ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
 

koncerty

22.04.2007

(Van Der Graaf) Generator emocji i wzruszeń.

Van Der Graaf Generator, Bydgoszcz, 21 kwietnia 2007

Gdyby ktoś, powiedzmy pięc lat temu, powiedział mi "Stary, pewnego dnia bedziesz miał szansę usłyszenia na żywo, w wykonaniu Van Der Graaf Generator, połowy płyty "Pawn Hearts" ", to nazwałbym go niepoprawnym marzycielem. A wczoraj marzenie mi sie spełniło...

Wyszli punktualnie o 19, skończyli po dwóch godzinach. Między 19 a 21 działy się rzeczy dziejowe. Naprawdę. Kto nie był...ten trąba, po prostu. Zwłaszcza, jeśli darował sobie koncert VdGG "bo bez Jaxona, łeeee...". Bo to jedne z tych koncertów, na których po prostu być TRZEBA i nie ma totamto.

Zaczęli od "Lemmings". Zagrali ten numer mocniej, potężniej, z większym wykopem. W głosie Hammilla było tyle pasji i bólu... Dźwięk trochę szwankował - panowie przy konsolecie się trochę pogimnastykowac musieli, ale na szczęście szybko nagłośnienie stało się godne Filharmonii. Guy Evans mnie rozbawił kilkukrotnie gubiąc pałeczki - o dziwo nie zaszkodziło to rytmowi! Jako drugi poszedł premierowy "Lifetime" - bardzo czarowna ballada. A trzeci w kolejności był wywrzeszczany "Nutter Allert", ale to było preludium. Rozgrzewka przed właściwym koncertem niejako. Mój boże... Zagrali "Undercover Man" połączony jak zwykle ze "Scorched Earth". To jeden z tych momentów, w których życie osiąga spełnienie. Wiesz, po co było to wszystko. Tłuc się z Warszawy. A wcześniej uczyć się latami niemal na pamięć kolejnych płyt czy to Van Der Graafa czy Hammilla solo. Coś wspaniałego, wielki, wielki moment tego koncertu. Jeden z kilku, dodam.

Na uspokojenie dostaliśmy kolejny nowy numer "All That Before" oraz "Wondering" (z "World Record"). Kolejne preludium. Peter zapowiedział "Meurglys III (The Songwriter's Guild)". To była MASAKRA po prostu. To, co Hugh Banton wyczyniał ze swoim skromniutkim zestawem (elektryczne organy plus syntezator) jest po prostu nie do opisania, to była miazga, szaleństwo, odlot.

A potem Hammill siadł przy swoim Rolandzie i zagrał pierwsze nuty. I zaśpiewał.

The killer lives inside me
Yes : I can feel him move

"Man-Erg", drugi tego wieczoru utwór z "Pawn Hearts". Zagrany tak cudownie, że mam łzy w oczach, publiczność w zupełnej ciszy chłonie każdą nutę, każdy dźwięk, każde słowo... Było tak jeszcze raz, ale nie uprzedzajmy faktów. "Man-Erg" skończył się standing ovation dla zespołu, chyba nieco zaskoczonego aż tak entuzjastyczną reakcją. Skończyli zasadniczą część koncertu cudownym wykonaniem "Sleepwalkers", chyba moim ulubionym utworem w dorobku Van Der Graafa. Partie oryginalnie grane przez Jaxona wykonał na klawiszach Hugh Banton i...fajnie to wyszło. Znów owacje na stojąco, panowie kłaniają się z szerokimi uśmiechami i schodzą (Hammill pląsając) za kulisy. Wychodzą po krótkiej chwili na bis. I był to moment tak cudowny, tak magiczny, że pozostawię was już tylko z ostatnimi słowami tego utworu. Ostatnia linijkę Peter wykonał odchodząc od mikrofonu. A capella. Sala zamilkła, przez dobre kilka sekund zaległa absolutna cisza. A potem rozpętał się szał, aplauz, krzyki radości, podziekowania... Panowie Hammill, Banton i Evans ukłonili się, zeszli ze sceny i chyba naprawdę byli bardzo szczęśliwi, że przeżyli taki wieczór, z taka publicznością. Dla mnie był to wieczór niezapomniany i będę do niego wracał długo. Może nawet zawsze... A ten finałowy bis?

But now the nuptial bed is made,
the dowry has been paid,
the toothless, haggard features of Eternity
now welcome me between the sheets
to couple with her withered body--my wife. Hers forever,
hers forever,
hers forever
in still life.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.