ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jackson, Michael ─ Dangerous w serwisie ArtRock.pl

Jackson, Michael — Dangerous

 
wydawnictwo: Epic Records 1991
 
1. Jam [5:39]
2. Why You Wanna Trip on Me [5:25]
3. In the Closet [6:32]
4. She Drives Me Wild [3:41]
5. Remember the Time [4:00]
6. Can’t Let Her Get Away [5:00]
7. Heal the World [6:25]
8. Black or White [4:16]
9. Who Is It [6:34]
10. Give In to Me [5:29]
11. Will You Be There [7:39]
12. Keep the Faith [5:57]
13. Gone Too Soon [3:24]
14. Dangerous [7:00]
 
Całkowity czas: 76:58
skład:
Michael Jackson – solo and background vocals, vocal arrangement, soprano voice, rhythm arrangement / Heavy D – rap performance (1) / Rene Moore - keyboards / Bruce Swedien – keyboards, drums, percussion / Brad Buxer – keyboards, keyboard performance and programming, drums, percussion / Teddy Riley – keyboards, synthesizers, drums, guitar, rhythm arrangement, synthesizer arrangement / Rhett Lawrence – synthesizers, synthesizer programming, drums, percussion / Michael Boddicker – synthesizers, speed sequencer, keyboard performance and programming / Brad Buxer – synthesizers, percussion, keyboard arrangement, performance and programming / Paul Jackson, Jr. – Guitar Intro (2) / Wayne Cobham – sequencing and programming / Mystery Girl - vocal duet with Michael Jackson (3) / Wrecks N’ Effect – Rap Performance / Christa Larson – ending solo vocal (7) / Ashley Farrell - Playground Girl (7) / Marty Paich – orchestra arranged and conducted (7, 13) / John Bahler – vocal and choir arrangement (7) / The John Bahler Singers – choir (7) / David Paich – keyboards, synthesizers, keyboard arrangement, performance and programming, rhythm arrangement / Steve Porcaro – synthesizers, drums, keyboard performance and programming / Bryan Loren – percussion, drums, moog / Bill Bottrell – percussion, drums, guitar, synthesizer, mellotron / Terry Jackson – bass guitar / John Barnes – keyboards / Jason Martz - keyboards / Tim Pierce – heavy metal guitar (8) / Kevin Gilbert – speed sequencer / L.T.B. – rap performance and vocal (8) / Andres McKenzie – vocal (8) / Slash – guitar (8-Intro, 10) / Louis Johnson – bass guitar / Jai Winding – keyboard performance and programming, piano, bass guitar / George del Barrio – string arrangement (9) / Endre Granat – concertmaster (9) / Larry Corbett – solo cello (9) / Linda Harmon – soprano voice (9) / Tim Pierce – guitar / Greg Phillinganes – rhythm arrangement, keyboards / Johnny Mandel – orchestra arranged and conducted (11) / Andrae and Sandra Crouch – choir arrangement (11, 12) / The Andrae Crouch Singers – choir (11, 12) / Paulinho Da Costa – percussion / Abraham Laboriel – bass guitar / David Williams – guitar / Siedah Garrett – background vocals / Shanice Wilson – background vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1474
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,12
Arcydzieło.
,4

Łącznie 1487, ocena: Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
29.08.2011
(Recenzent)

Jackson, Michael — Dangerous

Świadomość wyraża siebie poprzez tworzenie. Nasz świat to taniec twórcy. Tancerze przychodzą i odchodzą w okamgnieniu, taniec jednak trwa. Tańcząc, niejednokrotnie czuję dotyk sacrum. Czuję, że mój duch wzlatuje, stając się jednością ze wszystkim, co istnieje.
Staję się księżycem i gwiazdami. Kochankiem i kochanym. Zwycięzcą i przegranym. Panem i niewolnikiem. Pieśniarzem i pieśnią. Poznającym i poznanym. Nie przestaję tańczyć… To odwieczny taniec tworzenia. Twórca i tworzenie niepodzielnie złączają się we wszechogarniającej radości. Nie przestaję tańczyć… tańczę… i tańczę. Póki nie pozostanie jedynie… taniec.

                                                                                                    Michael Jackson *


Bodaj jak żadna inna, iście cyrkowa okładka wydanego w 1991 roku albumu Dangerous doskonale oddaje barwną i złożoną osobowość Michaela Jacksona, jak i zamieszkiwany przezeń wyobrażony co prawda, jednakowoż urzeczywistniony dzięki zdobytej fortunie i popularności świat. Fantazyjna, przeładowana detalem, pełna ociekającego złotem przepychu, z mnóstwem zagadek i ukrytych odniesień do kultury, z tajemniczo i uważnie, może trochę nieśmiało czy lękliwie wyglądającymi zza korony Króla Popu oczami… Tak, zaiste, prezentująca godną lunaparku menażerię, przesycona światłem i cieniem, kolorem, szczegółem, zawoalowanym znaczeniem, niesamowicie ikoniczna jest to okładka, jak na genialną, cokolwiek zwichrowaną i poniekąd oderwaną od szarej codzienności ikonę popkultury przystało.

Wszyscy wiedzą, że w swoim czasie Michael „Jacko” Jackson zawojował świat muzyki jak mało kto, rzucając go do swoich stóp trochę jak Napoleon Bonaparte w XIX wieku Europę. Niezmiernie utalentowany, od wczesnych lat ciężko pracował pod czujnym okiem brutalnego ojca, Josepha, na przyszły sukces, rozpoczynając karierę w rodzinnym zespole The Jackson 5, działającym później jako The Jacksons. Zespół z werwą wykonywał bezpretensjonalny repertuar, osadzony głównie w takich gatunkach, jak R&B, soul, funk i – potem – disco, odnosząc wielki sukces komercyjny, tym większy, że zespół tworzyło rodzeństwo nastoletnich czarnoskórych Amerykanów. Najzdolniejszym spośród nich był kreowany na lidera Michael, który też od początku lat siedemdziesiątych rozpoczął karierę solową, nie rezygnując jednak początkowo z członkostwa w rodzinnym zespole. Pierwsze nagrywane przezeń płyty, jak wydane w 1972 roku Got to Be There i Ben, nie odbiegały nazbyt daleko od muzyki wykonywanej przez The Jackson 5, prezentując stereotypowy repertuar rozrywkowy, cieszący się jednak sporą popularnością wśród odbiorców. Punktem zwrotnym w jego karierze okazał się udział w filmie muzycznym The Wiz, w którym wcielając się w rolę Stracha na Wróble wystąpił u boku sławnej solistki Diany Ross. Co ważniejsze, na planie musicalu poznał Quincy’ego Jonesa, kompozytora, aranżera i producenta nagrań, a także, jak już wkrótce miało okazać się, sprawcę Jacksonowego sukcesu. Pod jego to bowiem okiem młody artysta prędko przeobraził się z dziecięcej gwiazdki w świadomego twórcę i wykonawcę muzyki rozrywkowej, w ciągu kilku lat stając się niekwestionowanym King of Pop, Królem Popu.

Przełomowym w jego karierze stał się więc piąty, zachwycający spontanicznością i radością, wypełniony mocą tanecznych rytmów i sentymentalnych ballad album Off the Wall (1979), pierwszy nagrany już nie dla wytwórni Motown, lecz Epic, z jednej strony tkwiący jeszcze w muzyce popularnej lat siedemdziesiątych, z drugiej – śmiało już wyglądający w przyszłość, zwiastujący nowe oblicze popu lat osiemdziesiątych. Istotne jest to, że MJ był twórcą lub współtwórcą trzech zamieszczonych na płycie utworów, w tym otwierającego album Don’t Stop ‘Til You Get Enough. Kompozycja to o tyle ważna, że stała się promującym album singlem, który błyskawicznie wywindował się na pierwsze miejsce układanej przez magazyn Billboard listy przebojów, ponadto przyniosła młodemu artyście pierwszą w solowej karierze statuetkę Grammy, stając się dowodem na to, że oto pojawił się w świecie muzyki pop prawdziwy talent - nie jedynie śpiewający co mu podsuną wykonawca, lecz i świadom własnej wartości, obdarzony żywą wyobraźnią twórca. Piosenkę tę zobrazowano pierwszym w karierze Jacksona teledyskiem, co też nie jest bez znaczenia, zważywszy na to, że każdej kolejnej jego płycie towarzyszyła pokaźna ilość profesjonalnych wideoklipów, stanowiących wyznacznik nowych w kulturze masowej trendów i obiekt zazdrości konkurencji.

Kto myślał jednak, że sprzedane w wielomilionowym nakładzie Off the Wall zdobyło wielki sukces, ten musiał mocno zdziwić się, kiedy w 1982 roku na rynek trafił album Thriller. Bo też i Thriller to prawdziwy popowy killer, płyta, której wpływu na kulturę masową przecenić nie sposób. Kompozycje były wyrazistsze i zdecydowanie bardziej porywające niż na Off the Wall, w dużej mierze dzięki temu, że będąc mieszaniną popu, R&B, funku i soulu umiejętnie zaprawione zostały rockiem. Wystarczy posłuchać zresztą takich wgniatających w parkiet przebojów, jak Thriller, rozpoczętego zapowiadającym nową epokę w przemyśle muzycznym wyciem wilkołaka, dalej Beat It z efektowną solówką gitarową Eddiego Van Halena i Billie Jean z bardzo charakterystyczną linią basu, do których z niepowszednim podówczas rozmachem i kreatywnością wyreżyserowano wspaniałe teledyski. Dobrze pamiętam z wczesnego dzieciństwa, jak ich wizualny przekaz fascynował mnie, przesądzając obok samej muzyki o tym, że przez kilka lat Jacko był nawet ulubionym moim wykonawcą, a jego przeboje zajmowały poczesne w dziecięcym sercu miejsce obok słuchowisk w rodzaju Plastusiowego pamiętnika, Akademii Pana Kleksa i tym podobnych. Wracając jednak do rzeczy – blisko czternastominutowy wideoklip do Thriller wyznaczył nowe standardy w zilustrowywaniu przebojów filmem. Płyta cieszyła się niesłychaną popularnością, rychło stając się najlepiej sprzedającym się longplayem w dziejach muzyki. Miała taką siłę rażenia, że sam bóg jazzu, Miles Davis, na You’re Under Arrest (1985) przedstawił jedną z pochodzących z niej piosenek, Human Nature, we własnej aranżacji.

Po Thriller stało się już zupełnie oczywiste, że Jackson bynajmniej nie jest malowanym Królem Popu, albowiem i najlepsze pochodzące z płyty kompozycje, jak Beat It, Billie Jean i zaśpiewana w duecie z Paulem McCartneyem ballada The Girl is Mine były właśnie jego autorstwa. Do tego wykonując w wideoklipie do Billie Jean taniec moonwalk, rozsławił go po całym świecie jak nikt przed nim, udowadniając, że i na parkiecie nie ma sobie równych. Artysta natychmiast zdobył nieprawdopodobną sławę nie tylko w rodzimych Stanach Zjednoczonych, w których do grona jego oddanych wielbicieli zaliczał się i sam prezydent Ronald Reagan, ale i na całym świecie, w tym za Żelazną Kurtyną. Nie można pominąć faktu, że przeogromna popularność coraz silniej uderzała mu do głowy, niczym przysłowiowa woda sodowa, w ciągu następnych lat wyzwalając w nim coraz to nowe dziwactwa i fobie, przez które niektórzy obdarzyli go przydomkiem Wacko Jacko („psychol Jacko”): osobliwą fascynację egzotycznymi zwierzętami, chorobliwą chęć rozbielenia skóry połączoną z wielokrotnym poddawaniem się operacjom plastycznym czy obsesyjne poszukiwanie sposobu na przedłużenie życia, które doprowadziło go do brania codziennych kąpieli tlenowych w specjalnie skonstruowanej komorze hiperbarycznej. Wyciął też świństewko przychylnemu mu McCartney’owi, wykupując – pomimo protestów byłego beatlesa – prawa autorskie do wszystkich sygnowanych przezeń wraz z Johnem Lennonem piosenek z repertuaru The Beatles. Z perspektywy czasu trzeba jednak zauważyć, że ta bezwzględność w interesach po latach okazała się zbawcza dla nieprawdopodobnie rozrzutnego Jacksona i jego spadkobierców. Jednakowoż uprawiał działalność filantropijną, dla przykładu w 1985 roku napisał do spółki z Lionelem Richie hit We Are the World, zarejestrowany następnie przy współudziale zastępu przesławnych muzyków i wykonawców, m.in. Raya Charlesa, Boba Dylana, Paula Simona, Tiny Turner, Steviego Wondera i Bruce’a Springsteena. Dochód ze sprzedaży cieszącej się dużym zainteresowaniem płyty przeznaczono na zakup żywności dla głodujących w Afryce.

Na kolejny album studyjny fani Jacksona musieli czekać aż pięć lat. Warto było jednak, bowiem Bad, ostatnie studyjne dzieło stworzone przy współpracy z Quincy’m Jonesem, wykorzystywało najlepsze patenty z Thriller. Nadmienić można, iż podpisany pod większością utworów jako samodzielny autor MJ starał się na dobre zerwać z wizerunkiem nieśmiałego i niewinnego chłopca, przybierając pozę pewnego siebie artysty, ulicznego tancerza-zawadiaki, twardziela rozwiązującego porachunki z gangsterami za pomocą tańca. Jak mówi sam tytuł, utwory są „złe”, podobnie jak wcześniej „złe” było Thriller czy Beat It. W większości obficie czerpią one z hard rocka i hard dance’u -  chociażby zobrazowany przez Martina Scorsese numer tytułowy, dalej równie jak on niegrzeczny, a wybijany ekscytującym rytmem Smooth Criminal oraz rockowa ballada Dirty Diana. I tu jednak znajdują się spokojniejsze, wpadające w ucho „pościelówki” pierwszej wody, jak Liberian Girl  czy I Just Can’t Stop Loving You. Płycie zarzucano jednak pewną mechaniczność i bezduszność, podobnie jak przed laty uznawanemu obecnie przez wielu za szczytowe osiągnięcie Deep Purple longplayowi Machine Head. Bad nie powtórzyła przechodzącego wszelkie wyobrażenia i prognozy sukcesu poprzedniczki, niemniej sprzedała się w pokaźnym, znowuż wielomilionowym nakładzie i weszła do popowego kanonu, również za sprawą koncertowania Jacksona po całym świecie w trakcie kilkunastomiesięcznego Bad World Tour i dzięki wielu pomysłowym teledyskom, z których moją dziecięcą wyobraźnię szczególnie podniecały filmiki do Bad, do Smooth Criminal oraz do Leave Me Alone, w którym MJ podróżował po pełnym zwierząt kolorowym lunaparku wśród obrazów, zdjęć i popiersi Elizabeth Taylor, wjeżdżał w kłapiącą ludzką szczękę, a wreszcie wszystko niszczył, jawiąc się jako Guliwer w krainie Liliputów.

Wydany w 1991 roku następca Bad otrzymał podobnie groźnie brzmiący tytuł – Dangerous („niebezpieczny”). Wypełniło go czternaście różnorodnych, trwających w sumie blisko siedemdziesiąt siedem minut kompozycji, jak poprzednio napisanych albo we współpracy Jacksona z innymi artystami, albo skomponowanych przez niego samodzielnie. Ten stworzony z dużym rozmachem jego ósmy solowy album, pod którego wyborną produkcją podpisani są głównie Jacko i Teddy Riley, lecz również Bruce Swedien i Bill Bottrell, nie powstał z dnia na dzień, albowiem materiał nań nagrywano w przybliżeniu aż szesnaście miesięcy, o wiele dłużej niźli to wcześniej bywało. Imponująca była także liczba osób biorących udział w całym przedsięwzięciu. Owocem prac stał się brzmiący do dziś szalenie nowocześnie, przebogaty stylistycznie i kompozycyjnie album, uznawany przez wielu za arcydzieło popularnego podówczas gatunku new jack swing. Dangerous to istny tygiel muzyczny, nie bez śmiałości i ryzyka mieszający R&B, pop, hip-hop, funk, dance, soul, gospel, rock, a nawet muzykę klasyczną oraz hard rock i heavy metal, których wyborną próbkę dał tutaj między innymi Slash, wypożyczony ze święcącego w 1991 roku swe największe sukcesy zespołu Guns N’ Roses. Płytę wypełniają zarówno ostre, wpadające w ucho dzięki charakterystycznym beatom i częstokroć rapowanym tekstom numery, w rodzaju mocnym uderzeniem otwierającego płytę „czadowego” Jam czy następującego bezpośrednio po nim drobinę łagodniejszego Why You Wanna Trip On Me z gwałtownym gitarowym wejściem, jak i całkiem spokojne kompozycje, na przykład wzbogacone chórkami poruszające Heal the World oraz Will You Be There, ponadto utrzymane w stylu Barbry Streisand Gone Too Soon i trochę żywsze Keep the Faith, także z towarzyszeniem chórku. Pojawiają się pełne seksualnych podtekstów piosenki, takie jak In the Closet, o trochę egzotycznym, orientalnym brzmieniu, w której w śpiewie towarzyszy Jacksonowi niejaka Mystery Girl, jak potem ujawniono – Stephanie, znana z tabloidów księżna Monako. Podobna w odbiorze jest wyrazista, sięgająca również do muzyki industrialnej She Drives Me Wild czy lżejsza, przyjemnie płynąca Remember the Time. Jednym z mocniejszych punktów na płycie jest ujmujące Who Is It, w którym Jacko daje szczególny popis swoich umiejętności i możliwości wokalnych. Świetnym kawałkiem jest rozpoczęta konfliktem pokoleń, to jest awanturą ojca z synem Black or White, z porządnym gitarowym riffem, piosenka, do której nakręconym teledyskiem zajęła się amerykańska cenzura. Najlepsze gitary usłyszeć można jednak dopiero w dziesiątym na płycie Give In To Me, hardrockowej balladzie, którą traktować można jako odpowiednik rockowych Beat It i Dirty Diana z dwóch poprzednich albumów piosenkarza. Płomiennemu, przepełnionemu cierpieniem śpiewowi Jacksona, wykrzykującego z pasją miłosne żale, wspaniale akompaniuje tutaj porywające, rozciągnięte w czasie niesamowicie żarliwe gitarowe solo, nie wiem czy nie najlepsze, jakie słyszałem w wykonaniu Slasha, który przecież i pięknie grał w tylu innych numerach, że wspomnę o pochodzących z repertuaru G'n'R Civil War, Estranged, Sweet Child O’ Mine czy granym już z Velvet Revolver Slither.

Dangerous promowało aż dziewięć singli oraz liczne, zrealizowane przy dużym nakładzie środków finansowych teledyski, w których występowały znane postaci ze świata filmu, jak Eddie Murphy, aktorka i modelka Iman czy dziecięce objawienie tamtych lat, Macaulay Culkin, sportowcy, jak Earvin „Magic” Johnson, Michael Jordan i inni. Płyta odniosła duży sukces komercyjny, znajdując około trzydzieści milionów nabywców. Wynik pewnie byłby i większy, gdyby nie pierwsze pojawiające się pod adresem Jacksona oskarżenia o molestowanie seksualne pewnego chłopca, które wysunięte zostały latem 1993 roku, co zmusiło solistę do przerwania promującej płytę trasy koncertowej i zrezygnowania z wcześniejszych planów, dotyczących między innymi wydania dziesiątego singla, Dangerous.

Okryty niesławą nie poddał się jednak, doszedł do porozumienia z oskarżycielami i, chcąc ostatecznie zdementować jednoznacznie sugerujące zapędy pedofilskie plotki, poślubił – a jakże! - córkę innego muzycznego króla, Lisę Marie Presley. Małżeństwo długo nie przetrwało, zresztą nie było ostatnim w życiu Jacko, podobnie jak i oskarżenia z 1993 roku, gdyż nie zaprzestał on zapraszać na swoje kalifornijskie ranczo Neverland kolejnych gromadek dzieci. I Dangerous, chyba moja ulubiona płyta nie pierwszego i nie ostatniego pogubionego popowego artysty, nie stanowiła końca kariery Jacksona, znajdując godne następczynie w nagranej w znowuż mającej szeroki rozmach dwupłytowej, pompatycznej i wcale niezłej HIStory (1995), zilustrowanej świetnymi, do dziś robiącymi spore wrażenie teledyskami, w tym najdroższym w historii do wykonanego z Janet Jackson numeru Scream, i Invincible (2001), ostatnim albumie studyjnym solisty.

Jackson, jako właściciel i twórca wspomnianego Neverland Valley Ranch, „Nibylandii”, częstokroć nazywany był „Piotrusiem Panem”. Każdy wie, że ten wymyślony przez literata Jamesa Matthew Barriego bohater książki dla dzieci nigdy nie dorósł i doróść nie chciał. Celne to porównanie, bo choć MJ był nie pozbawionym bogatej wyobraźni, w pełni ukształtowanym gwiazdorem, człowiekiem inteligentnym, wrażliwym i zdolnym, operującym jakże wspaniałym i oryginalnym, z rzadka spotykanym u dorosłego mężczyzny nader wysokim głosem, kocią miękkością ruchów i gibkością ciała godną Bruce’a Lee, to również był człekiem zatrważająco naiwnym i infantylnym, rażącym otoczenie brakiem rozsądku i instynktu samozachowawczego, zagubionym w świecie dorosłych, wystawiającym się na pośmiewisko, ekstrawagancko żyjącym, uwięzionym w dorosłym ciele dzieciuchem, ofiarą własnego, trwającego od wczesnego dzieciństwa sukcesu. Podobny przysłowiowemu człowiekowi, który spadł z księżyca, był trochę jak postać nie z tego świata, jak nie mogący odnaleźć się w nim neverman, wiecznie poszukujący swego neverland. Nieważne już jest zresztą, jaki był, ważne, co po nim pozostało: inspirująca muzyka i inspirujący taniec. Jak sam powiedział: Tancerze przychodzą i odchodzą w okamgnieniu, taniec jednak trwa.

Dziś, dwudziestego dziewiątego sierpnia 2011 roku, Michael Jackson obchodziłby pięćdziesiąte trzecie urodziny.
 

 

* Słowa te znaleźć można na drugiej stronie książeczki, dołączonej do specjalnego wydania Dangerous (Special Edition) z 2001 roku. Jest to cytat zaczerpnięty z Dancing the Dream (1992), drugiej – po Moonwalk (1988) - autorskiej książki Jacksona. Tłumaczenie własne.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.