ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

wywiady

13.12.2014

Dokopać się w głąb emocji – wywiad z Maverickiem, wokalistą UFly

Dokopać się w głąb emocji – wywiad z Maverickiem, wokalistą UFly

W tym roku poznańska formacja UFly wydała naprawdę udany album „Love Smugglers”. O nim, ale także o wielkim sentymencie zespołu do Kraju Tulipanów oraz kontrowersjach wokół nowego krążka U2 opowiedział nam wokalista grupy, Maverick.

Mariusz Danielak: Zacznijmy od pewnych remanentów. Dlaczego w 2012 roku zdecydowaliście się zmienić nazwę zespołu z Underground Fly na UFly? Zapytam prowokacyjnie – czy to pewna chęć odcięcia się od waszej przeszłości?

Maverick: Na pewno nie. Underground Fly ukształtowało nas jako muzyków i to kim jesteśmy teraz jest konsekwencją tamtych działań. Zresztą cały czas gramy na koncertach numery z pierwszej płyty. Co prawda są to nowe aranżacje, ale absolutnie doceniamy siłę tych kompozycji i nie odcinamy się od tego. Dojrzeliśmy jako muzycy i pojawiło się nowe brzmienie zespołu – myślę, że brzmienie, którego szukaliśmy od dawna. Zawsze powtarzaliśmy, że gramy „Fly Rock”, ale czujemy, że dopiero teraz nabrało to znaczenia. Zmiana nazwy to chęć zaznaczenia nowych narodzin zespołu. Ostatnie 4 lata były dość ciężkie. Wiedzieliśmy, że pewna koncepcja się już wyczerpała. Potrzebne były nowe inspiracje, poszukiwanie nowych brzmień. Zresztą do końca nie wiemy, czy to nasza czwarta czy pierwsza płyta (śmiech).

Przez wiele lat byliście kwartetem, w tym roku oficjalny skład UFly uszczuplił się. Jakie były przyczyny odejścia z formacji Bossa?

Jak wspomniałem wcześniej – ostatnie 4 lata nie były łatwe. Graliśmy mało koncertów i pozornie niewiele się działo w zespole. Dużo pracowaliśmy nad nowym brzmieniem, spędzaliśmy sporo czasu w sali prób. Był to okres kiedy swoisty przestój w zespole zbiegł się z dużym rozwojem „kariery zawodowej” Bossa. Sadzę też, że nie do końca się odnalazł w nowym brzmieniu zespołu. Nie było nam łatwo pogodzić się z decyzją Bossa o odejściu, ale ją szanujemy. Wiemy, że nie żałuje tej decyzji i realizuje się na nowych, nie-muzycznych obszarach kariery.

Patrząc na waszą już całkiem długą historię nietrudno zauważyć, że zdecydowanie lepiej układa wam się współpraca z ludźmi spoza naszego kraju. Waszym wydawcą była brytyjska wytwórnia Captive Recordings, swego czasu promocyjną umowę podpisaliście z holenderską agencją Its All Happening, a dwa lata temu ogłosiliście, że waszym managerem został Tony Collinge. Ciężko jest u nas przebić się waszemu „Fly Rockowi”? Czy to po prostu kwestia waszych działań i wyborów skierowanych poza granice?

Myślę, że to kwestia odzewu tej drugiej strony. My zawsze tyle samo zaangażowania kierowaliśmy w stronę zarówno naszego kraju jak i zagranicy. I tu i tam zależało nam na tym samym – tzn. znalezieniu dobrego agenta/agencji koncertowej, wytwórni, managementu…Wiemy, że swoistą przeszkodą na rynku polskim jest język angielski, choć z drugiej strony coraz więcej topowych artystów nagrywa po angielsku – choćby Dawid Podsiadło. Tym razem mamy i polską wytwórnię i managera z Polski… i w zasadzie nie wiemy do końca czy to kwestia zmiany brzmienia zespołu, bardziej komercyjnego oblicza UFly, czy może coś się zmienia na polskim rynku muzycznym.

Mam wrażenie, że krajem który was naprawdę pokochał jest Holandia. W tym roku graliście tam po raz kolejny, tym razem u boku ogromnie popularnej tam formacji Kensington. Zdjęcia wypełnionych po brzegi sal z UFly na scenie wyglądają naprawdę imponująco…

Czujemy się świetnie w Holandii. Pomimo, że Holendrzy są dość powściągliwymi ludźmi, to na scenie czuliśmy przepływ energii między nami a publiką. Cieszy nas ten bardzo dobry odzew, bo jeszcze jako Underground Fly sporo tam graliśmy i mamy wielki sentyment do tego kraju. Ponadto cieszy fakt, że nie była to jednorazowa przygoda w Holandii, że za tymi koncertami idą kolejne konkretne działania. Współpracujemy tam z promotorami i nasz singiel pojawia się na playlistach tamtejszych radiostacji, pojawiają się bardzo dobre recenzje płyty w prasie, mamy pierwsze zaproszenia na festiwale… –  już jest super - a to dopiero początek (śmiech).

Niebawem szykuje się rewanż ze strony Kensington. W styczniu Holendrzy zagrają u nas cztery koncerty, oczywiście z wami…

Jesteśmy niesamowicie dumni, że możemy być gospodarzami dla tak dobrego zespołu – tym bardziej, że jest to ich pierwsza wizyta w Polsce. Kensington to jakość sama w sobie i ktokolwiek usłyszy ten zespół na żywo nie będzie miał wątpliwości za co dostali te dwie statuetki MTV Music Awards…Oczywiście nie czujemy się gorsi (śmiech), choć nasze style się różnią. Sadzę, że uzupełniamy się nawzajem i nasze wspólne koncerty to będzie niesamowita sprawa w szczególności dla fanów U2, Kings of Leon, Coldplay, Muse, czy Depeche Mode.

Czas porozmawiać o waszym najnowszym dziecku, albumie „Love Smugglers”. No właśnie, kim są owi przemytnicy miłości? I czy możemy o tym krążku mówić jako o swego rodzaju koncept albumie?

Muzycznie - nie, ale tekstowo - tak. Po raz pierwszy udało mi się skupić w tekstach na jednym temacie tak, aby spiąć całość jedną klamrą. „Przemytnicy miłości” to jakby streszczenie przesłania całości tekstów na płycie. To opowieść o przemycie uczuć przez granice codzienności. Żyjemy szybko, żyjemy konsumpcyjnie i coraz mniej czasu mamy na okazywanie uczuć na budowanie poczucia bezpieczeństwa dla najbliższych. Często czujemy się niepewnie, zagubieni, przytłoczeni rzeczywistością. Ciężko walczyć z tą rzeczywistością – nie uciekniemy przecież na bezludną wyspę. Dlatego musimy być przemytnikami, aby przedostać się przez skorupę codziennej rutyny i pooddychać czystym powietrzem uczuć.

Na „Love Smugglers” zmieniacie się nieco stylistycznie. Do głosu bardziej zdecydowanie dochodzi elektronika, za którą odpowiedzialny jest Qlhead. Skąd ta wolta w tym kierunku? To efekt pewnych naturalnych inspiracji, czy zimne założenie: „czas pogrzebać w naszej muzie i coś w niej zmienić”? (śmiech)

Po EP-ce „Light is on” doszliśmy do ściany. Czuliśmy, że czas poszukać nowych muzycznych doznań, aby dać nowy oddech i sobie i naszej muzyce. Jesteśmy zwolennikami prostej zasady: jeśli coś przestaje sprawiać ci radość, to czas na zmiany. W międzyczasie pojawiły się nowe inspiracje i w naszych płytotekach przybywało pozycji typu: Depeche Mode, Alicia Keys, Beyonce, A-ha, Hurts…itd. Pojawienie się sporej porcji elektroniki było bardzo naturalne. Zresztą nawet w Underground Fly cały czas mówiliśmy o większym wykorzystaniu elektronicznych brzmień – ale na słowach się tylko kończyło. Ja byłem osobą, która zainicjowała podróż w tym kierunku, w powstawaniu nowych aranżacji, brzmień. W międzyczasie w otoczeniu zespołu pojawił się Qlhead, który dopracował te pomysły i dał fizyczny wyraz tym dźwiękom, które dotychczas były w naszych głowach.

Większość numerów na płycie to po prostu piękne, lekko nostalgiczne, piosenki. Rozumiem, że dobra melodia jest dla was kluczem przy komponowaniu utworów?

Zawsze była, jest i będzie. Od tego zaczyna się dobra kompozycja. Siadając z gitarą nie zaczynam od szukania dobrego riffu a potem melodii. Najpierw musi być melodia, która ma to coś – ten magnetyzm a potem pojawiają się riffy. Z jednej strony chcemy dać ludziom energię, ale z drugiej chcemy wzruszać, powodować tę gęsią skórkę na rękach, dokopać się w głąb emocji i pozostać tam na długi czas.

Od całości materiału odstaje nieco „Get up”, ewidentnie nawiązujący do Depechowego „Personal Jesus”. To pewien rodzaj waszego hołdu dla tej kapeli?

Nigdy nie myśleliśmy o tym numerze w ten sposób, choć zdajemy sobie sprawę, że jest pewna część wspólna w tych utworach. Depeche Mode to bardzo ważny dla nas zespół, ale nigdy nie myśleliśmy o składaniu hołdu (śmiech). Dla mnie „Get up” to dowód na to, że wciąż jesteśmy rock’n’rollowymi buntownikami i nie zgadzamy się na wiele rzeczy.

Przez lata w kontekście waszej muzyki pojawiała się nazwa U2. Wy zresztą nigdy nie ukrywaliście sporego szacunku dla tej formacji. Ciekawy jestem, jakie jest twoje zdanie na temat najnowszej produkcji Bono i spółki „Songs Of Innocence” oraz formy, w jakiej zdecydowali się ten nowy krążek oddać fanom?

Na pewno jest to bardzo dobra płyta i moim zdaniem o wiele lepsza, niż poprzednia. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po „All that you can’t leave behind” U2 zakończyło muzyczne poszukiwania i to co serwowali na kolejnych krążkach to lepsze lub gorsze powielanie tego albumu. Zawsze ceniłem U2 za muzyczne poszukiwania, za zaskakiwanie fanów. Nie chcę oczywiście powiedzieć, ze przestałem cenić U2 – dla mnie nadal jest to numer jeden na świecie i chyba już większej kapeli nie będzie. Jedyne zaskoczenie, które zaserwowali to wydanie tej płyty. Przełamali pewną barierę, choć nie obyło się bez zgrzytów. Sadzę, że nie powinno być tak, że nie można było tego albumu usunąć z płytoteki – przecież nie wszyscy posiadacze iPhone’ów to fani U2. Przeciwnicy oczywiście zarzucają U2 megalomanię – ja myślę, że po porostu nie przemyśleli wszystkich aspektów tej formy premiery. Ale na pewno był to niesamowity pomysł.

Łącząc historię Underground Fly i Ufly w tym roku stuknęło wam 10 lat. Jubileusz uczciliście nową płytą. Czy na tym świętowanie zakończyliście, czy jednak macie coś jeszcze w zanadrzu? (śmiech)

Ta płyta to uczczenie jubileuszu i narodzin zarazem. Świętować będziemy cały czas na koncertach. W połowie października rozpoczęliśmy trasę „Love smugglers” i będziemy grać w klubach w całym kraju do końca kwietnia. Od maja będziemy się pojawiać na juwenaliach, festiwalach i innych imprezach plenerowych. Wszystkie aktualne daty koncertów można znaleźć na naszej stronie i profilu FB. Zapraszamy wszystkich. To co mamy w zanadrzu niech pozostanie na razie tajemnicą… (śmiech).

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.