ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ Ummagumma w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — Ummagumma

 
wydawnictwo: Harvest Records 1969
dystrybucja: EMI Music Poland
 
Live Album: 1. Astronomy Domine (Barrett) [08:28]
2. Careful With That Axe Eugene (Waters, Wright, Gilmour, Mason) [08:47]
3. Set The Controls For The Heart Of The Sun (Waters) [09:22]
4. A Saucerful Of Secrets (Gilmour, Waters, Wright, Mason) [12:49] Studio Album: 1. Sysyphus (Wright) [13:15] Part 1 [01:08] Part 2 [03:25] Part 3 [01:46] Part 4 [06:56]
2. Grantchester Meadows (Waters) [07:26]
3. Several Species Of Small Furry Animals Gathered Together In A Cave And Grooving With A Pict (Waters) [04:59]
4. The Narrow Way (Gilmour) [12:15] Part 1 [03:29] Part 2 [02:53] Part 3 [05:53]
5. The Grand Vizier's Garden Party (Mason) [08:45] Part 1: Entrance [00:59] Part 2: Entertainment [07:06] Part 3: Exit [00:40]
 
Całkowity czas: 86:22
skład:
Roger Waters - Bass Guitar, Vocals, Acoustic Guitar, Tape Effects; David Gilmour - Guitar, Vocals, Bass Guitar, Keyboards, Drums; Rick Wright - Keyboards; Nick Mason - Drums, Tape Effects; Lindy Mason - Flute
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,5
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Niezła płyta, można posłuchać.
,4
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,13
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,38
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,37
Arcydzieło.
,16

Łącznie 118, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
17.10.2010
(Recenzent)

Pink Floyd — Ummagumma

Wystarczy rzut oka na okładkę i już wiadomo – ta płyta normalną być nie może. I nie jest. Zresztą, widać to choćby po tytule. „Ummagumma” to dalszy ciąg floydowskiego okresu przejściowego. Okresu szalonych eksperymentów z wszystkim, co choć trochę przypomina muzykę.

Dwie płyty. Pierwsza – koncertowa. Świetny – jedyny oficjalny – dokument live Pink Floyd końca lat 60.  Jeden utwór starego lidera - „Astronomy Domine”. Jeden nowego - „Set The Controls For The Heart Of The Sun”. Dwa zespołowe - „A Saucerful Of Secrets” i „Careful With That Axe Eugene”. „Astronomy...” brzmi inaczej. Mniej tu różnych udziwnień brzmienia gitary, cały środek wypełnia sympatyczny zespołowy jam, spokojnie zdążający do wyciszenia, uspokojenia – i znów zrywający się do lotu w kosmos... Zresztą niektórzy floydolodzy twierdzą, że „Astronomy Domine” to tak naprawdę kompozycja całej czwórki, a Syd jedynie dostarczył motyw otwierający utwór. „Set The Controls...” - wiadomo, na płycie studyjnej dostaliśmy jedynie nieco ponad 5-minutowy skrót, na żywo potrafili to grać i kwadrans. Na „Ummagummie” trwa „tylko” dziewięć i pół minuty. W środku znowu zespół sobie odlatuje w swobodną improwizację, zwłaszcza jeden z panów – Wrightowi zabrali wibrafon, na którym grał w studyjnej wersji, to sobie poimprowizował na organach. „A Saucerful Of Secrets” brzmi bardzo podobnie do wersji studyjnej; zmieniony jest finał, zamiast podniosłego organowego zakończenia jest dynamicznie i rockowo, a chóry melotronowe zastępuje David. Rozczarowuje natomiast „Careful With That Axe Eugene”. Wiadomo – esencją tej spokojnie rozwijającej się kompozycji jest pojawiający się nagle w środku wrzask Watersa. Tylko że... Przedobrzyli. Pamiętamy skecz o niemieckich turystach z „Hotelu Zacisze”? Rozbrajał, bo był niesamowity kontrast między zachowaniem zwykłych Niemców i popisami Cleese'a. Tak samo działała studyjna wersja „Careful...”: łagodny początek, powoli rozwijająca się nastrojowa kompozycja i – nagle pojawiający się, wtopiony w muzykę wrzask zaskakiwał i intrygował. Tu nie dość, że Watersa wyeksponowano nad miarę, to jeszcze Roger piszczy jak gwałcona koza. Zamiast zaskakiwać – nuży i męczy.

Druga płyta jest studyjna, powiedzmy, że zespołowa. Ponoć głównym sprawcą był Rick Wright: marzyło się panu klawiszowcowi napisanie poematu symfonicznego i zaczął kompanom wiercić dziurę w brzuchu, żeby zostawili mu na płycie połowę strony do własnej dyspozycji. W końcu stanęło na tym, że każdy z panów dostał po pół strony, na którą mógł nagrać, co tylko do głowy mu przyszło, pod warunkiem, że zrobi to bez pomocy kolegów z zespołu.

Bez żartów – akurat Rickowi udało się zaintrygować. „Sysyphus” to czteroczęściowa kompozycja oparta głównie na brzmieniach instrumentów klawiszowych: fortepian, organy, melotron, do tego perkusja. Nie brakuje tu typowo symfonicznych rozwiązań, takich choćby jak przekształcenia motywów, kontrasty – jak w części finałowej: długi, łagodny, pastoralny melotronowy pejzaż zostaje efektownie przełamany wejściem organów, następuje dramatyczna sekcja z kakofonicznymi odjazdami – a potem podniosła, majestatyczna repryza tematu, od którego zaczynała się część pierwsza. Całość wypada zaskakująco i ciekawie; podobnie za dwa lata inny Rick W. zaadaptuje na instrumenty klawiszowe fragment jednej z symfonii Brahmsa.

Ale na płycie studyjnej najważniejszym nagraniem jest „The Narrow Way” Gilmoura. I nie chodzi tylko o to, że wreszcie, trochę na siłę (jako jedyny z całej czwórki nie chciał podzielenia płyty studyjnej na cztery części, ale koledzy go przegłosowali), zadebiutował jako kompozytor (miniaturkę z „More” należy raczej traktować w kategoriach żartu), ani że pokazał się jako stachanowiec-multiinstrumentalista (oprócz gitar, nagrał też gitarę basową, perkusję, organy, melotron – finałowa część nie jest wykonywana przez cały zespół, jak w niektórych źródłach można przeczytać). Te paręnaście minut to bardzo ciekawe studium okresu przejściowego Pink Floyd w pigułce. Ładna, subtelna melodia gitarowa z pierwszej części w drugim fragmencie wpada w kakofoniczne spiętrzenia dźwięków, eksperymenty z brzmieniem (m.in. partia organów odtworzona od tyłu), przedziwne efekty sonorystyczne, hałas na granicy słuchalności... A w części trzeciej mamy nagle piękną zapowiedź klasycznego Pink Floyd: łagodnie płynąca melodia, piękne frazowanie i czyste brzmienie gitary zwłaszcza w kulminacyjnej solówce, bez odjazdów, hałasów, eksperymentalnych dźwięków, sprzężeń, z charakterystycznymi, wybrzmiewającymi dźwiękami, jakie staną się znakiem rozpoznawczym Gilmoura. Jeszcze chyba nieświadomie David postawił tu drogowskaz, wyznaczył brzmienie, jakie już wkrótce stanie się kanonicznym brzmieniem zespołu. Gilmour nie lubił tego utworu, narzekał zwłaszcza na problemy z napisaniem tekstu (zwrócił się nawet z prośbą o pomoc do Rogera, Waters jednak odmówił) – ale i na tym polu dał przecież popis: wymęczony przez niego tekst swobodnie układa się w piękną pieśń nadziei.

A skoro o Rogerze mowa: jako jedyny popełnił dwa utwory. Jeden – to kolejny dowód, że Waters jest świetnym balladzistą: urocza ballada „Grantchester Meadows” to kolejny przykład jak zrobić w muzyce bardzo wiele bardzo prostymi środkami. To trochę taka kuzynka „Cirrus Minor”: zamiast partii organów jest gitara akustyczna, do tego wypełniające tło odgłosy: płynąca woda, śpiew ptaków... Perełka! Jakby dla kontrastu Roger Waters popełnił do tego utwór o najdłuższym tytule w całym repertuarze zespołu (patrz tracklista - i w całym repertuarze najbardziej zwariowany: przeróżne dziwne wycia, klaskanie, hipnotycznie powtarzany rytm, do tego sam kompozytor wykrzykuje tekst po... szkocku. Płytę zamyka część Nicka Masona, w sumie najmniej interesująca z całego zestawu: przeróżne perkusyjne wariacje obudowane ładną partią fletu w wykonaniu żony Nicka.

Płyta live – to ciekawy dokument, który ma jedną wadę: ¾ tego zestawu w skończenie doskonałych, ostatecznych, perfekcyjnych wersjach pojawi się za parę lat na słynnym koncercie w Pompejach. Natomiast płyta studyjna to szalony, wielobarwny eksperyment, chwilami niewiele mający wspólnego z muzyką (poza częścią Davida nie mający wiele wspólnego z rockiem na pewno), chwilami męczący, częściej – intrygujący. Warto posłuchać tej płyty. Choćby po to, by wyrobić sobie na jej temat własne zdanie.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.