ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Spooky Tooth & Perre Henry ─ Ceremony w serwisie ArtRock.pl

Spooky Tooth & Perre Henry — Ceremony

 
wydawnictwo: Island 1970
 
"Have Mercy" – 7:52
"Jubilation" – 8:27
"Confession" – 6:53
"Prayer" – 10:52
"Offering" – 3:22
"Hosanna" – 7:37
 
Całkowity czas: 45:13
skład:
Pierre Henry – synthesizer, electronics; Gary Wright – vocals, organ, keyboards; Luther Grosvenor – guitars; Mike Harrison – vocals, keyboards; Mike Kellie – drums and percussion; Andy Leigh – bass, gitar
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,5

Łącznie 15, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
14.04.2017
(Recenzent)

Spooky Tooth & Perre Henry — Ceremony

Naczelny łaził po redakcji i się nudził. Diabli wiedzą, czego  nie szedł do domu, tylko denerwował  redaktorów samą swoja obecnością. Może dlatego, że święta się zbliżały wielkimi krokami, a on chciał się śmignąć od domowych porządków, czy innych wypieków? W pewnym momencie podszedł do mojego biurka.

  • “Spooky Tooth  & Pierre Henry – “Ceremony” – Naczelny zrobił lekko zdziwioną minę, zaglądając mi przez ramię  – A co to? Nie znam?
  • No to ma szef zaległości. Ten album to  taka rzecz z pogranicza. Spooky Tooth, zespół rockowy, wywodzący się z białego bluesa, psychodelii i który  miał  trochę wspólnego z Ten Years After, Blind Faith, albo Free, a ich przebój „Better By You, Better Than Me” trafiło na płytę Judas Priest i to bez większych przeróbek. A tu szarpnął się na coś właściwie prog-rockowego.

Zwykle grali ciekawego, ale niezbyt wyrafinowanego rocka, a  „Ceremony” to coś znacznie ambitniejszego i w dużej mierze bardzo różniącego się od reszty ich muzyki. Jak doszło do współpracy między nimi, a Pierrem Henry, francuskim kompozytorem – pionierem muzyki konkretnej, awangardowej elektroniki, starszym od nich o całe pokolenie, do tego z całkiem innego muzycznego świata? To on ich wynalazł. Pewnie na festiwalu MIDEM, na którym pod koniec lat sześćdziesiątych występowali. Zaproponował zespołowi, żeby razem coś zrobili. Podział obowiązków był taki – Gary  Wright miał skomponować odpowiednio podniosłą muzykę, jak na mszę przystało,  którą potem Henry miał po swojemu obrobić, przyozdabiając różnego rodzaju efektami dźwiękowymi. Zespół chyba nie był do końca zachwycony ostatecznym rezultatem, bo Mick Jones w wywiadach jakby się trochę tłumaczył, że nie do końca to miało być i że to ich wina, że tego wszystkiego do końca nie dopilnowali. Prawdę mówiąc nie wiem z czego się tłumaczą, ale to ich problem. W każdym razie płyta zyskała sobie bardzo pochlebne recenzje, zyskując opinię dzieła ponadczasowego. Jak się okazało nie na wyrost.

 

O ile sama muzyka przygotowana przez zespół, mimo, że stricte rockowa, miała taki sakralny charakter, to Henry postarał się, żeby go straciła. Do każdego utworu pododawał najróżniejsze efekty dźwiękowe, które zmieniały to wszystko o sto osiemdziesiąt stopni – chyba najbardziej zapadają w pamięć jęki-stęki-miauki z „Jubilation”, przechodzące potem w jakieś małpie pokrzykiwania. Czasami słychać coś, co jako żywo przypomina spuszczenie wody w kiblu. O  szumach, burczeniach  i różnych okrzykach już nie wspomnę. Nie da się ukryć, że do żadnego kościoła się to nie nadaje, chyba nawet najbardziej liberalnego. Chyba, że takiego z „The Walking Dead”. Nawet względnie spokojny „Prayer”, dzięki dodatkowej oprawie dźwiękowej, sprawia wrażenie nagrywanego w świątyni zrujnowanej w wojnie nuklearnej. Tak, jest spokojnie. Grobowo spokojnie. 

Fantastyczna płyta, chyba jedna z najlepszych tego rodzaju, a może i nawet najlepsza. Absolutne „must have” dla fana klasycznego rocka.

Jest trochę kontrowersji, co do roku wydania dzieła. Na okładce znajdziemy datę 1969, ale faktycznie płyta ukazała się w styczniu 1970 roku –  na to wskazuje numer katalogowy płyty i  co ważniejsze – notka we wkładce.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.