ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
 

koncerty

12.07.2012

Bruce Springsteen, Praga, Synot Tip Arena, 11.07.2012

Bruce Springsteen, Praga, Synot Tip Arena, 11.07.2012
Po wydaniu płyt Magic oraz Working on a dream i zaangażowaniu The Bossa w kampanię prezydencką Obamy wiele osób narzekało, że to już nie ten sam artysta, że grzeje się w ciepełku swojej sławy. Kogo do zmiany opinii nie przekonała jeszcze płyta Wrecking Ball, na pewno zrobiłby to pod wpływem praskiego koncertu na Synot Tip Arenie. Bruce wciąż jest klasą samą dla siebie i zaprezentował publiczności 200 minut porządnego grania..

Niestety Bruce Springsteen jest kolejną gwiazdą, która podczas swojej trasy koncertowej omija Polskę. Nie zniechęciło to jednak jego fanów z naszego kraju, którzy bardzo licznie stawili się w Pradze. Najwierniejsi fani czekali na koncert The Bossa już od 17., gdy otwarto bramy areny. Bruce pojawił się na scenie samotnie tuż po godzinie 19:20, witając publiczność po 16 latach nieobecności i intonując „The Ghost of Tom Joad”. Po tym utworze na scenie pojawił się The E Street Band złożony tego wieczoru z 15 osób i po chwili z głośników popłynęły pierwsze dźwięki „Badlands”.

Pierwsza część koncertu wypadła w perspektywie całości niestety dość słabo. Bruce powoli się rozkręcał, a technika zawodziła. Telebimy nie do końca sprawdziły się i mimo świetnej jakości technicznej (obraz „jak w HD”) obraz się zacinał. Co jednak ważniejsze, specjaliści od nagłośnienia mieli duże problemy z opanowaniem 16 osób na scenie jednocześnie i dopiero po kilku utworach udało się im uchwycić odpowiednie ustawienie poszczególnych instrumentów tak, aby uzyskać pełnię dźwięku.

W tym czasie Bruce robił swoje i pierwsza część koncertu była przeplatanką mniej znanych utworów The Bossa i utworów z ostatniej płyty Wrecking Ball, takich jak tytułowy, „We Take Care Of Our Own” czy bardzo emocjonalne „Death to My Hometown”.

Opisywanie każdego utworu z setlisty nie ma sensu, ponieważ znalazło się na niej 29 utworów, więc wypisanie ich zajęłoby sporo czasu. Jak można przewidzieć, podczas tak długiego koncertu zdarzały się utwory lepsze i gorsze. Chciałbym wspomnieć o kilku najważniejszych momentach koncertu, które wyraźnie wybijały się na tle całego prawie 3,5-godzinnego show.

Fantastycznie wypadł utwór „My City of Ruins”, w którym Bruce wspomniał o ludziach, których mu brakuje i którzy odeszli, a w pewnym momencie wykonał świetną partię wokalną w iście gospelowym stylu. Chyba ten utwór należy uznać za początek porządnego koncertu, gdyż odtąd Bruce zaczął prezentować pełnię swoich umiejętności.

Niedługo później Bruce, jak to zawsze robi, pozbierał tekturowe kartony z tytułami utworów oczekiwanych przez publiczność. Najwięcej ubawu wzbudziły kartony z utworami „I’m Sexy and I Know It” (ten karton Bruce nosił nawet w zębach) oraz „Blowin’ In the Wind”, na które Bruce zareagował „Sorry, It’s the Rother Guy…”. Jednak niektóre prośby zostały spełnione, w tym po raz pierwszy zagrany na trasie „This Hard Land”.

Podczas utworu „Working on a Highway” Bruce wziął od jednej z osób różowy talerz i zaprezentował prawdziwy kowbojski taniec, a kolejny utwór „Shackled and Drawn” pokazał, że także w soulowo-jazzującej konwencji Bruce czuje się znakomicie. Kilka utworów w folkowym stylu dopełniło szeroki wachlarz gatunkowy tego wieczoru.

Chwilę później The E street Band zaczął grać „Waitin’ on a Sunny Day”, podczas którego zapadł już zmrok nad Synot Tip Areną. Co ciekawe, fragment tego utworu zaśpiewała z Bruce’em kilkuletnia członkini polskiego fanklubu The Bossa. Zasadniczą część koncertu zakończyły utwory „The Rising” oraz „Land of Hope and Dreams”.

Bisy okazały się właściwie w całości swoistym the best of Springsteena, bo jak inaczej nazwać set, w którym pojawiają się „Born In the U.S.A”, „Thunder Road”, „Bobby Jean”, „Born to Run” czy „Dancing in the Dark” podczas którego Bruce zatańczył z kilkuletnią fanką, która już wcześniej przykuła jego uwagę stojąc na barkach swojego taty. Ważny moment nastąpił też podczas „Tenth Avenue Freeze-Out”, w którym padają słowa „And the Big Man joined the band”. W tym momencie na minutę cały zespół przestał grać, a na telebimach pojawiły się zdjęcia Clarence’a Clemons’a, który przez wiele lat był saksofonistą The E street Bandu oraz przyjacielem Bruce’a. Clarence zmarł podczas nagrywania płyty Wrecking Ball, a na trasie zastąpił go bratanek Jake Clemons. Był to chyba najbardziej emocjonujący moment koncertu, ponieważ przez tę minutę publiczność ani na moment nie przestała klaskać.

Prawie 3,5 godzinny koncert zakończyło długie wykonanie utworu Twist and Shout, rozpowszechnionego przez The Beatles. Po nim Bruce i cały zespół zostali owacyjnie pożegnani w ramach podziękowania za ten piękny wieczór.

W celu podsumowania koncertu trzeba wspomnieć o jednej rzeczy. Koncert był na pewno niesamowitym przeżyciem dla fanów Bruce’a oraz osób, które bardzo cenią jego twórczość. Jednak 3,5 godzinna dawka muzyczna, dla osób, które chciały po prostu zobaczyć muzyczną gwiazdę, mogła być wyczerpująca, tym bardziej, że niektóre utwory wypadły dość słabo. No i ważne jest to, na co zwróciła uwagę moja znajoma – tak obszerna setlista nie pozostawia poczucia niedosytu, tak miłego dla osoby obecnej na koncercie. Myślę, że niewiele osób zgromadzonych na Synot Tip Arenie po wyjściu z koncertu mogło powiedzieć „ja chcę jeszcze”. Bruce sam zresztą ze sceny pod koniec wołał „nie możemy już dłużej i wy pewnie też nie”. Ostatnim minusem koncertu jest konstrukcja setlisty. Szkoda, że większość hitów Bruce’a została zgromadzona pod sam koniec koncertu. Spowodowało to mocny podział koncertu na część dla fanów oczekujących smaczków i utworów mniej znanych, oraz na część dla tych, którzy przyszli usłyszeć największe hity. Lepszym rozwiązaniem byłoby chyba jednak wymieszanie utworów mniej znanych z tymi, które znają wszyscy fani muzyka na świecie.

Na koniec warto wspomnieć moment, w którym Bruce mówił, że widział już w Pradze osoby z różnych krajów, w tym z Polski, co spotkało się z głośnymi okrzykami ze strony publiczności. Bruce powiedział: „Polska tak? Ok, do was też kiedyś dotrzemy”. Miejmy nadzieję, że nastąpi to szybciej niż za kilkanaście lat i już niedługo polscy fani także będą mieli okazję zobaczyć tę ponad trzygodzinną muzyczną epopeję, w której głównym aktorem jest The Boss – jednoosobowa historia amerykańskiej muzyki. Muzyk, który w wieku 63 lat podczas kilku godzin grania i śpiewania na żywo nie schodzi ze sceny nawet na chwilę.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.