ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Eternity X ─ The Edge w serwisie ArtRock.pl

Eternity X — The Edge

 
wydawnictwo: Angular Records 1997
 
1. The Edge...(Introduction)- 6:12
2. Fly Away - 8:03
3. The Confession - 6:51
4. The Edge Part 2 (The Looking Glass) - 6:14
5. A Day In Verse - 8:00
6. Imaginarium - 10:08
7. The Edge Part 3 (Existence Chapter 1,000,009) - 5:01
8. The Edge Of Madness - 7:14
9. Rejection - 3:23
10. Baptized By Fire - 7:29
11. The Edge... Legacy/Reprise - 5:02
 
Całkowity czas: 73:39
skład:
Keith Sudano - v / Jeff Shernov - g / Zeek - bas / Jamie Mazur - k / Jimmy Peruta - dr
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 3, ocena: Niezła płyta, można posłuchać.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
31.05.2001
(Recenzent)

Eternity X — The Edge

Amerykanie z Eternity X to bynajmniej nie debiutanci na progmetalowej scenie, a wręcz przeciwnie. Recenzowany krążek stanowi trzecie już po Zodiac (1994) oraz Mind Games (1995) pełnoczasowe studyjne dokonanie w dyskografii zespołu i tylko na konto ignorancji recenzenta zrzucić należy tak późne zainteresowanie się ową ze wszech miar ciekawą kapelą. Wiem, iż nie zwykłem szafować wysokimi ocenami na prawo i lewo, niemniej w tym wypadku stwierdzę na samym początku: panowie Keith Sudano - v, Jeff Shernov - g, Zeek - bas, Jamie Mazur - k tudzież Jimmy Peruta - dr stworzyli arcydzieło.

Progmetal, co doskonale wie każdy interesujący się tym gatunkiem, pochwalić się może niezwykle zróżnicowaną paletą kolorów - od pastelowych klimatów ala Camel z wyeksponowaną gitarą akustyczną tudzież fletem (np. fragmenty twórczości Payne's Gray lubo Shadow Gallery) po techniczny thrash (np. Watchtower) czy nawet death (np. Atheist). Jak odnajduje się w tym bogactwie muzyka Eternity X ? Pierwsze co przyszło mi do głowy to określenie: progmetalowy Pendragon gdzieś z płyt The World lubo The Window Of Life. Ale to oczywiście okropne uproszczenie akcentujące łatwość z jaką recenzowany krążek wpasował się w moje gusta. Kiedy słuchamy Eternity X najbardziej rzuca się w uszy niezwykła umiejętność wynajdowania przepięknych melodii. Czyli coś w rodzaju Shadow Gallery czy może Symphony X z dwóch ostatnich płyt ? Hm... jak już co to bliżej do tych ostatnich - ciągoty powerowe (a chwilami i thrashowe) panów z Eternity X delikatnie przewijają się przez cały album, choć pamiętać należy o odgórnych założeniach: ma być co najwyżej umiarkowanie szybko, za to wysmakowanie i po prostu pięknie. To ostatnie najtrudniej osiągnąć, ale w tym wypadku się udało. I to jak ! Muzyka Amerykanów oczywiście nie zamyka się w słowach, które dotychczas skreśliłem. Melodia melodią, zaś aranżacja aranżacją - a na tym polu recenzowana kapela ma co pokazać i pokazuje. Takie granie trudno jednoznacznie zdefiniować. Myślę, za głównym priorytetem było osiągnięcie bardzo wyśrubowanego stopnia niebanalnej melodyjności każdego z kawałków, ale zaraz za tym ustawia się wykreowanie królestwa porywających technicznych smaczków. Porównań do Shadow Gallery i Symphony X nie da się uniknąć (posłuchajcie np. przekrzykiwania sie gitary z klawiszami w The Edge Of Madness zakończonego sekwencją graną unisono - wspaniała puenta !), niemniej Eternity X odnalazło swoją własną, trzecią drogę - owo mocne nawiązanie do europejskiego, a zwłaszcza brytyjskiego neoprogressive. Taki A Day In Verse momentami do złudzenia przypomina mi Shadowland. Wiem, że podobne spostrzeżenia poczyniłem przy okazji dokonania Symphony X - Twilight In Olympus, niemniej człowiek dojrzewa z przesłuchaniem każdej kolejnej pozycji i teraz wspominaną reckę napisałbym z większą ostrożnością. A propo wspomnianych smaczków polecam The Edge Part III - niby jedną z krótszych kompozycji, ale... Proszę zwrócić uwagę na porywającą rozmowę (już nie przekrzykiwanie !) gitary prowadzącej z klawiszami i basem doprawioną zbiorowym refrenem. Proszę posłuchać też klasycznego nawiązania - właśnie takie szczególiki decydują o tym, że ledwie 5 - minutowy kawałek zawiera muzykę jak najbardziej progową w wyrazie. A reszta płyty ? Wystarczy spojrzeć na czasy - zapewniam, że ni jedna sekunda nie jest tu muzycznie przegadana. Progresje akordowe jakie stosują panowie z Eternity X nie są wyszukane, ale do diabła z tym - są piękne, a czego chcieć więcej ? Stąd właśnie wzięło się nawiązanie do Pendragonu, z którym ostatnio mam nieco na pieńku - szkielet melodyczny to względnie prosta, za to śliczna konstrukcja, której fantazyjne instrumentalne ozdóbki tudzież wykończenia stanowią o bogactwie i końcowym skomplikowaniu albumu. Tu nie trzeba się wsłuchiwać ze skupieniem w podaną materię wracając co i rusz do wcześniejszych fragmentów - tu wystarczy odpalić płytkę i szeroko otworzyć uszy - wspomniane bogactwo zostanie nam podane na tacy - chciejmy po prostu je przyjąć. Krążek chłonie się jednym tchem - melodia za melodią, instrumentalny smaczek za instrumentalnym smaczkiem - i tak przez ponad 70 minut. Zwolennicy efekciarskiej cyberiady raczej nie mają czego szukać - chyba że zadowolą ich pomienione smaczki - te jednak serwowane są przez zespół nie tyle z ostrożnością co, rzekłbym, usprawiedliwioną roztropnością. The Edge bywa porównywane do słynnego Operation: Mindcrime formacji Queensryche i może słusznie - biorąc pod uwagę konceptualny rozmach tudzież w mniejszym stopniu brzmienie. Pewnie wyjdę na heretyka, ale nigdy nie byłem wielkim fanem Geoffa Tate'a tudzież spółki - w moim skromnym pojęciu The Edge przyćmiewa swój odnośnik w każdym calu. Recenzje powiadają również o fragmencie O Fortuna z Carminy Burana Carla Orfa, ale nie dajmy się zwieść pozorom - to jedynie sample w The Edge Part II. Jeżeli ktoś chciałby posłuchać progmetalowej wersji tego wyśmienitego kawałka to polecam rodzimą produkcję zespołu Aion - Noia - to na wypadek jakbyście popadając w zachwyt nad obczyzną nie znali swojszczyzny. Za bardzo nie wiem co jeszcze tu napisać - słucham sobie recenzowanego krążka zachwycając się dźwiękami elektronicznego pianina, potęgą gitar lubo quasi-chórkami przypominającymi jako żywo dźwiękową ścieżkę z Titnica (The Looking Glass) i jest mi dobrze. Podkreślenia wymaga jeszcze jedna rzecz - muzyka Eternity X często bywa podniosła w wyrazie, nawet bardzo często - wystarczy przywołać początek tudzież koniec krążka - patos aż piszczy. Czy to źle ? Hm... ja lubię takie granie. Ale i na tym nie mogę zakończyć - o takim cudeńku chciałoby się pisać bez końca. Świetną wokalną robotę odstawia Keith Sudano często zmieniając brzmienie swego głosu wręcz nie do poznania - dobrym przykładem jest tu rozpisana na kilka głosów kompozycja The Edge Of Madness - aż się wierzyć nie chce ze wszystko to robi jeden człowiek. Z kolei w The Looking Glass napotkamy fragmenty o stylistyce operowej. Mój niekłamany zachwyt wzbudziła zwłaszcza końcowa część albumu. Baptized by Fire od kilku tygodnie okupuje fotel lidera na mojej liscie progresywnych hitów - to wręcz powalający motorycznością i pięknem melodii kawałek, nucę go praktycznie bez przerwy. Bardzo udana jest tez finałowa odsłona - ładnie wpleciono tu stylizację na muzykę dawną, a następnie nawiązano do introdukcji dobitnie podkreślając ideę koncept albumu. Coś prześlicznego.

W całym tym słoiku moich zachwytów nad miodnością The Edge znajduje się jedna łyżeczka dziegciu - Eternity X na dzień dzisiejszy nie istnieje. Sudano rozwiązał formację nim zdążyła nagrać zapowiadany album From The Ashes. To piekielnie smutna informacja zważywszy na umiejętności muzyków i to czego zdążyli już dokonać. Ale trudno: mamy The Edge i cieszmy się z tego - tak pięknego, progmetalowego koncept-albumu dawno nie słyszałem. Polecam każdemu.

Gorące podziękowania biegną dla Diany, Gancza i Tomka Pawlaka (last, not least !!!).
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.