoźnikowi płacić dopiero po wykonaniu usługi, walnie się do tego przyczyniła, bo na listach przebojów radziła sobie całkiem dobrze. Widzę, że kolega Strzyżu zaczął pisać o de Burghu, wspominając, że początki kariery tego artysty były nieco trudne i pod górkę, bo kilka jego pierwszych płyt nie cieszyło się specjalną popularnością, a jedyną piosenką, która gdziekolwiek przebiła się w Europie (duży przebój w Irlandii – tylko) było „A Spaceman Came Travelling” z „Spanish Train”. Początkowo śpiewający ballady de Burgh z czasem zaczął się coraz bardziej przeorientowywać na radiowego pop-rocka. Był to proces stopniowy, ale postępujący nieubłaganie. Już pierwsze takie oznaki mamy  na „Krzyżowcu”, „Eastern Wind” jest trochę  bardziej, a „The Getaway” to Rupert Hine za konsoletą i na syntezatorach, i to jest już bardzo nowoczesnie, jak na tamte czasy, zrobiona pop-rockowa produkcja. To, że tak, nie znaczy wcale, że jakaś gorsza. Szczególnie, że mamy tu  połączone ze sobą w mini suitę „The Revolution”/”Light A Fire”/”Liberty”, odpowiednik „Crusadera”, do tego wcale nie gorszy. Reszta to mniej więcej pół na pół ballady i żwawsze piosenki. Te drugie są chyba lepsze. „Don’t Pay The Ferryman” jest po prostu świetnym numerem, po suicie „The Revolution…” najlepszym. Zawsze też mi się bardzo podobały tytułowy i „Ship to Shore”. A te spokojniejsze czasem trochę banałem trącą, a najbardziej „Pokój na wody płynące”. Na szczęście honor ballad ratują  „Living on The Island”, urocze „Counting on You”, “All the Love I Have Inside Me” też może być. Zapomniałbym o podniosłym “Borderline” ze smykami. Czyli w zasadzie tylko to “Where Peaceful Waters Flow” zaniża poziom. Okej, nie będzie i tak – ballady w większości też są dobre. Jak i cała płyta również. Trudno jednak powiedzieć, że jest to najlepszy album de Burgha – kolejny „Man on The Line”, też zrobiony w podobnym stylu moim zdaniem jest lepszy. O poprzednich się zbytnio nie będę wypowiadam, bo nie jestem szczególnym fanem wczesnego de Burgha, z wyjątkiem „Crusadera” i „Spanish Train” (trochę mniej). Ale „The Gateway” zawsze lubiłem – trzy kwadranse ciekawego, niebanalnego pop-rocka.

Może dla kogoś, kto zaczynał słuchać de Burgha w latach siedemdziesiątych, takie „The Getaway” było w pewnym sensie zdradą i komercjalizacja. Jednak  większości słuchaczy kojarzy się on z takimi utworami jak „High on Emotion”, „Lady in Red”, albo tak ja mi, z „Don’t Pay The Ferryman” – traktujemy do jako ciekawego wykonawcę pop-rockowego. A takim był przez całe lata osiemdziesiąte.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.