ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Alice Cooper ─ Welcome to My Nightmare w serwisie ArtRock.pl

Alice Cooper — Welcome to My Nightmare

 
wydawnictwo: Atlantic 1975
 
1. "Welcome to My Nightmare" Cooper, Wagner 5:19
2. "Devil's Food" Cooper, Ezrin, Kelley Jay 3:38
3. "The Black Widow" Cooper, Wagner, Ezrin 3:37
4. "Some Folks" Cooper, Gordon, Ezrin 4:19
5. "Only Women Bleed" Cooper, Wagner 5:49
6. "Department of Youth" Cooper, Wagner, Ezrin 3:18
7. "Cold Ethyl" Cooper, Ezrin 2:51
8. "Years Ago" Cooper, Wagner 2:51
9. "Steven" Cooper, Ezrin 5:52
10. "The Awakening" Cooper, Wagner, Ezrin 2:25
11. "Escape" Cooper, Fowley, Anthony 3:20
 
Całkowity czas: 43:19
skład:
Alice Cooper - Vocals; Dick Wagner - Electric and Acoustic Guitar, Vocals; Steve Hunter - Electric and Acoustic Guitar; Prakash John - Bass; Pentti "Whitey" Glan - Drums
Additional personnel:
Bob Ezrin - Synthesizer, Arranger, Keyboards, Vocals, Producer; Jozef Chirowski - Keyboards, Clavinet, Vocals, Fender Rhodes; Tony Levin - Bass on "Welcome to My Nightmare" and "Escape"; Johnny "Bee" Badanjek - Drums on "Welcome to My Nightmare" and "Escape"; Drew Struzan - Artwork; Gerry Lyons - Vocals; Vincent Price - The Curator
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
06.02.2018
(Recenzent)

Alice Cooper — Welcome to My Nightmare

Happy Birthday Wujku!

Trochę spóźnione, ale bardzo szczere i serdeczne życzenia urodzinowe!

 

Alice Cooper dwa dni temu skończył siedemdziesiąt lat. Co samo w sobie jest sporym osiągnięciem, bo przez dobrych kilka lat próbował wykończyć swoją karierę, swoją wątrobę i przy okazji siebie za pomocą hektolitrów alkoholu. Ale mu się to nie udało dzięki żonie i golfowi. Żona zagroziła rozwodem, a golf stał się nałogiem „zastępczym” niedewastującym zdrowia, a wręcz przeciwnie. Ale poza tym, albo przede wszystkim jest ojcem chrzestnym tych wszystkich Kissów, Waspów, pudli, oraz tego wszystkiego, co w rocku kiczowate, pstre, w złym guście, tego tandetnego sztafażu rodem z horrorów klasy… no tych dalszych liter alfabetu, tych plastikowych pająków i tekturowych potworów. Czyli wszystkiego, co sprawia nam, naprawdę sporej grupie fanów, wielką frajdę.

 

A dlaczego wujek Alice? Trochę przez Tomka Beksińskiego, który w pewnym momencie zaczął nazywać go „dziadkiem”.  – Nieee, on za młody na dziadka – zaoponowałem – Lepiej wujek. I tak już mi został – wujek.  Wujek Alice. Myślę, że nawet jeśli się jakimś cudem dowie się o tym jak go nazywam, to może się nie obrazi. Albo poszczuje pytonem…

 

Trzydzieści kilka lat z tym panem – najpierw jakieś wzmianki w gazetach muzycznych, jakieś kawałki w radiu, duży artykuł w Razem i występ w Muppet Show – genialny! („Panie Cooper, ale to nie są nasze potwory. Wiem, to są moje.”). Płyty w Wieczorach Płytowych (na pewno  „Killer” i „Welcome to My Nightmare”). I „Nightmare Returns” oglądnięte w pewien czerwcowy, upalny dzień w Warszawie, na Mozarta, w przerwie między jednym, a drugim pociągiem. A ten Steven w moim adresie mailowym to jak myślicie skąd? Alice Cooper to facet, który zawsze potrafi poprawić mi humor.

 

Dlaczego wybrałem akurat ten album, żeby uczcić urodziny kochanego Wujka? Nie wiem. Równie dobrze mogłoby być to „Billion Dollar Babies”, Killer”, „Hey Stoopid”, czy któreś z wielu wydawnictw video. A może wiem? Bo Steven , bo utwór tytułowy? Bo… Dobra, reszta „bo” potem.

Teraz dane taktyczno-techniczne.

 

„Welcome to My Nightmare” to pierwsza solowa płyta Vincenta Furniera, byłego wokalisty grupy Alice Cooper, ale nagrana pod szyldem dawnej, już wtedy nie istniejącej grupy. Stało się tak dlatego, że zespół w zasadzie się całkiem sypał i dalsze funkcjonowanie w tym składzie personalnym było niemożliwe. Furnier uciekł do przodu, nagrywając solową płytę pod znanym szyldem. Po krótkich, prawnych przepychankach stanęło na tym, że prawa do nazwy będzie miał Furnier, a za to będzie odpalał reszcie muzyków co roku określoną ilość kasy. I w ten sposób Vincet Furnier stał się formalnie Alicem Cooperem. Formalnie, bo faktycznie prawie od początku powszechnie uważano, że Alice Cooper to ten frontman, a reszta to muzycy towarzyszący.

 

Welcome to my nightmare

I think you're gonna like it

I think you're gonna feel you belong

 

To jest pierwsze “bo” – „ścieżka dźwiękowa” do moich kłopotów. Kiedy jakieś ciemne chmury zbierały się nad moją  głową, zwłaszcza w czasach studenckich – koło, egzamin, dywanik – czyli jakaś bolesna egzekucja, to sobie to pod nosem nuciłem, tak w charakterze czarnego humoru. Trochę otuchy dodawało.  Świetny kawałek – trochę patetyczny, z dęciakami, idealny początek tej płyty. Nieco  zresztą  innej od poprzednich. „Welcome…”  jest trochę  musicalowa, a mniej rockowa. Takie przeskoki stylistyczne nie były niczym nowym, bo Alice Cooper dosyć trudno było tak  jednoznacznie, muzycznie zaszufladkować – na pewno nie było to „czyste” hard’n’heavy. Ostre numery rockowe im się zdarzały, nawet dosyć często, ale na płytach mogliśmy znaleźć różne  różności – rockowe i nie tylko, chociażby „My Star”, czy „Gutter Cat vs. The Jets” ze „School’s Out”. Za to na  „Welcome…” takie klimaty przeważają. Początkowo miałem z tym pewien problem, bo dawno temu, kiedy usłyszałem to pierwszy raz, miałem alergię na dęciaki, które były dla mnie synonimem ówczesnego tandetnego, syntetycznego czarnego pop-soulu. Ale w przypadku Alice’a, szybko to zaakceptowałem.

 

To swego rodzaju koncept-album. Mimo, że są tam bardzo różne numery, muzycznie dosyć jednolity, właśnie ze względu na swoją musicalowość, a tematycznie – teoretycznie może mniej, ale jednak też.  Najpierw  Alice śpiewa „Witajcie w moim koszmarze” i to jest coś w rodzaju zaproszenia, a potem mamy połączone Devil’s Food” i „Black Widow” z kapitalnym monologiem Vinceta Price’a jako kustosza wystawy pająków, który zachwyca się przede wszystkim Czarną Wdową. Z jaką czułością o niej opowiada, jak o ukochanym dziecku – jakie objawy wywołuje jej jad i jak się potem umiera, jak zjada swojego samca po kopulacji. To jest kolejne „bo”. Następne „bo” to „Cold Ethyl” – o panience zimnej jak eskimoski placek, prosto z lodówkowego nieba – ni  mniej, nie więcej numer o nekrofilii. Jednak gwóźdź programu to cykl „Years Ago”/”Steven”/”The Awakening”/”Escape” – czyli historia Stevena, chorego umysłowo osobnika, który najpierw morduje swoją żonę, a potem ucieka z domu wariatów.

I don't want to feel you die

But if that's the way that God has planned you

I'll put pennies on your eyes

And it will go away

See?

Tak, Alice przedstawia nam całkiem zgrabny zestaw koszmarów. Dla każdego coś miłego. A skąd tutaj „Only Women Bleed”? To też koszmar, tylko na serio.

 

Nie jestem pewien, czy to najlepsza płyta Coopera, czy  z zespołem, czy  solo. „Billion Dollar Babies” jest chyba lepsze muzycznie, za to „Welcome…” ma swój niepodrabialny niepowtarzalny klimacik nie do wyjęcia – właśnie trochę rodem z taniego (bardzo taniego) horroru. I też mamy tu prawie same świetne piosenki, a cykl o Stevenie to majstersztyk. Na pewno od tego czasu nic lepszego nie nagrał – co do tego nie mam absolutnie wątpliwości.

A Steven jeszcze powróci – w lepszej („Alice Cooper Goes to Hell”, „Hey Stoopid”), czy nieco gorszej formie („Welcome 2 My Nightmare”, „Along Comes A Spider”). Nie mówiąc, że przepoczwarzanie Alice’a w Stevena było/jest clou każdego show tego artysty.

Welcome to my nightmare

I think you're gonna like it

I think you're gonna feel you belong

We sweat and laugh and scream here

Cause life is just a dream here

You know inside you feel right at home here

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.