ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 28.03 - Warszawa
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

koncerty

27.08.2012

No-Man, Kraków, Klub Studio 26.08.2012

No-Man, Kraków, Klub Studio 26.08.2012
Wczoraj w krakowskim klubie Studio po raz pierwszy wystąpił w Polsce zespół No-Man. Śmiało można rzec, że były to dwie godziny wspaniałego muzycznego misterium lub dwie godziny z poezją Tima Bownessa. Ci, którzy wczoraj zdecydowali się przyjść na koncert, będą z całą pewnością wspominać go do końca życia.

Zasadniczo No-Man to projekt Stevena Wilsona, który odpowiada w nim za część muzyczną, oraz Tima Bownessa, który czuwa nad warstwą tekstowo-wokalną. Ponadto wczoraj na scenie obu panów wspierał zespół złożony z pięciu dodatkowych muzyków: gitarzysty Michaela Bearparka, basisty Pete’a Morgana, Andy’ego Bookera, który zasiadł za zestawem perkusyjnym, grającego na klawiszach Stephena Bennetta oraz Steve’a Binghama, który to przez cały wieczór swymi skrzypcami dodawał kolorytu niemalże każdej kompozycji. Stevena Wilsona na żywo widziałem wiele razy, zresztą on sam, czy to z Porcupine Tree, Blackfield czy – jak w październiku ubiegłego roku – solo, często odwiedza nasz kraj. Jednak na żaden występ Jeżozwierzy nigdy nie czekałem z takimi emocjami, jak na wczorajszy koncert No-Man. Zresztą w moim przypadku najpierw było poznanie wczesnej twórczości duetu Bowness/Wilson, zaś potem całej reszty jakże przepastnej dyskografii Pana Bosonogiego. Poza tym do kilku (ostatnich płyt) Porcupine Tree podchodzę z małą rezerwą, natomiast jeśli chodzi o No-Man, a wcześniej No-Man Is An Island, to kocham każdą płytę, każdy utwór.

Historyczny koncert rozpoczął się kilka minut po godzinie dwudziestej, utworem „Together We're Stranger”. Zaprezentowany materiał był bardzo przekrojowy, było kultowe „Pretty Genius”, „Only Rain” czy „Days in the Trees”, którego – nie powiem – pojawienie się mnie zaskoczyło. Nie zabrakło też fantastycznego „Lighthouse” i nie obyło się bez kilku wcale przyjemnych niespodzianek. Po „Carolina Skeletons” zaprezentowano słuchaczom nowy utwór zatytułowany „Warm-up Man Forever”. Było też „Close Your Eyes” i „Back When You Were Beautiful” – oba pierwszy raz zaprezentowane na żywo. Bardzo dobrze, że dla widzów przygotowano miejsca siedzące, że nikt nie wpadł na pomysł ustawienia stalowej barierki między widownią a sceną. W Studio byłem pierwszy raz - strona zewnętrzna obiektu, jak i jego wnętrze nie rzuciły mnie na kolana. Jako że sala ma nietypowy kształt, a to samo dotyczy przestrzeni za sceną, bałem się o pomyślny odbiór tej Muzyki. Załoga stanęła jednak na wysokości zadania, bo wszystko brzmiało czysto, wyraźnie, perfekcyjnie. No i oczywiście głos Tima Bownessa, który na żywo jest jeszcze bardziej piękny i nastrojowy, aniżeli słuchany z srebrnego lub czarnego krążka. A sam Tim – miły, uśmiechnięty, czarujący...

I co by tu jeszcze dodać? Przecież żadne słowa i tak nie oddadzą nawet w jednej setnej atmosfery tego pamiętnego wieczoru. Było to z całą pewnością jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń, jakie miały miejsce w kraju nad Wisłą na przestrzeni ostatniej dekady. Także publiczność, która przyszła wczoraj posłuchać, przeżyć i pokontemplować muzykę i teksty No-Man, była w dużej mierze zdecydowanie inna od tej, jaka ostatnio zjawia się na koncertach Porcupine Tree, że o Blackfield nie wspomnę. Naprawdę cieszę się, że Steven Wilson coraz bardziej dociera ze swoją muzyką do takich ludzi, gdyż przez tyle lat ciężkiej pracy zasłużył na to. Wciąż jakoś nie mogę znieść rozwrzeszczanych nastolatek gromadzących się pod sceną, albo podchmielonych i chwiejących się panów. Wczoraj było naprawdę idealnie! I na koniec... zarówno ja, jak i pozostali słuchacze zgromadzeni w klubie, słowem – wszyscy zapewne czują niedosyt, bo raz, że te dwie godziny minęły nam zdecydowanie za szybko, a dwa – chyba taki koncert, jak ten wczorajszy, szybko się nie powtórzy. Chociaż mam nadzieję, że z tym ostatnim się bardzo mylę. Widać było, że zespołowi też się podobało, chyba nasz entuzjazm nieco go onieśmielił.

 

Wczorajsza set-lista:  Together We're Stranger / All the Blue Changes / Pretty Genius / My Revenge on Seattle / Carolina Skeletons / Warm-up Man Forever (nowy utwór) / Only Rain / Time Travel in Texas / Lighthouse / Beaten by Love / Close Your Eyes / Wherever There Is Light / Days in the Trees / Mixtaped. Bisy: Things Change / Back When You Were Beautiful.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.