ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 18.04 - Rzeszów
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
 

wywiady

07.01.2008

"To nasza najbardziej dojrzała płyta" - od debiutu, poprzez "Rapid Eye Movement", do przyszłości Riverside w kilku słowach z Mariuszem Dudą

Przy okazji łódzkiego występu zespołu postanowiłem zadać liderowi kilka pytań. Zwłaszcza tych dotyczących nowego albumu, ale także planów. Specjalnie wybrałem Łódź na to spotkanie.

Mając na uwadze pierwszą trasę, podczas której frekwencja była koszmarna, tym razem zgodnie z oczekiwaniem sala klubu pękała w szwach. Ciekawostka jest taka, że to był trzeci klub, w którym grali w Łodzi, a który mieści się dokładnie w tej samej sali co dwa poprzednie. Frekwencja podsunęła temat do rozmowy, zaś po koncercie Mariusz Duda znalazł chwilę, aby porozmawiać o tym co było,  jest i będzie: odczuciach i wrażeniach z albumu i przyjęciu ze strony fanów.

pytanie - Mariusz, trzecia płyta - trzecia płyta w karierze, jeżeli chodzi o płyty studyjne, nie licząc wydawnictw okazjonalno-koncertowych i fanklubowych. Pytanie jest następujące – jak oceniasz tę produkcję.

Mariusz: To nasza najbardziej dojrzała płyta. Płyta, na której udało nam się w końcu osiągnąć styl Riverside i te wszystkie nasze szepty, smutki, krzyki i radości wymieszać w jedną całość. Tak się złożyło, że jest to trzecia część trylogii, więc musiało być nawiązanie do tego, co było wcześniej, ale myślę, że nowych elementów muzycznych również na niej nie brakuje. Staraliśmy się zachować odpowiednie proporcje. Najważniejsze, że jest to płyta, która pozwala spojrzeć na trylogię jako całość. Potrzebowaliśmy takiego albumu.

- Trylogia – to ogólne stwierdzenie, jakbyś miał przybliżyć tematykę wszystkich trzech albumów, punktu odniesienia dla nich, liryki.

M: Motywem przewodnim całej trylogii jest walka bohatera z samotnością, poszukiwanie siebie, swojego prawdziwego "ja” oraz chęć ciągłej zmiany. Bohater w każdej z trzech odsłon trylogii pod koniec każdej z płyt znajduje się w innym miejscu niż był na początku. Myślę, że tak jest z każdym z nas. Raz na jakiś czas podejmujemy w swoim życiu decyzje, które na nim zaważają. Jeśli nie czujemy się dobrze z tym, co mamy - zmieniamy to, po czym dryfujemy gdzieś przez lata, żeby z czasem powrócić do miejsca, z którego uciekaliśmy. Takie błędne koło. Błędny rytuał. Bohater pod koniec "Rapid Eye Movement" znajduje się w tym samym miejscu, w którym był na początku "Out Of Myself".Najnowsza płyta ma jeszcze swój osobisty wydźwięk - chciałem pokazać dualizm bohatera, stąd podział na dwie części – świat zewnętrzny i świat wewnętrzny. Jedna część - "Fearless" jest mocniejsza, druga – "Fearland” – delikatniejsza, bardziej intymna. Jedna w pewnym sensie nawiązuje klimatem do "Second Life Syndrome", druga do "Out Of Myself". No i okładka - dwie twarze. W każdym tekście jest też mowa o przechodzeniu na drugą stronę.

- Second Life – z czym to Ci się bardziej kojarzyło? Z czymś, co my dzisiaj znamy jako drugie życie w cybernetycznej otchłani, czy czymś głębszym?

M: Z syndromem drugiej płyty. Z potrzebą kolejnej zmiany. Nie miał nic wspólnego z drugim życiem, w którym z tego co wiem musisz mieć swój login i hasło.

- Jaka jest puenta całej tej trylogii?

M: Nic nie jest tym, czym nam się wydaje i nikt nie jest taki, na jakiego wygląda. Bo tak naprawdę chodzi tu tylko o to, że pewien człowiek, cierpiący najprawdopodobniej na schizofrenię pewnego razu zabija swoją ukochaną. Budzi się gdzieś z krwią na rękach i odkrywa straszną prawdę. Doznaje szoku i pod jego wpływem zamyka się w sobie i próbuje stworzyć obraz ukochanej osoby w swoim umyśle. W swoich snach tworzy swój nazwijmy to „związek” – wymyśla sobie, że jest ktoś, na kim mu zależy. I niby wszystko powinno być już jak trzeba, pomijając fakt morderstwa i obłędu, ale najlepsze jest to, ze nasz bohater nawet w takim wymyślonym związku nie jest szczęśliwy i wciąż szuka swojego miejsca. Jedyną słuszną karą było zamknięcie go w pętli czasowej (śmiech).

- Co będzie potem? Trzy plyty za sobą, trzy metaty zrealizowane. Co następne? Kolejny temat czy raczej luźne kompozycje, które pojawiły się gdzieś pomiędzy kolejnymi elementami trylogii?

M: Nie wiem jeszcze, w jakim kierunku podąży nasza muzyka. Na pewno nie będzie to czwarta część trylogii. Myślę, że będziemy się starali zachować swój styl, bo nie po to nad nim pracujemy żeby tworzyć jakieś karkołomne niestrawne muzyczne eksperymenty, których wysłuchać można tylko wtedy, gdy ktoś przystawia Ci lufę pistoletu do skroni. Chcemy tworzyć coś swojego, ale na pewno będziemy chcieli wyrwać się z tego reality-dreamowego klimatu i pójść w trochę inne strony.

- Sądzisz, że tego właśnie fani spodziewają się po was? Czyli grania tego „Reality Dream” , trzymania konwencji, czy kroku w coś nieznanego im do tej pory? Z tego, co powiedziałeś wynika, że raczej będzie to nowy kierunek.

M: Chcemy się rozwijać, eksperymentować, jak najbardziej, ale - jak mówię - chcemy zachować styl. To jest dla nas bardzo ważne. Jesteśmy trochę popularniejszym zespołem niż 5 lat temu i chyba już nigdy nie zadowolimy już swoich fanów w stu procentach. Wiesz, "Out Of Myself" było debiutem. Jak płyta jest debiutem, to wszyscy ciebie wspierają, są razem z tobą. "Second Life Syndrome" też w pewnym sensie było debiutem. Była to pierwsza nasza płyta wydana przez InsideOut i wiele osób usłyszało ją jako pierwszą. Natomiast "Rapid Eye Movement" to już jest płyta, którą wydał zespół, który zjeździł trochę świata, pograł różne koncerty, podenerwował wiele osób. I to jest już ten moment. Od tej płyty będziemy dzielić fanów, tracić starych, zyskiwać nowych i umawiać się na piwo z garstką tych najbardziej lojalnych, którzy byli z nami od początku (śmiech). No cóż - jednym będzie to się podobało, innym nie będzie to się podobało. Bez względu na to, w którym kierunku pójdziemy na czwartej płycie, będzie tak samo jak teraz. Jedni krzykną, że rewelacja, inni – że zjadanie własnego ogona i kolejne kopiowanie zespołu X, Y lub Z. To jest normalne. Polecę frazesem, ale naprawdę najważniejsze jest, aby robić swoje i nie zwracać uwagi na to, co mówią inni. Bardzo łatwo się wtedy zagubić.

- Czyżby to było odniesienie do sławnej recenzji "Rapid Eye Movement" w naszym serwisie?

M: Nie, to nie tylko chodzi o Artrock.pl, chociaż przyznaję, że czytałem tę recenzję, kilka komentarzy i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem emocji jakie się tam pojawiły. I powiem szczerze, że dla artysty to duży komplement. Cóż, czytałem wiele komentarzy na temat nowej płyty i naprawdę uważam, że nie mamy powodów do narzekań. Wiem, że płyta chyba raczej nie przyjęła się w stricte progresywnym światku, wiem, że miłośnikom piętnastominutowych solówek gitarowych się nie spodobała. No, bo weźmy taki "Rainbow Box", gdzie tu solówka? Gdzie tu piękno? Gdzie tu uczucia, prawda? Albo taki "Panic Room" –jeden monotonny rytm, ale nuda, co? Że się tak pozwolę wyzłośliwić. No i to raczej nie wszystkim się spodobało. Ale spodobało się za to w wielu innych miejscach, w których Riverside do tej pory nie istniało, a zaistniało dzięki "Rapid Eye Movement". Wiesz dla mnie osiągnięciem jest bycie albumem miesiąca w najbardziej prestiżowym holenderskim Ard-Shocku niż zebranie 10 gwiazdek w drukowanym na ksero francuskim fanzinie o rocku progresywnym. Osiągnięciem jest zagranie o 15. w dzień na stricte rockowym festiwalu w Hiszpanii razem ze… Slayerem niż bycie główną gwiazdą PROGRESSIVE ROCK NIGHT, gdzie wszyscy graja te same progresywne, czy też progmetalowe kawałki. Oczywiście nie chcę nikogo urazić, ale wiesz już chyba do czego zmierzam. Po tej płycie jest nam bliżej do pozbycia się tych cholernych klapek. Stajemy się po prostu zespołem rockowym, który wychodzi naprzeciw, który otwiera różne drzwi i przez to staje się moim zdaniem o wiele bardziej progresywny.

- Czy masz jakieś plany co do zmiany stylu śpiewania?

M: Tak samo jak zmienia się muzyka Riverside, tak samo i ja staram się pracować nad swoim instrumentem wokalnym, ewoluować. Wydaje mi się, że na kolejnych płytach będę się starał unikać niektórych rzeczy, które ostatnio zbyt często się w moim śpiewaniu pojawiały, szukać nowych rozwiązań, ale znów się powtórzę - wydaje mi się, że nie po to wypracowywałem swój styl żeby go zmienić.

- Czy Ty zażywasz hel przed koncertami?

M: Tak. Ogromne ilości - skąd to pytanie?

- Charakterystyczna barwa głosu….

M: Nie spotkałem się z tematem wdychania helu, ale o co chodzi z barwą mojego głosu?

- Na scenie brzmiałeś charakterystycznie zniekształcony...

 
M: Tak wysoko?

- Nie, głos na scenie masz taki jak osoby oddychające tym gazem.

M: Ciekawe spostrzeżenie (śmiech). Myślę, że mój głos na żywo różni się od studyjnego tym, że muszę stale przekrzykiwać jakieś instrumenty (śmiech).

- Ten klub - a raczej miejsce bo klub się zmieniał a miejsce nie – to już historyczne dla was miejsce. To był jeden z pierwszych koncertów, na których odwiedziliśmy was poza Wrocławiem..

M: Tak, pamiętam, to był jeden z pierwszych koncertów w ogóle na trasie Progressive Tour, chyba któryś z członków zespołu się wtedy ze stresu… znieczulił.

- …chodzi mi raczej o audytorium ….

M: Nie było wtedy tak fantastycznie, jeżeli chodzi o frekwencję….

- …ale porównanie z dzisiejszym dniem.

M: Dzisiaj było lepiej. Jeżeli chodzi o Łódź, pobiliśmy rekord frekwencyjny.

- A nie wydaje Ci się, że łódzka publiczność przyjęła was troszkę "po niemiecku”, na chłodno?

M: To nic w porównaniu z Warszawą (śmiech). No cóż, taka specyfika polskiej publiczności. Mamy porównanie, troszkę jeździliśmy po świecie i wiemy, że na przykład w krajach śródziemnomorskich ludzie przychodzący na koncerty chcą przeżywać muzykę, bawić się i po prostu być w transie, uczestniczyć w tym. U nas tak zachowują się nasi fani, ale poza nimi jest to raczej stonowane towarzystwo. No wiesz, wiele osób przychodzi po raz pierwszy, posłuchać, zobaczyć, o co chodzi w tym całym Riverside. Nie znają utworów, to są ich pierwsze doświadczenia. Ogólnie jednak na publiczność podczas naszych koncertów nie mamy prawa narzekać. Wszyscy są fantastyczni. I uważam, że dzisiaj wcale nie było po niemiecku. Im dalej tym bardziej się wszyscy rozkręcali.

- Wspomniałeś o fanach, gorącym przeżywaniu, oraz postawach osób, które zazdroszczą wam tego co osiągnęliście. A pytanie w drugą stronę. Czy nie obawiasz się, że ta wojownicza postawa fanów nie przysporzy wrogów z tej drugiej strony, ludzi którzy was nie poznali wcześniej, nie mieli okazji, dopiero poznają waszą muzykę, a z każdym pytaniem o muzykę zespołu i każdymi wątpliwościami spotykają się z ostrą reakcją fanów. Wiemy, że taka jest.

M: Wojownicza postawa, fanatyczni wojownicy, Boże mój, przecież to oczywiste, że jeśli jesteś fanem zespołu, lubisz, kochasz jego muzykę, szanujesz wykonawców, to oznacza, że zespół jest ci w jakiś sposób bliski. Czujesz się z tym zespołem związany. W grę wchodzą emocje, więc jeśli pojawia się ktoś, kto włazi z butami na dywan, to nie można pozostać obojętnym. I nie chodzi o podejście typu – bądź bezgranicznie oddany albo giń. W naszym kraju wiele osób uwielbia po prostu udzielać rad typu „powinniście zmienić to czy tamto”. Powinniście, bo ja tak mówię, bo wiem lepiej, chociaż w życiu nie nagrałem żadnej płyty. To jest irytujące. Więc to chyba dobrze, że naszych fanów nie cechuje tylko zimny obiektywizm, prawda? Ale nie jest tak, że nasi fani mają klapki na oczach, jeśli coś im się nie podoba, mówią nam o tym, dyskutujemy, nie ma bezgranicznego zaślepienia. Nowa płyta wielu podzieliła. Paru przeszło nawet na stronę wroga (śmiech). Na szczęście zyskaliśmy wielu innych.

- Przed wami jeszcze parę miast, jakiego oczekujecie przyjęcia?

M: To zależy, z tego co pamiętam do tej pory różne miasta różnie reagowały. To znaczy, że będą koncerty dobre, będą koncerty bardzo dobre, a będą też takie, po których szybko będziemy chcieli pojechać do następnego miasta (śmiech).

- Ten koncert był rejestrowany, czy w związku z tym są jakieś plany wydawnicze?

M: Planujemy w przyszłym roku ruszyć w trasę, podczas której będziemy nagrywali materiał, być może nakręcimy DVD. Trzeba będzie tę trylogię w jakiś sposób zamknąć.

- Następna płyta – już nie tematyczna, już nie trylogia, – kiedy?

M: Chcielibyśmy ją wydać na wiosnę 2009 roku.

- Ok., dzięki.

W ten oto sposób udało nam się wyciągnąć troszkę planów zespołu, oraz miło spędzić czas podczas łódzkiego koncertu Riverside. Fotografie z koncertu – Ca’ir, recenzja autorstwa Mariusza Danielaka, opracowanie merytoryczne - Naczelny.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.