ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Magic Pie ─ King For A Day  w serwisie ArtRock.pl

Magic Pie — King For A Day

 
wydawnictwo: Karisma Records 2015
 
1. Trick Of The Trade (6:09)
2. Introversion (12:24)
3. According To Plan (6:35)
4. Tears Gone Dry (12:14)
5. The Silent Giant (5:22)
6. King For A Day (27:29)
 
Całkowity czas: 70:13
skład:
Kim Stenberg - guitars, vocals
Eirikur Hauksson - lead vocals, guitar
Erling Henanger - keyboards, backing vocals
Eirik Hanssen - vocals, guitar
Lars Petter Holstad - bass, backing vocals
Jan Torkild Johannessen - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,1

Łącznie 11, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
07.05.2015
(Recenzent)

Magic Pie — King For A Day

Naczelny uważa pisanie recenzji na długo przed premierą płyty, czyli w momencie, gdy czytelnik jeszcze jej nie zna i nie ma możliwości skonfrontowania swoich wrażeń z odczuciami recenzenta, za pomyłkę. Cóż, coś w tym jest, jednak skoro wydawca podzielił się z nami materiałem znacznie wcześniej (w tej chwili do premiery tego krążka pozostało jeszcze ponad dwa tygodnie), a ten został już przesłuchany i co najważniejsze… robi miłe wrażenie, czemu nie skrobnąć słów paru awansem.

Przypomnijmy, że Magic Pie to norweska formacja założona w 2001 roku i mająca na swoim koncie już trzy pełnowymiarowe albumy studyjne: Motions Of Desire (2005), Circus Of Life (2007) i The Suffering Joy (2011). Jak widać, dokładnie dekadę od debiutu chwalą się nowym materiałem.

W zasadzie niewiele się u nich zmieniło, bowiem po raz kolejny oferują płytę w sam raz dla fanów klasycznego progresywnego rocka. Doprecyzujmy – takich, którzy kochają Spock’s Beard, Neala Morse’a, czy The Flower Kings. Wydaje się jednak, że tym razem wyszedł im album najbardziej dojrzały, przemyślany muzycznie i aranżacyjnie, niezbyt przegadany (choć to, jak przystało na tę szufladę, ponad 70 minut muzy i tylko… 6 utworów) i co najważniejsze, atrakcyjny melodycznie, pełen fajnych, zapamiętywalnych tematów. Słyszalne tu wyraźnie muzyczne inspiracje nie powinny dziwić z jeszcze jednego powodu. Otóż miksem i masteringiem materiału zajął się Rich Mouser, który pracował z takimi składami, jak… Spock's Beard, Transatlantic, Neal Morse, czy Dream Theater.

Co ich szczególnie wyróżnia? A choćby duża dbałość o wysoki poziom harmonicznych partii wokalnych dominujących w wielu fragmentach kompozycji. Odpowiadają za nie, nie tylko główny wokalista Eirikur Hauksson, ale także czterech instrumentalistów - Kim Stenberg, Erling Henanger, Eirik Hanssen i Lars Petter Holsta. Jednym słowem - nie śpiewa u nich tylko bębniarz Jan Torkild Johannessen!

Przyjrzyjmy się jeszcze wybranym kompozycjom. Otwierający krążek Trick Of The Trade to energetycznie zaczynający album numer ze świetnym, zwalniającym tempo kompozycji, refrenem oraz z pełnymi werwy szaleństwami przywołującymi styl szwedzkich progrockowców z A.C.T.! Introversion, pierwszy z bardziej rozbudowanych tu kawałków, to spory ukłon w stronę hard oraz blues rocka, szczególnie w pierwszej jego części. Bo potem, tak około 7 minuty, następuje uspokojenie spotęgowane z czasem pięknym gitarowym solo (przywołującym ducha The Flower Kings) i majestatycznym finałem. Kolejny According To Plan przynosi Spock’sbeardową rockową jazdę skontrastowaną z łagodnym refrenem opartym na akustycznej gitarowej formie. Tears Gone Dry ujmuje klimatycznym, prawie trzyminutowym wstępem (z nostalgiczną gitarką i ślicznym fletem), pozwalającym postawić go wśród najlepszych utworów tej płyty. Po kilku minutach utwór zgrabnie się dynamizuje nawet do tego stopnia, że dostajemy w nim… swoistą rapowankę. Najkrótszy i najbardziej zwarty, ozdobiony klawiszowym popisem The Silent Giant jest już tylko przystawką do dania głównego w postaci trwającej prawie pół godziny tytułowej suity. Przemyślanej, tradycyjnie eksplorującej wiele wątków, zbudowanej z licznych tematów opartych na różnorodnej rytmice, zalatującej to Transatlantic, to The Flower King i zawierającej wreszcie jazzowe wtręty, ale też i obowiązkowy patetyczny, pełen rozmachu finał.

Podsumowanie będzie krótkie i treściwe – to ich najlepsza płyta. Może jest odtwórczo, ale z klasą.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.