ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 18.04 - Rzeszów
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
 

koncerty

18.07.2011

VI Night of the Prog Festival - dzień drugi, Amphitheatre Sankt Goarshausen, Loreley, 09.07.2011

VI Night of the Prog Festival - dzień drugi, Amphitheatre Sankt Goarshausen,  Loreley, 09.07.2011 Pierwszy raz wybrałem się na ten festiwal u naszych zachodnich sąsiadów i nie zawiódł on moich oczekiwań, zarówno muzycznych jak i pozamuzycznych.

Co do wrażeń pozamuzycznych to przepiękna  jest sceneria festiwalu.  Amfiteatr  usytuowany jest na skale Loreley nieopodal miasteczka Sankt Goarshausen skąd rozpościera się imponujący widok panoramy środkowego Renu.  Niemniej przyjemne jest obcowanie wśród ludzi, pochodzących z całego świata, którzy kochają tę samą muzykę, co nie zdarza mi się często.  Na tym festiwalu w zasadzie nie ma ludzi przypadkowych.  Są to osoby, które znają wykonawców i ich repertuar. Wielu przyjeżdża rokrocznie. Na dodatek szanują nasze rodzime bandy progresywne - Riverside i Indukti.  Jeśli mam znaleźć jakiś minus to ten, że dla osoby z Europy Wschodniej ceny festiwalowe są zbyt wysokie. Cena biletów nie jest jeszcze wygórowana, ale napoje i jedzenie są zdecydowanie zbyt drogie, przykładowo piwo kosztowało 4,5 €.  Standardowo przy wejściu na teren festiwalu nic do picia i jedzenia ze sobą wnieść nie można a jest środek lipca, słońce operuje do godzin wieczornych i pragnienie jest spore.        

Przechodząc do kwestii muzycznych festiwal trwał 2 dni, od popołudnia do samej nocy. Pierwszego dnia zestaw zespołów wyglądał tak:  Martigan, Sky Architect, Threshold, Eloy i Riverside. Drugiego - tak:  Haken, Vanden Plas, RPWL, IQ, Dream Theater i Anathema.  Ja wybrałem się na dzień drugi, dość chyba łatwo dostrzec dlaczego. Moim skromnym zdaniem niezbyt równo rozłożyli siły. W każdym razie, jak mówił mi Pan Marek z Progresji, którego spotkałem przed rozpoczęciem festiwalu, występ Riversidów był bardzo udany.

Pierwszym wykonawcą drugiego dnia był Haken. Zespół zagrał prawie całą debiutancką, zeszłoroczną płytę „Aquarius” i  jeden nowy numer.  Wypadł naprawdę dobrze.  Uważam, że poza Dream Theater, które było bezkonkurencyjne,  dali najlepszy koncert.  Bardzo dobra płyta,  na pewno jeden z najlepszych zeszłorocznych debiutów,  na żywo tylko zyskała. Co ciekawe, jak powiedział wokalista, był to jeden z ich pierwszych występów zagranicznych, tym bardziej więc szacunek. Trochę śmiesznie się prezentowali. Wokalista w czerwonych spodniach i butach z długim czubem, basista na bosaka, klawiszowiec robiący pozy jakby grał techno oraz podskakujący i gestykulujący perkusista. Kolejną grupą był pierwszy niemiecki zespół - Vanden Plas. Powiem szczerze, że był to najsłabszy punkt programu. Nie znam tej grupy, ale też nie mam ochoty poznawać. Mocno się męczyłem, żeby wysłuchać ich występu. Potem na scenie pojawiło się RPWL. Ich występ był OK, ale bez jakiejś rewelacji. Zabrakło trochę animuszu, większych chęci. Miewali już lepsze koncerty, także te w Polsce, pamiętam jeden taki w Progresji. Zestaw utworów też standardowy, bez żadnych zaskoczeń. Jak zwykle najśmieszniej było przy „This Is Not A Prog Song”  kiedy zagrali skrócik progrockowych szlagierów.

Następną grupą było IQ, na które, poza Dream Theater, najbardziej czekałem. Nigdy bowiem nie miałem okazji usłyszeć ich na żywo. Ten występ był jednym z wielu podczas ich rocznicowej, świętującej 30-lecie zespołu, trasy. Przede wszystkim miałem ochotę usłyszeć utwory z płyty „The Wake”, bo to mój ulubiony album. Zagrali 2 utwory z tego albumu - na początek numer tytułowy  i „Widow's Peak” gdzieś pod koniec.  Dla osób takich jak ja, które nie śledzą dokładnie ostatnich dokonań grupy, duże ułatwienie stanowił telebim nad sceną. Prezentował on podczas utworów okładki płyt. Występ nie był fenomenalnym widowiskiem, mam wrażenie, że nie jest to grupa koncertowa.

Wreszcie nadszedł czas na grupę dnia, czyli Dream Theater. Zdecydowana większość słuchaczy przejechała tu dla nich, to się czuło w rozmowach. Długo, zdecydowanie najdłużej z wszystkich, kazali na siebie czekać. Jednak po tym jak zagrali trzeba to zrozumieć, bo poziom grania był niesamowity, nieosiągalny dla pozostałych grup. LaBrie, Myung, Rudess i Petrucci mnie nie zaskoczyli, bo wiadomo, że to Mistrzowie, ale nowy perkusista Mike Mangini  jak najbardziej. Naprawdę znakomicie sobie radził w starych kawałkach a solo jakie zagrał było nadzwyczajne. Nie dziwię się, że członkowie DT wybrali go spośród wielu innych. Z reszty największe wrażenie tego dnia zrobił na mnie Rudess. Przechodził sam siebie, prawdziwy wulkan energii. Najlepsze było jak wyskoczył ze swoim keyboardem na przód sceny. O tym, że DT dali najlepszy koncert niech świadczy fakt, że jako jedyni zostali wywołani do bisowania.  A na bis zagrali „The Count of Tuscany”.

Ostatnią ekipą była Anathema. Początek mieli słaby, ale powoli się rozkręcili. Niemniej jak zwykle, może poza wersją akustyczną, ich występ na żywo wypada przeciętnie. Tego dnia wspomagała ich Lee  Douglas i dlatego wykonywali  przede wszystkim utwory z jej udziałem. Głównie były to utwory z ostatniej płyty. Dla mnie ten występ był też zbyt krótki, w końcu byli ostatni, mogli jeszcze trochę pograć. W ramach podsumowania muszę zaznaczyć, że koncert był, jak na warunki plenerowe, bardzo dobrze nagłośniony. Oświetlenie sceny po zmierzchu także było jak najbardziej poprawne. Mogę zdecydowanie polecić ten festiwal, bo i skład i poziom był naprawdę bardzo dobry. Jeżeli jednak ktoś nie ma ochoty spać na polu namiotowym to powinien znacznie wcześniej znaleźć sobie lokum w Sankt Goarshausen. Ja tego nie uczyniłem i miałem poważny problem ze znalezieniem spania. Baza noclegowa w miasteczku jest dość uboga a liczba chętnych w te dni naprawdę duża.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.