Warszawianie są tak często koncertującym zespołem, że muzyczna prasa, internetowe serwisy czy muzyczne fora dosłownie huczą od emocjonalnych wrażeń po ich występach. Praktycznie za każdym razem jest bardzo dobrze i trudno cokolwiek oryginalnego o ich scenicznych zmaganiach napisać. W ubiegłym roku miałem przyjemność relacjonować ich ostatni łódzki koncert. Tym razem jednak okazja była szczególna. Panowie postanowili bowiem zarejestrować w studiu telewizji Toya swój pierwszy oficjalny materiał DVD. Aby choć trochę odejść od sztampy i wszelkich kalek, postanowiłem tym razem przygotować dla naszych czytelników „alfabet” tego niecodziennego koncertu i na nim oprzeć swoje wrażenia. Zatem…
A jak atmosfera. Pełna oczekiwania i napięcia. Spore studyjne hale telewizji Toya mają w sobie jakąś monumentalność. Ogromny, szeroki tunel prowadzący wprost do miejsca występu z każdą minutą zaczerniał się kolejnymi, podążającymi na występ fanami. Niemała liczba samochodów na pobliskich parkingach znamionowała doniosłość wydarzenia. Podczas krótkiego spotkania z muzykami – Piotrem Kozieradzkim i Michałem Łapajem – pół godziny przed występem, dało się zauważyć na ich twarzach lekkie spięcie. Tym bardziej zaskakujące było to, iż już na scenie kompletnie tego widać nie było. Ale o tym nieco później.
S jak scenografia. Autentycznie robiła wrażenie. Przestronna scena, ze specjalnymi podwyższeniami dla poszczególnych muzyków, na niej imponujące zestawy: perkusyjny i klawiszowy. Nad tym wszystkim wisiały cztery ogromnych rozmiarów „nieme” obrazy, z ramami „wyjętymi” niemalże z okładki singla „Conceiving You”. Na jednym z nich podczas koncertu prezentowane były krótkie filmy. Zwracała uwagę szeroka paleta pomysłowo wykorzystywanych świateł – od mocnej czerwieni, po jaskrawą zieleń i błękit, ładnie rozmywający się w koncertowych dymach. Nie można zapominać o geometrycznych, świetlistych motywach, które co rusz „latały” nad głowami zebranych. W tym miejscu nie mogę sobie odmówić pewnej dygresji. Dotyczy ona naturalnie drogi, jaką pokonał zespół od przysłowiowego „pucybuta” do rzeczywistej, pierwszoligowej gwiazdy europejskiego progrocka. Ile zespołów z tej muzycznej szuflady, przybywających do Polski w charakterze gwiazdy, może sobie dziś pozwolić na takie przedsięwzięcie? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Widać było ogrom zaangażowanych środków finansowych i włożonej w to wszystko pracy.
T jak… „technikalia”. Staję się monotonny w tych pochwałach, ale takiego nagłośnienia dawno w Polsce nie słyszałem. Bardzo soczyste, z wycyzelowanymi precyzyjnie wysokimi tonami i - po przeciwległej stronie bieguna – głębokim, mięsistym, wypełniającym każdy skrawek przestrzeni basem (może tylko przy „Loose Heart” trochę mi trzeszczało). Każdy instrument był właściwie nagłośniony, stąd publiczność miała duży komfort w odbiorze każdego dźwięku. Pisząc o „technikaliach” nie mogę zapomnieć o - obserwujących każdy ruch muzyków - kamerach. Było ich chyba dziesięć: stacjonarne – umieszczone na podestach za publicznością, jedna wędrująca po szynach w scenicznej fosie, kolejna na długim „żurawiu”, przemykająca tuż nad zebranymi. Z pozostałymi obiektywami operatorzy krzątali się po scenie, bacznie podglądając każdego instrumentalistę.
M jak muzycy. W formie wybornej. Ale to już standard. Widać było, że kilkudniowa, krótka trasa, odbyta ciut wcześniej i ogranie materiału zrobiły swoje. Pisanie po raz kolejny o magicznie brzmiących solówkach Piotra Grudzińskiego, porażającej sile uderzeń Piotra Kozieradzkiego czy błyskotliwym przekładaniu dłoni z jednego klawiszowego zestawu na drugi Michała Łapaja staje się już truizmem. Zatrzymam się chwilę przy Mariuszu Dudzie – prawdziwym frontmanie, dzięki któremu każdy, kto nosił w sobie choć trochę nerwów związanych z tym wydarzeniem, został skutecznie odstresowany. Wyluzowana konferansjerka z dowcipnymi wstawkami - ot, co!
P jak publiczność. Gorąca i żywiołowa. Niemalże z każdego zakątka kraju, a nawet i zagranicy. Nie zapełniła całej, sporej wielkości hali, ale i tak było jej… powiedzmy trzydzieści razy więcej, niż na wspomnianym, pierwszym łódzkim koncercie. Skandowała nazwę zespołu, imiona każdego z muzyków, nie zabrakło także „Sto lat!” odśpiewanego po wszystkim.
S jak setlista. Tu paradoksalnie napiszę najmniej. Zapraszam po prostu na sam koniec relacji. Tam jest ona wyszczególniona. Praktycznie niczego ważnego nie zabrakło podczas tych 2 godzin i 25 minut grania (nooo… mój redakcyjny kolega Ca’ir był nieco rozczarowany brakiem „Schizophrenic Prayer”). Miało był podsumowanie trylogii „Reality Dream” i… było. Wszystko zagrane z pietyzmem ale i odpowiednim feelingiem.
M jak momenty. Oczywiście były! To głównie tak zwane „techniczne”, dwuminutowe przerwy, zagospodarowywane słowami przez Dudę oraz klawiszowymi improwizacjami przez Łapaja. Uzupełniały je szczere salwy śmiechu i spontaniczne brawa. Szkoda, że – jak powiedział wokalista – „to się i tak wytnie”!
Z jak zakończenie. Podwójne. Najpierw to oficjalne. Punktualnie o 22.25 wraz z ostatnim dźwiękiem „Ultimate Trip”. Po paru chwilach Duda wyszedł raz jeszcze i zapowiedział, że jeżeli ktoś ma parę chwil do odjazdu pociągu i nie ma co z tym czasem zrobić, za dziesięć minut grupa zagra kilka poprawek. No i zagrała - „Dance With The Shadow” i „Ultimate Trip”. Po tym ostatnim panowie nie kłaniali się po raz drugi, gdyż jak powiedział Mariusz – „ten ukłon weźmie się z pierwszej rejestracji”. Najwierniejsi otrzymali jeszcze na koniec prawdziwy rarytas – „Beyond The Eyelids” - utwór, którego w podstawowej setliście zabrakło.
F jak fotki. Troszkę odbiegające od tych tradycyjnych. Obok muzyków na scenie, możecie także na nich zobaczyć cały ten „rejestracyjny blichtr”.
Setlista: 1. The Same River / 2. Out Of Myself / 3. Volte-Face / 4. Rainbow Box / 5. 02 Panic Room / 6. I Turned You Down / 7. Reality Dream III / 8. Loose Heart / 9. Dance With The Shadow / 10. Parasomnia / 11. Lucid Dream IV / 12. I Believe / 13. Second Life Syndrome / 14. The Curtain Falls / 15. Back To The River / 16. Conceiving You / 17. Before / 18. Ultimate Trip / Poprawki: Dance With The Shadow / Ultimate Trip / Beyond The Eyelids