The Tangent powraca z trzynastym albumem
- Grupa Deep Purple zapowiada nowy album!
- Kruk w krakowskim Gwarku w tę sobotę
- Duńska Vola znów pojawi się w Polsce!
- Trylion prezentuje nowy singiel Human Shell
- 30. CASTLE PARTY 2024
- Besides i Glaston: post rockowy wieczór w krakowskim Zaścianku
- Bullet for My Valentine i Trivium na jedynym koncercie w Polsce
- Okładka i tytuł nowego albumu Leprous
- Nowa płyta Airbag w czerwcu!
- Hanging Garden udostępnia koncert "Citylight Sessions"
![SBB [obchody 50. rocznicy wydania pierwszego albumu]](/cimage/85__1709570423.jpg)
Alter Bridge + Living Colour + Like A Storm, Katowice, Spodek, 16.11.2016
Najpierw były Ursynalia i pamiętny koncert, gdy Myles i spółka jeszcze specjalnie w Polsce znani nie byli. Następnie był support przed Aerosmith podczas Impact Festival. W 2016, po piątej studyjnej płycie, doczekaliśmy się pełnoprawnego koncertu Alter Bridge w Polsce. Grupa promowała swój najnowszy album The Last Hero podczas koncertu w katowickim Spodku.
Zanim na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru mieliśmy okazję podziwiać dwa supporty z różnych, muzycznych światów. Jako pierwszy zaprezentował się nowozelandzki Like A Storm. Chłopaki zagrali półgodzinny set wypełniony mieszanką metalu, post-grunge’u i hard rocka. Cały występ opierał się przede wszystkim na formie (płachty z czaszkami, stroje wykonawców), a nie na treści. Muzycznie nie było to nic specjalnego, ale intrygujące było wykorzystanie digiridoo, czyli etnicznego instrumentu dętego aborygenów.
Żałować mogą Ci, którzy nie dotarli do Spodka na kolejny występ - nowojorskiej legendy, Living Colour. Muzycy, którzy swoje lata świetności przeżywali w poprzednim wieku, udowodnili, że są w doskonałej formie i określanie ich mianem supportu jest co najmniej krzywdzące. Od odwołanych w 2014 roku koncertów w Polsce „polowałem” na występ amerykanów w Polsce (na Przystanek Woodstock nie dotarłem) i gdy organizatorzy ogłosili, że Living Colour wystąpi przed Alter Bridge ostrzyłem sobie zęby na ich występ mnie mniej, niż na show gwiazdy wieczoru. W klimatach funky i porządnego, rockowego grania upłynęło zdecydowanie najlepsze 45 minut tego wieczoru. W ramach setu nie zabrakło klasyków, takich jak „Cult Of Personality”, czy „Glamour Boys”, ale bardzo dobrze wypadł również jeden z nowszych numerów - „Who shot ya!”. Artyści udowodnili, że nie tylko są świetnymi muzykami, ale też wciąż mają wiele do powiedzenia i mogą być istotnym głosem w debacie społecznej i politycznej. Niezwykle zaangażowany, klimatyczny występ, w moim odczuciu skradł show.
Po krótkiej przerwie na scenę wkroczył Alter Bridge, kierowany przez bardzo w Polsce lubianego Mylesa Kennedy’ego. Wiele się zmieniło od ostatniej wizyty zespołu w Polsce. Myles dzięki współpracy ze Slashem stał się zdecydowanie bardziej rozpoznawalnym wokalistą, co pozwoliło jego macierzystej formacji trafić do znacznie większych sal koncertowych. Tym niemniej Spodek nie był wyprzedany i zarówno na płycie, jak i na sektorach zauważyć można było wolne miejsca. Sam koncert wypadł dobrze, a panowie zaprezentowali solidne, rockowe granie. Występ opierał się przede wszystkim na charyzmie Mylesa, który co chwilę wchodził w interakcję z fanami oraz na energetycznych i porywających solówkach, które serwował nam doskonały jak zawsze Mark Tremonti. Perełkami występu były przede wszystkim stadionowe, epickie numery jak na przykład „Poison In Your Veins”, „Addicted To Pain”, „Open Your Eyes”, czy zagrany na bis „Show Me A Leader”. Całość koncertu uzupełniały do tego ciekawe i dopasowane wizualizacje wyświetlane na dużym telebimie znajdującym się za artystami.
Niestety, nie wszystko się Alter Bridge udało. Najistotniejszym mankamentem koncertu była chyba setlista. Już otwierający występ „Crows on a Wire” nie porwał (średniak z nowej płyty), a ułożenie innych numerów nie sprzyjało budowaniu klimatu. Niezbyt dobrze rozłożone akcenty między wolnymi i szybkimi utworami i zbyt mało hitów, sprawiło, że publiczności trudno było wczuć się w występ. Nie pomogły też na pewno problemy techniczne – „Broken Wings” wysłuchaliśmy na jednym działającym głośniku, a dodatkowo po tym utworze zespół musiał na chwilę opuścić scenę. Drobne zarzuty można też mieć do akustyków – słabo słyszalny wokal, zbyt głośna perkusja i hałasująca gitara utrudniały odbiór występu.
Reasumując, podczas swojego pierwszego pełnoprawnego koncertu w Polsce muzycy z Alter Bridge zaprezentowali się poprawnie, ale zabrakło solidnego wyróżnika, który sprawiłby, że koncert trafiłby do kategorii „niezapomnianych”. W moim odczuciu ten dzień należał zdecydowanie do Living Colour.
Zdjęcia:
kolejne koncerty
