ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

wywiady

11.05.2015

Trzeba brać życie takie jakim jest... - wywiad z Mickiem Pointerem.

Trzeba brać życie takie jakim jest... - wywiad z Mickiem Pointerem. Muzyczna kariera Micka Pointera świętującego właśnie 20-to lecie zespołu Arena nie przebiegała prostą drogą.

strona 2 z 3

PK: Czy w czasie sesji do Script słyszałeś pogłoski, że EMI chce usunąć Ciebie i Stevena Rothery?

MP: Tak..tak. Pewnie, że słyszałem.

PK: A wiesz czemu były takie plany?

MP: No bo to znów ta sama sytuacja…ktoś z zewnątrz (tym razem z wytwórni) uznał, że on wie lepiej. Są ludzie, którzy zamiast cieszyć się tym co mają koniecznie muszą wtrącać swe trzy grosze.
A przecież to co my robiliśmy w sposób oczywisty działało. Działało, co łatwo było dostrzec obserwując publiczność. No ale zawsze musi się znaleźć ktoś, kto uważa, że on wie lepiej. Byłem bardzo tego świadomy. Steve Rothery, z którym mieszkałem jeszcze od czasów grania razem z Dougiem zaczął drążyć ten temat. Ze Steve jest trochę tak jak ze mną..nawet dziś są ludzie, którzy mówią o nim bardzo dobrze i tacy, co mówią źle. Szczerze mówiąc ja się już tym zupełnie nie przejmuję.

PK: Taaa, jest takie (nawet całkiem oficjalne) nagranie z grudnia 1982r. gdzie Fish przedstawia Ciebie jako „niezastąpionego”…a raptem kilka miesięcy później….

MP: No tak…to także charakterystyczna dla niego cecha. Jak jesteś w zespole to zawsze musisz znaleźć kogoś, na kim się skupisz i robisz sobie z niego obiekt do zabawy, lub czepiania się. Ja właśnie zostałem kimś takim…no i skończyło się jak się skończyło.

PK: To najważniejsze pytanie: kogo obwiniasz za swe odejście? Tylko Fisha, czy wszystkich?

MP: Nikogo nie obwiniam. Uważam ich wszystkich za jednakowo równych palantów. Nie interesuje mnie co kto powiedział, kto kogo napuszczał…prawda jest taka, że wywalili mnie z mojego własnego zespołu. Uważałem, że na równi ze wszystkimi pracowałem na sukces zespołu, a ostatecznie osobiście nie odniosłem żadnego sukcesu. Nagle zostałem z niczym. Musiałem jednak żyć nadal…i proszę o to dziś jestem tu gdzie jestem (czyli kilka godzin przed jubileuszowym koncertem Areny w Poznaniu przyp. PK).

PK: Ja jednak chciałbym się dowiedzieć jak to wszystko wyglądało, bo pamiętam Ciebie z VHS/DVD Recital Of The Script rozbawionego i chyba szczęśliwego w Hammersmith Odeon, a już chwilę później Twój świat się zawalił.

MP: Taaaa. Nie wydaje mi się, by to było zaraz następnego dnia po ostatnim koncercie w Hammy, ale dwa dni po. Dostałem telefon od managera Johna Arnisona, że chce mnie odwiedzić. No i przyjechał z Peterem Trewavasem, Markiem Kelly i Derekiem Dickiem. Nie było Stevena Rothery. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Byliśmy przyjaciółmi. Jak się jest czyimś przyjacielem to raczej nie chce się uczestniczyć w czymś takim. Choć z drugiej strony od tego dnia NIGDY ze sobą już nie rozmawialiśmy. No więc przyjechali do mojego domu i poinformowali mnie, że zostałem usunięty z zespołu, podawali jakieś powody, ale one przecież nie miały żadnego znaczenia…nie pamiętam już co mi zarzucali. I wyszli. I nie widziałem żadnego z nich, aż do czasów, gdy zacząłem grać z Areną. Mniej więcej tydzień później John Arnison znów do mnie przyjechał, by mnie poinformować, że odbierają mi nazwę Marillion (już ją na siebie zarejestrowali), a to ja ją wymyśliłem. Że nie dostanę ani grosza za Script jeśli nie podpiszę warunków zwolnienia. Byłem w totalnym szoku. Potrzebowałem kilku tygodni by wyjść z domu i zacząć rozglądać się za prawnikami, którzy by mnie reprezentowali.  Zostałem bez pieniędzy. Pod koniec współpracy z Marillion zarabiałem tygodniowo około 60 funtów co było całkiem niezłą kwotą. I nagle z dnia na dzień zostałem bez niczego. Powiedziano mi, że nie dostanę nic, nim nie sfinalizujemy prawnych kwestii mojego odejścia (czyli do momentu, kiedy nie podpiszę im wszystkiego co chcieli). Zajęło mi to ok. 18 miesięcy. I do tego czasu nie dostałem ani grosza. Byłem współautorem i jednym z wykonawców Script for a Jester’s tear, a na długie miesiące zostałem bezrobotnym bez środków do życia. Pierwsze pieniądze z EMI dostałem po półtora roku od mojego odejścia. W międzyczasie musiałem zaakceptować fakt, że nazwę Marillion oni zarejestrowali na siebie. Dano mi do zrozumienia, że będzie dla mnie lepiej jeśli nie będę dochodził swoich praw, bo mnie zniszczą. Łaskawie powiedziano mi, że to w moim interesie, bo jak oni będą sprzedawać więcej płyt, to pośrednio i ja na tym zarobię. Wtedy jeszcze tak bardzo nie zdawałem sobie sprawy z tego, co dziś jest dla mnie oczywiste, że kradnąc mi nazwę zabrali szyld niczym Coca Cola czy Pepsi. Używając tej nazwy gdziekolwiek nie pojadą, cokolwiek nie zrobią zawsze sprzedadzą bilety. A ja autor tej nazwy nie mam z tego NIC.

PK: Gdy już znalazłeś się poza zespołem, to myślałeś o stworzeniu nowego zespołu?

MP: Nie. To byłaby ostatnia myśl jaka przyszłaby mi do głowy. Ostatnią rzeczą jaką kiedykolwiek, KIEDYKOLWIEK chciałem zrobić to znów zaangażować się w przemysł muzyczny. Cóż nie jestem jedyny, któremu coś takiego się przytrafiło. Takich jak ja było wielu, bo właśnie tak działa ta branża. Zajęło mi to ponad 10 lat, bym znów mógł zacząć myśleć o jakichś związkach z muzyką, muzykami i wytwórniami.

PK: A zachowałeś chociaż w domu swój zestaw perkusyjny... ot tak, by sobie pograć dla własnej przyjemności?

MP: Nie…nie, nie, nie. Zerwałem z muzyką całkowicie, definitywnie, totalnie.

PK: No to gdy ruszał Twój projekt Arena musiałeś się dużo uczyć?

MP: Eee to trochę jak z jazdą na rowerze. Może i nie będziesz jeździł na rowerze tak jakbyś mógł, gdybyś stale ćwiczył…no ale nigdy nie zapomnisz jak się jeździ. Nie musisz się uczyć jazdy od zera. Cóż rozwinąłem z czasem swą grę, mam kupę radości z grania z ludźmi z Areny i to takiej radości, jakiej nigdy nie poczułem z Marillion. Jest dużo więcej zabawy, ludzie są dużo fajniejsi. Wszędzie znajdą się palanty…oczywiście wyrzucałem ludzi z Areny. To prawda, ale generalnie jest dużo lepiej. Wszystko się zmienia na świecie i po prostu trzeba iść za tymi zmianami i robić swoje. Takie jest przecież życie, prawda?

PK: Nawet ignoranci mówią, że Twoja gra w Arenie jest dużo lepsza niż w Marillion…

MP: Jest INNA. Nauczyłem się czegoś innego i rozwinąłem swą grę.

PK: Cóż.. ja zawsze lubiłem Twój sposób grania na Script. Może i nie było w tym wirtuozerii, ale dla mnie każde Twoje uderzenie było tam na właściwym miejscu. Mnie tam się podoba. Żaden z utworów ze Scripts w wykonaniu innych perkusistów (nawet tych, których bardzo cenię) nie brzmi tak dobrze jak w wersji oryginalnej. Czasami „mniej” naprawdę znaczy „więcej”

MP: Tak…w niektórych przypadkach tak właśnie jest. Derek Dick nigdy nie potrafił tego docenić. Koniecznie chciał zmian. No i Marillion poszedł w innym kierunku, nigdy  już  nie nagrał czegoś takiego jak Script (czego ja akurat nigdy nie żałowałem, przeciwnie, gdyby mMarillion nagrywał n razy album w stylu scripts byłoby to dla mnie nudne  - osobisty komentarz PK)

Jestem dumny z tego co nagrałem na Script. Ludzie też to lubią. Milion. Do teraz Script sprzedał się w nakładzie miliona…to jednak trochę jest, prawda?

PK: No miałem okazję być na Twoim koncercie na trasie Script for a Jester’s Tour i to nawet przez chwilę na scenie jako ofiara bestii Grendel i muszę powiedzieć, że zrobiło to na mnie wielkie wrażanie. Wiesz…byłem nastolatkiem, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Recital of the Script, więc kiedy Brian (Cummins – odgrywał rolę Fisha na tej trasie przyp. PK) spojrzał na mnie z bliska przez maskę, tak, że widziałem jego oczy tuż przed sobą naprawdę miałem gęsią skórkę.

MP: Tak…ludzie naprawdę chcą tego słuchać. I to mnie bardzo cieszy. Kto wie, może jeszcze kiedyś do tego wrócimy, choć na razie zupełnie o tym nie myślę. Teraz mamy 20-lecie Areny i na tym się koncentruję. (Nim rozpoczęliśmy wywiad podzieliłem się z Mickiem ciekawym spostrzeżeniem…wywiad odbywał się w parku przed Zamkiem – dawnym pałacem cesarskim w Poznaniu, w bezpośrednim sąsiedztwie Collegium Maius poznańskiego UAM. Tam właśnie 20 lat temu po raz pierwszy słyszałem o powrocie Micka Pointera do muzyki. Był rok 1995. Rozmawiałem z Mickiem mając w zasięgu wzroku swą dawną uczelnię i w pamięci wspomnienie pierwszych dźwięków z kasety Songs From The Lions Cage).

PK: No właśnie…jedno pytanie związanie z Areną i Stevenem Rothery. Mówiłeś, że nie rozmawialiście ze sobą od 1983r., ale jednak zagrał na Waszej debiutanckiej płycie. Jak do tego doszło i czy to zmieniło cokolwiek w waszych relacjach?

MP: To nie był mój pomysł. To był pomysł Clive Nolana mojego partnera z Areny. To on stwierdził, że jeśli mamy odbić się od dna trzeba Arenę powiązać z Marillion bo ludzie będą o tym mówić. Długo o tym rozmawialiśmy. Ja naprawdę nie chciałem mieć z nimi i z nim NIC wspólnego. Ale dałem się przekonać i uznałem, że może coś w tym jest bym użył ich dla osiągnięcia jakichś własnych korzyści. Ostatecznie Steve Rothery został poproszony o to, by zagrał solo na naszym debiutanckim albumie. Po to, by ludziom uświadomić skąd wzięła się Arena, oraz to, że ja wróciłem z niebytu do muzyki. On był naprawdę szczęśliwy, że może to dla mnie zrobić. No i musiałem szczerzyć do niego zęby i rozmawiać, choć zawsze deklarowałem, że NIE CHCĘ MIEĆ Z NIMI NIC WSPÓLNEGO. Uznałem, że to konieczne dla mojej własnej kariery. Że zasługuję na to. Ale nie wpłynęło to w żaden sposób na nasze relacje. Nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego i nadal nie chcę. Z żadnym z nich.  

Czytaj na stronie: 1 | 2 | 3

 

Zdjęcia:

Grendel Grendel Van Marillo + Mick Pointer Van Marillo + Mick Pointer Van Marillo + Mick Pointer Van Marillo + Mick Pointer
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.