ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Seven Impale ─ City of The Sun w serwisie ArtRock.pl

Seven Impale — City of The Sun

 
wydawnictwo: Karisma Records 2014
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Oh, My Gravity! (10:08)
2. Windshears (6:44)
3. Eschaton Horo (8:46)
4. Extraction (6:48)
5. God Left Us for a Black-Dressed Woman (14:41)
 
Całkowity czas: 47:07
skład:
- Stian Økland / vocals, guitars; - Fredrik Mekki Widerøe / drums; - Benjamin Mekki Widerøe / sax; - Tormod Fosso / bass; - Erlend Vottvik Olsen / guitar; - Håkon Vinje / keyboards
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 4, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
15.02.2015
(Recenzent)

Seven Impale — City of The Sun

Rozpoczynające płytę pierdzące saksofony z miejsca zniechęciły mnie do poznania reszty. Ale se mogłem – Naczelny kazali zrecenzować, to musiałem dosłuchać do końca. Czy się opłacało? To trzeba przeczytać tekst poniżej, bo z oceny powyżej wiele się nie dowie.

 

 Zresztą nie tylko te saksofony mnie zniechęciły. Już od razu, po pierwszych dźwiękach zorientowałem się, że mam do czynienia z kolejnym zespołem grającym „pod” Crimsonów 1973-74. Nosz ileż można? Przecież debiut Anekdoten to 1993 rok! Przez ten czas można było wymyślić coś nowego, albo chociaż coś to stare poprzerabiać co nieco. I nawet powiem, że jest to naśladownictwo naśladownictwa, bo to jest takie Crimson „through the eyes of Anekdoten”. Ale dalej są wykonawcy, którzy trzymają się wiernie tej koncepcji, jak pijany płotu, a przecież nawet na początku lat dziewięćdziesiątych trzeba było jej bronić. Jak to pisałem przy okazji trzeciej płyty Gosta Berlings Saga – taki owczy pęd. Dobrze, jednak  cała masa zespołów opiera się na schematach muzycznych wypracowanych dziesiątki lat temu. Zgadza się – tylko są schematy i schematy. Trafiłem ostatnio na kilka zespołów grających wesołego hard-rocka modo eighties. Schematyczne? Jak diabli. Kręci? Jak najbardziej. Bo takie granie to pewien wzorzec, który bardzo ciężko zmodyfikować i bardzo ciężko wyjść poza jego ramy, żeby się nie przedobrzyć i się nie wywrócić. Pewnych rzeczy nie da rady zrobić inaczej – gacie zawsze wkłada się pod spodnie, a nie odwrotnie. A gdyby nawet, to głupio potem wygląda. Natomiast takie granie, jakie prezentuje Seven Impale ( i cały batalion podobnych grup) wcale nie wymaga tak ścisłego trzymania się konwencji, tu jest naprawdę dużo miejsca na własne pomysły.

 

Z drugiej strony na „City of The Sun” jest sporo naprawdę porządnej muzyki, tak od momentu, kiedy   się już kończy to pierdzenie na saksofonach i wreszcie zaczyna grać cały zespół, czyli tak mniej więcej od trzeciej minuty „Oh, My Gravity!”. Dalej słucha się tego ze sporą przyjemnością. „Mamy dobre pomysły i nie zawahamy się ich użyć” –  cały ten krążek też tak można podsumować, bo mimo braku oryginalności, muzycy w ramach konwencji poruszają się bardzo sprawnie i doskonale wiedzą, jak coś takiego ma wyglądać, żeby było dobre. Gdzie zwolnić, gdzie przyspieszyć, gdzie przykopać, gdzie przylirycznić. A finał „God Left Us for a Black-Dressed Woman” – potęga! Do tego od całkowitego popadnięcia w schematyzm broni też Seven Impale delikatna, ale dość wyraźna więź z Discipline. Niektóre nuty brzmią podobnie, podobnie też śpiewają wokaliści – mniej chodzi tu o sam głos, ale bardziej o sposób śpiewania. A grupa Parmentera ze swojego epigonizmu potrafiła zrobić cnotę, montując dzieło absolutne – album „Unfolded Like Staircase”. Co prawda akurat to Seven Impale raczej nie grozi.

 

Mam mieszane uczucia. Na pewno płyta na półkę, co w przypadku współczesnych produkcji prog-rockowych jest raczej wyjątkiem, niż regułą, ale nie widzę ich przyszłości w zbyt jasnych barwach. Następna płyta jeszcze może wyjść, jednak jeśli nie zaczną się rozglądać bystro wokoło, szukając inspiracji szerzej, nie tylko w karmazynowych okolicach, to tak od trzeciej płyty zaczną zjadać własny ogon.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.