ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu IQ ─ The Wake w serwisie ArtRock.pl

IQ — The Wake

 
wydawnictwo: Sahara Records 1985
 
1. Outer Limits [08:15]
2. The Wake [05:12]
3. The Magic Roundabout [08:18]
4. Corners [06:20]
5. Widow’s Peak [09:12]
6. The Thousand Days [05:12]
7. Headlong [07:25]
Plus Bonus Tracks: 8. Dans Le Parc Du Chateau Noir [07:37]
9. The Thousand Days (Demo) [03:55]
10. The Magic Roundabout (Demo) [06:27]
 
Całkowity czas: 67:17
skład:
Peter Nicholls – Voice and Tambourine
Mike Holmes – Gibson Firebrand, Fender Stratocaster, Coral Sitar Guitar and Ibanez Acoustic Guitar
Martin Orford – Emulator II, DX7, Oberheim Expander, Memory Moog, CS 80, ARP Odyssey, Roland VK1, Mellotron, Logan String Synth, Flute, Backing Vocals
Tim Esau – Music Man, Fender Jazz and Fender Fretless Basses, Bass Pedals
Paul Cook – Drums and Percussion
Thanks to Harun Coombes for Tablas on “Corners” and Dave Stewart for the loan of the Sitar Guitar
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,8
Arcydzieło.
,4

Łącznie 16, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
10.04.2017
(Recenzent)

IQ — The Wake

Skoro Wielki Post, no to trzeba by posłuchać czegoś pasującego nastrojem. A cóż może bardziej pasować niż „Stypa”?

Na nazwę Marillion panowie z IQ do dziś chyba reagują zgrzytaniem ze złością zębami. Karierę wydawniczą zaczęli wszak w roku 1983 od wydania „Tales From The Lush Attic” – bardzo ciekawej płyty, o niebo lepszej niż przereklamowany i niedopieczony „Script…” – cóż z tego, gdy zdecydowana większość prog-fanów podniecała się debiutem Marillion… Dwa lata później sytuacja się powtórzyła – panowie przygotowali „The Wake”, jedną z najciekawszych płyt rocka neoprogresywnego lat 80., ale i tak wszyscy mówili tylko o „Misplaced Childhood”, choć znów było to dzieło słabsze od tego, co panowie z IQ zaproponowali słuchaczom (choć "The Wake" dotarło do 72.miejsca na listach, jako jedyny album grupy, który do zestawień trafił). A potem… no cóż, potem panowie zaczęli flirt z bardziej komercyjnym graniem, z lepszym („Nomzamo’) lub dużo gorszym („Are You…”) efektem. A jeszcze później panowie wrócili do bardziej artrockowego grania, tyle że w tzw. międzyczasie rynek się dość mocno przetasował i nawet Marillion wylądował komercyjnie w drugiej lidze, a co dopiero IQ.

Jak to jeden z kolegów kiedyś określił neoprogowców – pomysłów mają dużo, tylko że nie swoich. Trochę racji w tym jest, wszak IQ już na debiutanckiej płycie jawili się jako zespół mocno wzorujący się na klasycznych wzorcach – Genesis i Yes. Na „The Wake” – koncepcyjnym albumie traktującym o chwilach tuż po śmierci i o żegnaniu się ze światem i najbliższymi – ta genesisowatość jeszcze nieco się uwypukliła, choćby w brzmieniu gitary Holmesa, często i chętnie sięgającego po melodyjne, nostalgiczne dźwięki a la Steve Hackett. Do tego takie „Outer Limits” ma początek co nieco wzorowany na „Watcher Of The Skies” – z pulsem gitary basowej imitującym bicie serca, z melotronowym tłem. Potem jest już bardziej konwencjonalnie – klawiszowe i gitarowe solówki, tu wstawka klawesynu, tu nieco hardrockowe, mocne brzmienia niby-organowe… Zresztą po takie nieco pachnące hard rockiem brzmienia IQ lubią sięgać – choćby w utworze tytułowym, z mocno zaznaczonym, prostym rytmem. To jeden z dwóch prostszych formalnie, mniej pokomplikowanych utworów, o całkiem chwytliwej melodii. Choć pod względem chwytliwości przebija go „The Thousand Days” – przebojowe, wpadające w ucho, dynamiczne, acz nie pozbawione aranżącyjnych komplikacji. Dość prosto skonstruowano też takie „Corners” – niespieszny, prosty (i nieco archaicznie brzmiący po ponad trzydziestu latach), zapętlony motyw perkusyjny z sekwencera, ciekawie uzupełnijący go sitar, do tego gitara, syntezatory i… hinduskie bębenki – zwariowane to połączenie, ale sprawdziło się całkiem interesująco.

Reszta wykazuje już większy stopień formalnej złożoności. „The Magic Roundabout”, o dość rozmarzonym, onirycznym nastroju i znów bardzo genesisowskim w klimacie wstępie, ma ładną, ciepłą melodykę (podkreślaną przez „miękkie” partie bezprogówki), zwłaszcza w śpiewanych częściach. „Widow’s Peak” jest za to dramatyczny, z nadającymi całości dynamiki świetnymi partiami perkusji, dramatycznymi gitarowymi solówkami i melotronowymi fanfarami, choć i tutaj znajduje się miejsce na chwile spokoju, zadumy, wyciszenia (choćby fragment wprowadzający finałowe gitarowe solo). A finałowy „Headlong”, bardzo elegancko otwarty elegijnym, klawiszowo-fletowym wstępem, chwilami ociera się o zimną, gotycką atmosferę, równoważoną wokalnymi harmoniami i ładnymi partiami gitar i klawiszy.

Czego zabrakło tej płycie, by dziś wymieniano ją z taką rewerencją, jak „Misplaced Childhood”, i by odniosła podobny komercyjny sukces? Myślę, że chyba przede wszystkim takiego komercyjnego szlifu, jakie miało dzieło Marillion – z płyt nagranych z Fishem wszak bodaj najłatwiejsze w odbiorze dla zwykłego słuchacza, najbardziej przystępne. Zabrakło tak udanych przebojów, jak „Kayleigh” czy „Lavender” – utwór tytułowy czy „The Thousand Days” mimo swojej chwytliwości to jednak nie ta półka. Z drugiej zaś strony, z całej armii neoprogresywnych kopistów IQ od początku się wyróżniali: niby czerpali garściami z pomysłów wielkich, ale dużo lepiej niż rówieśnicy udawało im się z cudzych idei zbudować coś swojego. „The Wake” to w każdym razie chyba najlepsza płyta IQ i zdecydowanie ścisła czołówka neoprogowego grania.

W wydaniu CD znalazło się miejsce dla paru dodatków. Wczesne wersje „The Thousand Days” (oszczędna, trochę kojarząca się z amerykańskim rockiem alternatywnym początków lat 80.) i „The Magic Roundabout” oraz instrumentalna „Dans Le Parc Du Chateau Noir”, dająca okazję wyszaleć się Holmesowi i Orfordowi (zwłaszcza na melotronie).

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.