ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 26.04 - GDAŃSK
- 27.04 - Złocieniec
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
 

wywiady

14.04.2008

Wywiad z Łukaszem Ferencem – założycielem i perkusistą toruńskiej formacji Point Of View

Było i jest na tym świecie sporo zespołów, w których schowany zazwyczaj z tyłu perkusista odgrywał bądź odgrywa niemałą rolę. Czy tak jest w wypadku grupy Point Of View? Między innymi o to, wspólny koncert z Fishem oraz kilka innych kwestii zapytałem tuż przed łódzkim koncertem założyciela i perkusistę zespołu Łukasza Ferenca.

Artrock.pl: Powstaliście w 2002 roku w Toruniu i, o ile się nie mylę, ty byłeś twórcą grupy…

Łukasz Ferenc: Faktycznie. Zespół rozpoczął swoją działalność w 2002 roku i rzeczywiście to ja jestem jego założycielem. Tak naprawdę jednak już w 2001 roku zrodził się pomysł grania muzyki „pointowej”, gdyż wymarzyłem sobie, że zespół będzie się nazywał Point Of View. Zaczynaliśmy od grania muzyki stricte instrumentalnej, troszeczkę opartej o trashmetalowe riffy, z lekkim przekąsem, gdzieniegdzie zahaczając o zespół Coroner. W 2002 roku dołączył do mnie Tomek (Grabowski – przyp. MD) i razem obraliśmy wspólną drogę. Były małe roszady personalne, gdyż najpierw mieliśmy w zespole wokalistkę. Wtedy grupa miała charakter rockowo – metalowy, ciągnęło nas jednak do grania dźwięków bliżej lub dalej nieokreślonych, o jakimś szeroko pojętym zabarwieniu progresywnym. Od tamtej pory, nie unikając problemów personalnych – bo takie są realia – gramy ostatecznie w najlepszym, najbardziej optymalnym składzie.

A: Skoro mowa o personalnych roszadach. Całkiem niedawno nastąpiła zmiana na stanowisku basisty. Grającego na debiucie Kacpra Chrzaszczewskiego zastąpił Mariusz Leśniewicz. Jakie były przyczyny tej zmiany?

ŁF: Pierwszą przyczyną była różnica poglądów i perspektywy patrzenia na… właściwie wszystko, począwszy od życia, a skończywszy na zespole. Może lepiej… począwszy od zespołu (śmiech). Długo z tym zwlekaliśmy, gdyż właściwie przyzwyczailiśmy się do siebie. Znaliśmy się nie tylko od strony muzycznej, ale też i osobistej. Z drugiej strony - nie mogliśmy też nikogo bardziej pasującego do nas znaleźć. Tak się ostatecznie stało, że gdzieś tam, na jakimś projekcie ubocznym spotkałem Mariusza…, no i tak to się wszystko zaczęło.

A: Porozmawiajmy jeszcze przez chwilę o personaliach. Czy to, że jesteś założycielem Point Of View, wpisuje was niejako w pewien kanon zespołów, w których perkusiści odgrywają wiodącą, czasami pierwszoplanową rolę? Przykładami niech będą Genesis po odejściu Gabriela czy Spock’s Beard po opuszczeniu grupy przez Morse’a…


ŁF: Padają tutaj nazwy wielkie i trudno nam się jakoś do tych grup porównywać… Myślę, że w naszym wypadku nie można do tego tak podchodzić. Jesteśmy pięcioma odrębnymi jednostkami i każdy dokłada swoje przysłowiowe trzy grosze do tego, co się dzieje w zespole. Może ja jestem taką osobą, która bardziej to wszystko napędza, mówiąc w cudzysłowie – w pewnym stopniu „wymusza” niektóre decyzje w kierunku konkretnych działań. Niewątpliwie zajmuję się organizacją koncertów i wszelkich występów, natomiast muzycznie jestem - tak jak na scenie – za bębnami, schowany z tyłu. Są u nas osoby, które kompozycyjnie mają troszeczkę więcej do powiedzenia i robią to o wiele lepiej. Jestem zatem jedną piątą tego zespołu, która dokłada do niego coś od siebie.

A: Jesteście postrzegani jako zespół progmetalowy. Czy ten styl jest w waszym wypadku wynikiem zainteresowań taką muzyką poszczególnych członków grupy, czy też jakąś kompilacją powstającą z zupełnie innych dźwięków, z którymi obcujecie na co dzień?


ŁF: Myślę, że im człowiek jest starszy, tym bardziej horyzonty mu się otwierają i nie jest tak, że słucha się tylko progmetalu. Ja już – powiedzmy - od ładnych paru lat jestem na etapie słuchania każdego rodzaju muzyki i wyciągania z niej tego, co jest mi przychylne i dla mnie najfajniejsze. W przypadku naszej muzyki możemy niewątpliwie mówić o pewnej wypadkowej. Progmetal – jeśli już wkładamy to wszystko do jednej szufladki – jest może w pewnych ramach ograniczony, mimo wszystko pozostawia jakąś płaszczyznę, którą można zagospodarować. Metal wiąże się ze swego rodzaju agresją, może złem, czymś silnym i mocnym, natomiast progresywność zostawia tę paletę, z której można coś tam namalować. Ewolucja naszej muzyki na pewno nastąpi, gdyż każdy z nas się rozwija pod względem charakteru, osobowości i intelektu. Muzyka będzie zatem ulegała zmianom, a co z tego wyjdzie? Mam nadzieję, że będzie się to wszystkim podobać i… będzie to nadal Point Of View. Na pewno nie będziemy się przekręcać o 180 stopni.

A: Kończąc wątek dotyczący muzycznego stylu warto zauważyć, że w Polsce ostatnimi czasy obrodziło w zespoły grające ten rodzaj muzyki. Riverside, Animations, Sandstone, Division By Zero, Newbreed, Retrospective, Liquid Shadows to tylko najbardziej sztandarowe przykłady. Jak odnajdujecie się w tym swego rodzaju trendzie? Co Twoim zdaniem wyróżnia Point Of View na tle tych kapel?


ŁF: Każdy z tych zespołów - moim zdaniem - ma coś interesującego do zaoferowania. Myślę, że nasza debiutancka płyta „Disillusioned” jest albumem progmetalowym o zabarwieniu artrockowym, a nie na odwrót. Artrock ostatnimi czasy obrodził i zespołów artrockowych jest zdecydowanie więcej niż progmetalowych. Myślę, że naszą kapelę wyróżnia to, iż mamy riffy i ciężkie, i mocne - z metalowej dywizji. Dodatkowo jednak te kompozycje zawierają bardzo dużą dawkę melodii. Tak naprawdę linie melodyczne wokali czy klawisza można – nie chcę oczywiście za bardzo przesadzić – nucić przy goleniu. Myślę, że to wyróżnia nasz zespół i jest jakimś wykładnikiem stylu grupy.

A: Wspomniałeś o debiutanckiej płycie. To niezwykle ważna cezura dla każdego zespołu. Powiedz mi proszę, czy jego ukazanie się zmieniło wasze postrzeganie szeroko rozumianego muzycznego… „szołbiznesu” (tu… wiem, że użyłem niezbyt fortunnego słowa) lub może bardziej trafnie – sceny muzycznej w Polsce?


ŁF: Myślę, że to dopiero otworzyło nam nieco oczy, bo po pierwsze - jesteśmy troszeczeczkę inaczej postrzegani. Nie jesteśmy zespołem garażowym, który ma nagranych kilka demówek albo żadnej, tylko jakieś tam – powiem nieładnie - „rechacze”. Myślę, że o show biznesie w naszym wypadku nie ma co na razie mówić, bo gdzieś to jest daleko schowane. Środowisko, jakie jest, każdy kto interesuje się choć trochę muzyką, nie tylko z perspektywy odbiorcy wie, że to ciężki kawałek chleba. Natomiast myślę, że teraz patrzymy troszeczkę inaczej na wszystkie rzeczy. Inaczej się już z nami – przynajmniej w połowicznym stopniu – rozmawia, gdyż nie jesteśmy już grupą „no name”, tylko zespołem, który stara się coś robić, gra coraz więcej koncertów. Nie interesuje go granie po remizach strażackich. Staramy się te koncerty organizować z głową, choć nie zawsze się udaje, bo frekwencja - jak wiadomo - to odwieczny problem. A może nie odwieczny…, ale od niedawna dosyć spory – w dobie XXI wieku i Internetu. Taką mamy niestety rzeczywistość. Wracając jednak do pytania – wydaje mi się, że płyta wiele zmienia. To jest tak jak z mężczyzną, który się żeni. Mówi się wtedy, że dojrzewa. Gdy pojawia mu się dziecko – ta dojrzałość jest jeszcze większa. Myślę, że płyta długogrająca dla każdego zespołu jest taką dobrą szkołą i pierwszym etapem dojrzałości.

A: Wasz debiutancki album nie jest co prawda z założenia koncept albumem, jednak podejmuje wątek człowieka rozczarowanego otaczającą go rzeczywistością. Czy treść tej płyty wynika z waszych osobistych doświadczeń czy też po prostu chłodnej obserwacji owej rzeczywistości?


ŁF: Na to pytanie bardziej precyzyjnie odpowiedziałby Bartek (Kurkowski – przyp. MD), który te wszystkie liryki pisał. Mogę jedynie powiedzieć od siebie, że faktycznie jest to jakaś tam wykładnia postrzegania świata przez nas. Na takie teksty złożyło się to, że świat, który nas otacza niestety nie jest kolorowy. Patrząc na okładkę naszej płyty, która utrzymana jest w tonacji szarzyzny, widzimy drogę, która jest jasna… Być może doprowadzi ona każdego z nas do jakiegoś rozświetlenia umysłu. Nie będę wnikał głęboko w filozofię tych tekstów, bo nie jest to – tak jak mówiłeś - koncept album. Z grubsza traktują o tym, że każdy ma swój punkt widzenia, każdy ma swój umysł i każdy ma prawo postrzegać świat indywidualnie.

A: Pomówmy przez chwilę o muzyce. Przyznam szczerze, że najbardziej przypadły mi do gustu dwie wasze kompozycje – „Bleak” i „Mercy Killing”. Pierwszy z nich z niezwykle wzniosłym, patetycznym refrenem i podłożoną pod niego ciepłą partią klawiszy, drugi – bardziej złożony, wielowątkowy, z piękną gitarową solówką. Mógłbyś nieco więcej powiedzieć na temat tych utworów. Czy również dla was są ważne? A może macie zupełnie inne typy?


ŁF: Oczywiście każdy z nas ma swoich faworytów. Moją akurat ulubioną kompozycją jest utwór „Shame”, który od strony instrumentalnej jest ciekawy. Jest dla mnie czymś szczególnym. Jeśli zaś chodzi o utwory „Bleak” i Mercy Killing” – są to kompozycje z zupełnych początków zespołu. Ich główne riffy, główne motywy rodziły się jeszcze zanim uzbieraliśmy ten optymalny skład. Potem, drogą dochodzenia nowych członków, ewoluowały i przybrały właśnie taką formę, jaką można usłyszeć na płycie. Są to utwory powstałe z takiej młodzieńczej, szaleńczej radości grania, o bardziej dojrzałym jednak zabarwieniu i - patrząc z perspektywy kompozytorskiej - ujęte już w pewne ramy. Nie jesteś pierwszą osobą, której się te kompozycje podobają. Faktycznie „Bleak” jest utworem dosyć mocnym, z ciekawym refrenem, z ładnymi melodiami, o których wspominałem już, że to one mogą nas wyróżniać na tle innych zespołów. A „Mercy Killing” w istocie ma piękną solówkę Bartka, co dodaje jej szczególnego efektu…

A: W ubiegłym roku mieliście okazję zagrać w Bydgoszczy przed Fishem. Jakim doświadczeniem był dla was ten koncert i spotkanie z taką osobowością?


ŁF: Doświadczenie to trudno tak naprawdę określić jakimś jednym przymiotnikiem. Dla mnie było to przeżycie roku, o ile nie wydarzenie całego mojego muzycznego życia. Mogliśmy poznać osobiście gwiazdę, uścisnąć jej dłoń. Z Fishem spotkaliśmy się za kulisami. Okazał się osobą bardzo miłą. Nie było niestety czasu na to, aby sobie chociaż chwileczkę pogawędzić. Fish jest osobą niezwykle zajętą, ciągle z trasy odpisuje na maile, ciągle gdzieś dzwoni… Wymieniliśmy jednak kilka słów. Bardzo przejął się tym, że nie mogliśmy zagrać przed nim w Gdańsku (grupa pierwotnie miała także w Gdańsku poprzedzać koncert Fisha – przyp. MD). W Bydgoszczy wszystko poszło jednak gładko, podobało mu się. Muzycy otrzymali od nas płyty…, aby o nas nie zapomnieli. Natomiast sam koncert był przeżyciem nieziemskim. Filharmonia ma chyba najlepszą akustykę w Polsce. Występ był zatem świetnie nagłośniony, mimo że byliśmy supportem, a wiadomo jak traktuje się supporty na tego typu imprezach… Wielkie, niezapomniane przeżycie…

A: Co uważacie za swój największy dotychczasowy sukces? Wydanie debiutanckiej płyty czy też wspomniany koncert z Fishem? A może coś jeszcze innego?


ŁF: Myślę, że w twoim pytaniu są już odpowiedzi. Po pierwsze - udało nam się po wielu perypetiach personalnych i finansowych nagrać tę płytę oraz wydać ją – nie tylko mieć ją na półce, ale i trafić z nią do – w tej chwili mogę już powiedzieć – kilkuset osób. Koncertowo? Na pewno występ z Fishem. Mam nadzieję, że nie był to pierwszy i ostatni koncert u boku jakiejkolwiek gwiazdy sceny artrockowej czy progmetalowej. Tak, to dwie najważniejsze rzeczy. One i koncerty grane dla osób, które faktycznie słuchają naszej muzyki, przychodzą po koncercie, gratulują, dziękują, kupują płytę, dzielą się swoimi uwagami, uświadamiają nam, że warto to robić.

A: Jak wyglądają wasze najbliższe plany?


ŁF: Oprócz dzisiejszego występu w Łodzi gramy 18 kwietnia w Grudziądzu zaś 23 kwietnia w Poznaniu. Najprawdopodobniej będziemy mieć jeszcze koncert w Sochaczewie, a potem zamierzamy wejść do studia, aby nagrać trzy- bądź czteroutworowe demo, które będzie takim przedsmakiem nowej płyty, którą mam nadzieję uda nam się w tym roku nagrać.

A: Kończąc ten wywiad tradycyjnie już chciałbym cię prosić o kilka słów dla czytelników Artrock.pl.


ŁF: Przede wszystkim dziękuję za wsparcie. Cieszę się, że znajdują się jeszcze takie portale i są ludzie zainteresowani muzyką nie tylko z tej najwyższej, gwiazdorskiej półki ale także zespołami, które dopiero wchodzą na tę – nazwijmy to - właściwą ścieżkę muzycznego życia. Wielkie dzięki dla redakcji, dziękuję tobie za wywiad. Zapraszam wszystkich na nasze koncerty oraz do słuchania naszej płyty.

A: Dziękuję serdecznie za rozmowę.


[rozmawiał Mariusz Danielak]