ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Big Big Train ─ Common Ground w serwisie ArtRock.pl

Big Big Train — Common Ground

 
wydawnictwo: English Electric Recordings 2021
 
1. The Strangest Times
2. All The Love We Can Give
3. Black With Ink
4. Dandelion Clock
5. Headwaters
6. Apollo
7. Common Ground
8. Atlantic Cable
9. Endnotes
 
skład:
David Longdon - lead vocals
Gregory Spawton - bass
Rikard Sjöblom - guitars, keyboards, vocals
Nick D'Virgilio - drums, vocal

Guests:
Carly Bryant - keyboards, vocals
Dave Foster - guitars
Clare Lindley - violin, vocals
Aidan O'Rourke - violin
Five Piece Brass Ensemble
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,1

Łącznie 5, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
01.09.2021
(Recenzent)

Big Big Train — Common Ground

Najnowszy, wydany w lipcu album brytyjskiej formacji Big Big Train jest dosyć przełomową płytą. Bo grupa nagrała ją w mocno odchudzonym składzie. Zespół opuścili po wielu latach gitarzysta Dave Gregory, klawiszowiec Danny Manners oraz skrzypaczka i wokalistka Rachel Hall. Oczywiście pozostały w nim cztery osobowości (David Longdon, Gregory Spawton, Rikard Sjöblom, Nick D'Virgilio), które wspierane przez kilku gości stworzyły kolejny warty zauważenia materiał.

Materiał stworzony w pandemicznych czasach i jak to miało miejsce w przypadku wielu innych artystów, także i na tej płycie odcisnęły one swoje piętno. Zauważyć to już można w otwierającej album kompozycji The Strangest Times. Bardzo żywej, pogodnej muzycznie, atrakcyjnej melodycznie, wręcz przebojowej, troszkę w tym przypominającej, też pomieszczony prawie na początku poprzedniej płyty, singlowy Alive. A jednak to wcale niewesoła piosenka (co sugeruje już sam tytuł) o zmieniającym się współczesnym świecie. Na swój sposób gorzko też można odebrać następny All the Love We Can Give - w zasadzie utwór o miłości, o którą jednak w dzisiejszych czasach coraz trudniej. To nieco zaskakujący numer jak na Big Big Train. Przy pierwszym kontakcie, jakiś mało finezyjny, toporny, być może przez bardzo nisko śpiewającego Longdona (wręcz nie do poznania!). Z każdym odsłuchem jednak zyskuje i pokazuje nieco inną u nich muzyczną jakość (choćby mocne, wręcz metalowe riffy w drugiej części). Generalnie jednak wielkich zmian stylistycznych tu nie ma. W dalszym ciągu to niezwykle finezyjnie oraz bogato zaaranżowany i zagrany progresywny rock w starym angielskim stylu. Z mnogością gitarowych zagrywek, Hammondowych „zawiesistości”, różnorodnej rytmiki i ładnych melodycznych partii. Ciągle czerpiący z ducha lat siedemdziesiątych i Genesisowej spuścizny, która – tu akurat – nie jest aż tak rzucająca się w uszy.

Prawdziwą perłą albumu, absolutnie dla niego reprezentatywną, jest trwający kwadrans epik Atlantic Cable. Muzycy nie byliby sobą, gdyby w warstwie tekstowej nie odnieśli się do historycznych wątków. I tak czynią tutaj, przypominając historię z 1866 roku, kiedy to na dnie Oceanu Atlantyckiego położono pierwszy kabel telegraficzny, łączący Amerykę Północną z Europą. Pod względem konstrukcyjnym to klasycznie zbudowany progresywny utwór. Z inaugurującym całość szumem oceanicznych fal i delikatnym oraz subtelnym muzycznym wstępem. Ale też z tętniącą prawdziwą feerią muzycznych barw i nastrojów wielowątkowością, w której nie ma żadnego zgrzytu, wszystko zgrabnie pasuje i płynnie przechodzi w kolejny temat. To z pewnością jedna z najlepszych ich kompozycji w ostatnich latach, do której muzycy chętnie będą wracać podczas koncertów. A gdy tylko wybrzmi zaraz po niej urokliwy i balladowy Endnotes kończący album, ma się ochotę odtworzyć go jeszcze raz. Tym bardziej że cały godzinny materiał został też dobrze zbudowany, z niewiele ponad dwuminutową, instrumentalną miniaturką Headwater, nostalgicznie wyciszającą i dającą odpoczynek gdzieś w środku płyty. Po raz kolejny mnie nie zawiedli. Stylowa rzecz.  

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.