ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Replacements, The  ─ Let It Be w serwisie ArtRock.pl

Replacements, The — Let It Be

 
wydawnictwo: Twin/Tone Records 1984
 
1. I Will Dare
2. Favorite Thing
3. We're Comin' Out
4. Tommy Gets His Tonsils Out
5. Androgynous
6. Black Diamond
7. Unsatisfied
8. Seen Your Video
9. Gary's Got A Boner
10. Sixteen Blue
11. Answering Machine
 
Całkowity czas: 33:31
skład:
Chris Mars – drums, vocals
Bob Stinson – lead guitar
Tommy Stinson – bass guitar, vocals
Paul Westerberg – lead vocals, rhythm guitar, piano, mandolin, lapsteel
Peter Buck – guitar solo on "I Will Dare"
Chan Poling – piano on "Sixteen Blue"
 
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
08.01.2022
(Gość)

Replacements, The — Let It Be

 

Z dwóch albumów pod tytułem Let It Be lepszy jest ten młodszy. Fakt, byli tacy Liverpoolczycy – ich nazwiska pominę, by nie przysparzać im zbędnej reklamy – którym zdarzało się wymyślić, napisać, zagrać, nagrać i wydać parę rzeczy genialnych, jednak akurat nie pod tym tytułem. Natomiast Minnesotczykom z The Replacements właśnie na Let It Be udało się przeskoczyć samych siebie i przejść do historii z gitarami w rękach.

Założę się o dowolną sumę w dowolnej walucie, że – może oprócz samych mieszańców owego stanu – więcej ludzi umie wskazać na mapie Kalifornię, Teksas czy Florydę niż Minnesotę. Ani nie wyróżnia się kształtem, ani rozmiarem, ani skrajnym położeniem. Nie ma tam niczego o takiej rozpoznawalności jak Golden Gate, jak Cape Canaveral, jak napis Hollywood. Dotykając się jednym bokiem z Kanadą, Minnesota leży tak daleko na północy, że zimą jest mroźniejsza niż Moskwa. A jednak nie powinna być całkiem anonimowa. Jej ślad można znaleźć w każdym polskim markecie budowlanym, gdzie na wielu taśmach, klejach i foliach stoi czerwone logo 3M, skrótowiec od Minnesota Mining and Manufacturing Company. Można też wspomnieć, że pochodzi stamtąd pewien literacki noblista, sędziwy, lecz jeszcze na chodzie; działa pod pseudonimem artystycznym Bob Dylan. Pochodził też Prince, dodajmy dla porządku. Oraz Hüsker Dü, który to zespół jeszcze nie ma recenzji na Artrocku, lecz solowy debiut jego lidera owszem. I tu jesteśmy już bardzo blisko właściwego tematu w czasie i przestrzeni. Gdyż zarówno Hüsker Dü jak i The Replacements powstali w 1979 roku, w oddzielonych tylko rzeką bliźniaczych miastach Saint Paul i Minneapolis. Podobnie debiutowali w hardcore punku, by prędko zmelodyjnieć i zająć znaczące miejsca na mapie amerykańskiego rocka alternatywnego. Znali się i poniekąd rywalizowali. I tak się składa, że jedni i drudzy swoje najlepsze albumy wydali w 1984.

Let It Be to nie jest oczywiście przypadkowa nazwa płyty. Wzięła się stąd, że gdy zdesperowani muzycy szukali tytułu – co wydaje się całkiem proste, dopóki nie trzeba tego samemu zrobić – w końcu zdecydowali się pożyczyć / ukraść (niepotrzebne skreślić) tytuł pierwszej piosenki, którą zagra radio. Zagrało tę, która zaczyna się wersem: When I find myself in times of trouble. I tak zostało. Całkiem spójnie z autoironiczną nazwą grupy, która już na afiszu miała sugerować, że niestety, prawdziwy band nie przyjechał, jesteśmy tylko my w zastępstwie. Jak się nie podoba, to wypad. Faktycznie widzowie wypadali, przynajmniej niektórzy, zwłaszcza gdy The Replacements byli jeszcze mniej trzeźwi niż zwykle i mieli trudności z trafieniem w te takie, noo, długie, cienkie, metalowe… O, struny! Tak, czasem mieli problem trafić w struny. Innym problemem z punktu widzenia ortodoksyjnej punkowej publiczności była skłonność grupy do przekornego grania coverów najmniej odpowiednich piosenek. Owi ortodoksi może i słyszeli, że punk to podejście, a nie styl, jednak najwyraźniej ich to nie przekonało. The Replacements mieli dla nich za długie włosy, za jasne ciuchy i za ładne melodie. W takim otoczeniu chłopcy z zespołu uznali, że mają to w dupie i będą grać, jak im się podoba, a nie strzec czystości gatunku. Skoro umieją pisać – zwłaszcza wokalista Paul Westerberg, stopniowo przejmujący dowodzenie – zaraźliwe piosenki, czego większość ludzi nie umie, to żal byłoby nie skorzystać. Zanim się rozpadli, nagrali z tym podejściem kilka dobrych płyt. I jedną wybitną. Właśnie tę, na której okładce siedzą na daszku.

Zainteresowanym podaję adres domu z daszkiem: 2215 Bryant Avenue S, Minneapolis, MN 55405. Dwa lata temu sprzedano go za 64.200 dolarów. Co prawda gdzieś między 1984 rokiem a teraźniejszością zniknęły strome schodki, ale reszta wygląda wielce podobnie. Oczywiście sami muzycy wyglądają zgoła inaczej. Gitarzysta Bob Stinson jest wręcz martwy od ćwierć wieku. Jego młodszy brat Tommy, wówczas nastolatek, ma się dobrze i dalej basuje, w tym przez 16 lat w Guns N’ Roses. Chris Mars zamienił perkusję na malarskie pędzle, natomiast frontman Paul Westerberg nagrywa w piwnicy i sprzedaje piosenki przez Bandcamp.

Na poprzednim albumie grupy – Hootenany z 1983 – znalazł się taki wers: Label wants a hit and we don't give a shit. I faktycznie, mainstreamowej sławy The Replacements nigdy nie osiągnęli, ani jej nie chcieli. Z pełną premedytacją sabotowali swoje szanse na bycie gwiazdami. Szacunek! A przy tym wszystkim sporo ich piosenek wpada w ucho tak, jak porządny przebój powinien. Czerpią inspiracje z tak wielu źródeł jednocześnie, że efektem jest oryginalność. To dlatego do nazwania takiej muzyki wymyślono wówczas nowy termin alternative rock. To piosenki pod wysokim napięciem, hałaśliwe i chwytliwe. Na punk mają za dużo powietrza, na pop są zbyt szorstkie, zwłaszcza że pasji dodaje im głos Westerberga, określony przez kogoś jako gardłowy skowyt nastolatka, choć ja raczej powiedziałbym, że miał wdzięczny młody tenor przyprawiony chrypką, ale wcale nie przesadną, najwyżej pół cobaina. Świetnie pasuje do albumu, który brzmi całkiem jak uczucie dojrzewania wyryte w winylu.

I Will Dare, jedyny tutejszy singiel,  w paru rankingach został najlepszą piosenką The Replacements i zupełnie się nie dziwię, nawet jeśli sam zagłosowałbym inaczej. Jego się nie zapomina. Favorite Thing ma zabójczy refren. We’re Coming Out oraz Tommy Gets His Tonsils Out zaczynają się jak punkowa rzeźnia, lecz kończą się zgoła inaczej. Androgynous jest zgoła inne już od początku, z fortepianem, szczotkami na perkusji i tekstem, który wyprzedził swoje czasy o jakieś 35 lat, a w warunkach reaganowskiego backlashu musiał unieść kilka zdziwionych amerykańskich brwi. Black Diamond to jedyna w zestawie cudza kompozycja, Kissów. Wersja skrócona i unowocześniona, co w sumie brzmi jak NWoBHM. Wolałbym własny utwór w tym miejscu, choćby wydany dopiero na remasterze odrzut Perfectly Lethal, który po lekkim dopracowaniu wpasowałby się jak ta lala. Unsatisfied zawiera duże stężenie gitary akustycznej i melancholii, stosownie do tytułu. Przy czym pozwolę sobie fachowo wtrącić, że melancholia zespołu postpunkowego to zupełnie co innego niż bezjajeczne plumkanie jakiegoś gogusia w telewizji śniadaniowej. Seen Your Video jest głównie instrumentalne. Gitarowa rozkosz. Bob Stinson w życiu nie ślizgał się po gryfie z lepszym efektem. Gary’s Got a Boner to dwuipółminutowa czadowa piosenka o erekcji. Sixteen Blue jest w najbardziej oczywisty sposób inspirowane latami sześćdziesiątymi. Wreszcie finałowe Answering Machine składa się z bardzo niewielu ścieżek, może czterech, z czego w pełnej głośności są dwie. Na jednej Stinson hałasuje na gitarze elektrycznej, a na drugiej Westerberg wkłada całe serce i płuca w wyrażenie nienawiści do automatycznej sekretarki. Mnie przekonuje. How do you say I miss you to an answering machine?

I to wszystko. Jedenaście piosenek, trzydzieści trzy minuty, żadnej pozycji na listach Billboardu w 1984, ale za to świetne miejsca na mnóstwie retrospektywnych list przez następnych czterdzieści lat, a nawet własna monografia. W sumie żadnego powodu do bycia unsatisfied – zarówno dla twórców, jak i dla słuchaczy tego innego Let It Be.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.