ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Barrett, Syd ─ The Madcap Laughs w serwisie ArtRock.pl

Barrett, Syd — The Madcap Laughs

 
wydawnictwo: Harvest Records 1970
 
1. Terrapin (Barrett) [05:04]
2. No Good Trying (Barrett) [03:26]
3. Love You (Barrett) [02:30]
4. No Man's Land (Barrett) [03:03]
5. Dark Globe (Barrett) [02:02]
6. Here I Go (Barrett) [03:11]
7. Octopus (Barrett) [03:47]
8. Golden Hair (Barrett, Joyce) [01:59]
9. Long Gone (Barrett) [02:50]
10. She Took A Long Cold Look (Barrett) [01:55]
11. Feel (Barrett) [02:17]
12. If It's In You (Barrett) [02:26]
13. Late Night (Barrett) [03:11]
14. Octopus (Takes 1 & 2) (Barrett) [03:09]
15. It's No Good Trying (Take 5) (Barrett) [06:22]
16. Love You (Take 1) (Barrett) [02:28]
17. Love You (Take 3) (Barrett) [02:11]
18. She Took A Long Cold Look At Me (Take 4) (Barrett) [02:44]
19. Golden Hair (Take 5) (Barrett/Joyce) [02:28]
 
Całkowity czas: 57:12
skład:
Syd Barrett - Guitar, Vocals
David Gilmour - Bass, 12-String Acoustic Guitar, Drums
Roger Waters - Bass
Jerry Shirley - Drums
John Wilson - Drums
Vic Saywell - Horn
Robert Wyatt - Drums
Hugh Hopper - Bass
Mike Ratledge - Keyboards
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,2
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,5

Łącznie 18, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
12.07.2021
(Gość)

Barrett, Syd — The Madcap Laughs

Może nie jestem dobry do tej roli, bo jestem wielkim fanem Syda Barretta i jego utwory mają dla mnie bardzo osobisty charakter, ale zawsze bardzo chciałem wypowiedzieć się na temat jego albumu „The Madcap Laughs”. W polskich tekstach spotkałem się raczej z jego krytyką niż z uwielbieniem, chciałbym więc pokazać trochę inny punkt widzenia.

„The Madcap Laughs” to album bardzo specyficzny i nagrywany w bardzo specyficznych warunkach. Syd Barrett zaczął nad nim pracować po tym jak został wyrzucony z Pink Floyd w roku 1968. Tworzył go długo i nieregularnie, często opuszczał studio, bardzo przeszkadzały mu problemy psychiczne i nadużywanie narkotyków. Zmieniały się też trochę koncepcje co do muzycznego kształtu projektu. Syd Barrett próbował chyba początkowo kontynuować tworzenie abstrakcyjnych improwizacji, znalazło to wyraz w utworach „Rhamadan” oraz „Lanky” część 1 i 2. Ostatecznie jednak skupił się na piosenkach z wykorzystaniem gitary akustycznej i w sumie dosyć prostą aranżacją. Piosenki pochodzą przede wszystkim z okresu największej artystycznej aktywności Barretta czyli z czasu powstawania „The Piper at the Gates of Dawn”.

To album brutalnie surowy i chaotyczny. Jeśli ktoś szuka precyzji i dopracowania, jakie było na pierwszej płycie Pink Floyd zawiedzie się zupełnie bo ten album bardzo ale to bardzo różni się od „Piper'a”. Mimo to jednak jest w tej surowości piękno i unikatowość. Jest tutaj trochę takie myślenie „zróbmy to i zobaczmy jak wyjdzie” i moim zdaniem wychodzi bardzo dobrze. Syd Barrett obnaża się tu całkowicie, pokazuje pełnie swoich emocji i rozpaczy. Ten album nie stawia na półśrodki, ale rzuca w słuchacza wszystkim co ma. Była inna, bardziej gładka wersja „She Took a Long Cold Look”, ale nie, wzięto nagrane naraz trzy piosenki, gdzie Barrett myli się, przewraca kartki i fałszuje. Jest gładsza wersja „Dark Globe”, ale nie, wzięto tą surową, gdzie Barrett krzyczy i gdzie emocje są żywe, nagie i naturalne. Były też inne utwory do wyboru, których nie zamieszczono, takie jak „Silas Lang”, wspomniany „Lanky i Rhamadam”, a do tego genialny „Opel”. Z tych wszystkich żałuję tylko Opla (i może też trochę „Lanky” część pierwsza), ponieważ to jeden z najlepszych utworów Barretta w całej jego karierze a przy tym równie rozpaczliwy i szczery. Poza tym jednak w zasadzie cieszę się z takiego akurat doboru. Jest w tych trzech piosenkach („If It's in You”, „Feel” i „She Took a Long Cold Look”) coś wspaniałego, są niedokończone, ale jednocześnie bardzo lubię same melodie i teksty, to w sumie jedne z moich ulubionych utworów na tym albumie. Za pierwszym razem bardzo odstraszają, tak jak i cała płyta, ale gdy się już człowiek wsłucha jest tu coś wyjątkowego.

Dark Globe to jeden z najlepszych utworów Barretta, niezwykły zapis emocji, jest to też piosenka, którą bardzo lubi Roger Waters, i faktycznie przywodzi na myśl niektóre momenty z „The Wall”. Wspaniały jest Octopus z tego abstrakcyjnym tekstem, zresztą w ogóle teksty tutaj, jak i w całej dyskografii Barretta są cudowne i bardzo oryginalne. Świetny jest Terrapin, wolny, swobodny i dosyć chwytliwy utwór. Bardzo lubię trochę punkowo brzmiący „No Man's Land”. Jednak najbardziej lubię ten album jako całość, niesamowicie słucha się go naraz, jest to wyjątkowa opowieść muzyczna, dobrze pamiętam gdy pierwszy raz słuchałem go tak świadomie, w całości. Na okładce płyty jest samotny Barrett kucający na drewnianej pomarańczowo-purpurowej podłodze i samo brzmienie ma też jakiś surowy „drewniany charakter”, do tego jeszcze moim pokoju jest właśnie drewniana podłoga, wszystko więc jakoś tak niesamowicie współbrzmiało i tworzyło magiczny klimat. Nawiasem mówiąc okładka jest piękna i świetnie wyraża naturę „The Madcap Laughs”, widzimy tu samotnego człowieka w swoim świecie, nie ma tu już szaleństwa koloru, jakie było na okładce „The Piper at the Gates of Dawn”, ale jest tajemniczość i wyrafinowanie.

To z natury bardzo niszowa płyta i logiczne jest, że nie podpadnie większości słuchaczy, ale jednak musi w niej coś być, skoro ma ona status klasyka i tylu wielbicieli. Jednym z nich był David Bowie, który wymienił go na liście swoich ulubionych albumów, i który był zresztą dużym fanem Syda Barretta. Warto więc dać jej szansę, należy tylko nie skreślić jej jeśli odrzuci za pierwszym, drugim czy trzecim razem (co jest bardzo prawdopodobne), może w końcu przyjdzie ta chwila gdy jej niesamowitość się objawi, a jeśli nie?

Cóż, nic się złego nie stanie, jak to napisał Jesienin: „W życiu ludzkim – śmierć to rzecz nienowa. A i życie samo – nic nowego.”

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.