ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Lunatic Soul ─ Lunatic Soul w serwisie ArtRock.pl

Lunatic Soul — Lunatic Soul

 
wydawnictwo: Mystic 2008
 
1. Prebirth [1:10]
2. The New Beginning [4:50]
3. Out On A Limb 5:27]
4. Summerland [5:00]
5. Lunatic Soul [6:47]
6. Where The Darkness Is Deepest [3:57]
7. Near Life Experience [5:27]
8. Adrift [3:05]
9. The Final Truth [7:34]
10. Waiting For The Dawn [3:36]
 
Całkowity czas: 46:53
skład:
Mariusz Duda - vocals, acoustic guitar, bass, percussion, keyboards / Maciej Szelenbaum - keyboards, piano, flutes / Wawrzyniec Dramowicz - drums, percussion / Michal Lapaj - hammond organ / Maciej Meller - e-bow
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,7
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Niezła płyta, można posłuchać.
,6
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,28
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,57
Arcydzieło.
,124

Łącznie 232, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
10.10.2008
(Recenzent)

Lunatic Soul — Lunatic Soul

Pisząc o płytach uznanych artystów, którzy zyskali popularność dzięki wysokim notowaniom macierzystych formacji, nie sposób uciec od kilku prawd, komentarzy i pytań, które zawsze przy tego typu wydawnictwach się pojawiają. Pierwszą rzeczą jest fakt, iż rzadko się zdarza, aby płyta taka stała się jakimś kamieniem milowym w dziejach muzyki popularnej. Oczywiście wyjątki się zdarzają, nie czarujmy się jednak, iż często fani, czy krytycy, traktują całe zamieszanie w kategorii „projektu pobocznego”, swoistego odprysku. Niektórym złośliwcom, kiełbi się jeszcze przy tej okazji w głowie zarzut, jakoby artysta chciał wyciągnąć dodatkowo parę groszy od wielbicieli zespołu, z którym od lat nagrywa. Cokolwiek by nie napisać, prawdą jest, iż taka płyta staje się zazwyczaj dla wykonawcy, możliwością na nagranie tego, na co zbyt wąska formuła grupy mu nie pozwala. Szansą na wypowiedzenie własnego, muzycznego „ja”. 

I jak to się ma do naszego bohatera, Mariusza Dudy – wokalisty i basisty warszawskiego Riverside? Wymieniona powyżej ostatnia kwestia pasuje jak ulał. Sam muzyk zresztą tego nie ukrywał w pojawiających się to tu, to tam, wypowiedziach. O skoku na kasę nie wypada nawet w tym wypadku pisać. Riverside, choć popularność zdobyło znaczną, do mainstreamowych kapel z pewnością nie należy – tym bardziej, wydaje mi się, że płyta Lunatic Soul ma z założenia trafić do koneserów, dla których artysta nie jest anonimowy. Chociaż… Album z pewnością pojawia się nieprzypadkowo. Riverside zamknął pewien bardzo ważny etap w swoim rozwoju i łapie oddech, co pozwala Dudzie na zrealizowanie dawno obmyślonego przedsięwzięcia.

Zabierajmy się za muzykę i odnieśmy się przy tej okazji do ostatniego z poruszonych we wstępie wątków. Czy „Lunatic Soul” jest płytą, która przewróci do góry nogami „światek muzyki z ambicjami”? Z pewnością nie, ale pewnie i nie o to chodziło sprawcy tego projektu. Swoistą skromność muzyka zauważymy, gdy tylko spojrzymy na listę zaproszonych do Lunatic Soul artystów. Znane nazwiska z równie uznanych już formacji (Riverside, Quidam, Indukti) mają prawo nieco „osłabić” blask głównej postaci krążka. To że wśród dziesięciu kompozycji, cztery są praktycznie instrumentalami, a bas – koronny instrument Dudy – choć słychać go doskonale i wyraziście, stanowi jednak tło dla wielu intrygujących dźwięków, świadczy o dalekim od egocentryzmu myśleniu muzyka. 

Rozprawmy się jeszcze z jednym „obowiązkowym” w takich sytuacjach tematem czyli… Lunatic Soul a Riverside. Tematem, który pewnie najbardziej interesuje fanów a… niekoniecznie samego wykonawcę. Cóż, jest inaczej. Bo takie było założenie. Założenie, które udało się zrealizować. Oczywiście od Riverside nie da się uciec. Charakterystyczny głos Dudy silnie determinuje spore fragmenty, które przez to wprowadzają nas na muzyczne ścieżki wydeptane przez kwartet. Poza tym, w istocie druga część „The Final Truth” mogłaby zagościć na regularnym albumie macierzystej grupy muzyka od zaraz a w „Adrift” możemy znaleźć dalekie echa „Acronym Love”. Tak naprawdę jednak, mamy tu do czynienia z muzyką zdecydowanie bardziej wyciszoną, stonowaną, jeszcze bardziej klimatyczną i nastrojową. Gdyby szukać odniesień do któregoś z krążków Riverside, najbliżej „Lunatic Soul” byłoby chyba do epki „Voices In My Head”. I to raczej tylko ze względu na klimat. Smaczkiem płyty jest fakt, iż nie ma na niej ani krzty elektrycznej gitary (!!!), która wszak rządzi na albumach twórców „REM”. 

Trzy kwadranse poruszającej, przemyślanej w każdym szczególe muzyki. Zacznę może od jej najbardziej „nośnych” momentów. Tytułowy „Lunatic Soul” z dźwiękami kalimby i niesamowicie piękną melodią, nieodparcie nawiązuje moim zdaniem do znakomitego „Again” grupy Archive. Jego rozbudowany finał z zadziornym, emocjonalnym wokalem, podkreślonym dodatkowo organami Hammonda, kieruje tę kompozycję w stronę wielkiego dzieła Brytyjczyków. Wspomniany „The Final Truth” ma tak wzniosłą, patetyczną końcówkę, wprowadzoną marszowym rytmem, że praktycznie po niej nic się już na tej płycie nie powinno zdarzyć. Ciekawie skonstruowanym utworem jest „Out On A Limb” ze znajdującą się w drugiej jego części transową linią basu, przerwaną ludzkim płaczem. Powracający i mocno uderzający po tym wyciszeniu basowy motyw nabiera jeszcze większej złowieszczości. Zaskakuje „Near Life Experience”. Z początku wydaje się li tylko popisem lidera, grającego ciekawą figurę basową, z czasem nabiera charakteru wręcz jazzowego, wzmocnionego dźwiękami pianina Szelenbauma. Smaczku kompozycji dodaje pojawiająca się w tle harmonijka rodem z… westernowej muzyki Ennio Morricone. W takich utworach jak „The New Beginning” czy kończącym całość „Waiting For The Down” silnie orientalne partie fletu i plemiennie brzmiące instrumenty perkusyjne (w pierwszym z nich) przywołują z kolei „Passion” Petera Gabriela. W wielu mrocznych momentach czuć ducha Dead Can Dance („When The Darkness Is Deepest”). 

Ta niewątpliwie ilustracyjna muzyka, nie może jednak zaistnieć w głowie odbiorcy bez warstwy literackiej. Ba, myślę, że jest ona równie ważna jak sama muzyka, wszak album jest konceptem na temat śmierci. Konceptem ujętym momentami w dosłowny sposób, gdy w „Summerland” Duda śpiewa o czarnej procesji w deszczu i pięknym, lśniącym karawanie, czy w bardziej przenośny, gdy wraz z autorem wędrujemy przez zaświaty ocierając się o rozczarowanie z powodu niedokończonych ziemskich spraw bądź o zwykły ludzki strach („Lunatic Soul”). 

To udany debiut. Z całym swoim instrumentalnym i aranżacyjnym bogactwem stawia frontmana Riverside po stronie tych, którym wędrówka własną, muzyczną drogą z pewnością się uda. Chociaż… jak mawiał Heidegger: „w życiu wszystko jest możliwe, tylko nic nie jest pewne, pewna jest tylko… śmierć”.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.