ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Alan Parsons Project ─ Tales of Mystery and Imagination: Edgar Allan Poe w serwisie ArtRock.pl

Alan Parsons Project — Tales of Mystery and Imagination: Edgar Allan Poe

 
wydawnictwo: Charisma Records 1976
 
"A Dream Within A Dream" [instrumental] – 3:43/ "The Raven" – 4:01 (ft. Leonard Whiting on lead vocals, Alan Parsons lead vocal through an EMI vocoder)/ "The Tell-Tale Heart" – 4:40 (ft. Arthur Brown)/ "The Cask of Amontillado" – 4:29 (ft. John Miles)/ "(The System Of) Dr. Tarr and Professor Fether" – 4:15 (ft. John Miles and Jack Harris)/ "The Fall of the House of Usher [instrumental] - 15:04 a) "Prelude" – 5:51 b) "Arrival" – 2:36 c) "Intermezzo" – 1:06 d) "Pavane" – 4:44 e) "Fall" – 1:07/ "To One in Paradise" – 4:14 (ft. Terry Sylvester on lead vocals, backing vocals by Eric Woolfson)
 
Całkowity czas: 40:46
skład:
Alan Parsons - Organ, Synthesizer, Guitar, Keyboards, Recorder, Vocals, *Producer, Engineer, Projection/ Eric Woolfson - Synthesizer, Harpsichord, Keyboards, Vocals, Vocals (bckgr), Executive Producer/ Leonard Whiting - Vocals, Narrator/ Arthur Brown - Vocals/ John Miles - Guitar, Vocals/ Jack Harris - Vocals/ Francis Monkman - Organ, Keyboards/ Kevin Peek - Guitar (Acoustic)/ Terry Sylvester - Vocals/ Laurence Juber - Guitar (Acoustic)/ Andrew Powell - Keyboards, Arranger/ David Paton - Guitar (Acoustic), Bass, Guitar, Vocals, Vocals (bckgr)/ Ian Bairnson - Guitar (Acoustic), Guitar, Guitar (Electric)/ Chris Blair - Assistant Engineer/ Peter Christopherson - Photography/ David Katz - Violin, Leader, Orchestra Contractor/ Burleigh Drummond - Drums/ English Chorale - Vocals/ Bob Howes - Choir, Chorus/ John Leach - Percussion, Vocals, Cimbalom, Kantele/ David Pack - Guitar/ Smokey Parsons - Vocals/ Joe Puerta - Bass/ Tony Richards - Assistant Engineer/ Jack Rothstein - Leader/ Daryl Runswick - Bass, String Bass/ David Snell - Harp/ The English Chorale and Played Ti - Choir, Chorus/ Stuart Tosh - Cymbals, Drums, Vocals, Tympani [Timpani]/ Tom Trefethen - Assistant Engineer/ Pat Stapley - Assistant Engineer/ Aubrey Powell - Photography/ Storm Thorgerson - Photography/ Hipgnosis - Design, Cover Art/ Sam Emerson - Photography/ Colin Elgie - Artwork, Graphic Design, Layout Design/ Billy Lyall - Piano, Drums, Glockenspiel, Keyboards, Recorder, Fender Rhodes/ Gordon Parry - Engineer/ Jane Powell - Vocals, Vocals (bckgr)/ Andrew Hurdle - Bass/ Christopher North - Keyboards
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,22
Arcydzieło.
,34

Łącznie 73, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
08.10.2009
(Recenzent)

Alan Parsons Project — Tales of Mystery and Imagination: Edgar Allan Poe

Wezwał mnie Naczelny przed swoje oblicze.
 - Opierdzielasz się kuźwa, Kapała…
 - Ja? – wyraziłem swoje najwyższe zdziwienie – W życiu! Niedawno wrzuciłem dwie recki. A wcześniej byłem na wczasach.
 - Nie o to Kapała chodzi. Chodzi o klasykę. Mamy w tym temacie poważne zaległości. A nic nie piszesz…
 - Jak to nic? Przecież ostatnio właśnie o pierwszej płycie Tubeway Army pisałem…
Naczelny popatrzył na mnie jakoś tak dziwnie  i zapytał:
 - Kapała, znasz bajkę o Tymitunie?
 - No, znam…
 - No właśnie. Nie chodzi mi o jakieś disco, tylko o klasykę branżową. Wiesz, że nawiązaliśmy współpracę z Open.fm, jako „największy polski serwis internetowy, poświęcony rockowi progresywnemu”. Czytałeś?
 - Czytałem, ale po pierwsze Tubeway Army to nie disco…
 - Po drugie odmaszerować. I masz pisać o klasyce – wszedł mi w słowo Naczelny
 - Tak jest! – Ruki po szwam i nie ma gadania. Trzeba się brać do roboty.
 
Już wcześniej chciałem napisać recenzje tego albumu. Nawet Naczelny nie musiał mnie zbytnio gonić. Niby nic prostszego. Wziąć ja z półki, wrzucić do odtwarzacza, posłuchać, przypomnieć sobie. Znam to już  przecież całe wieki. Ale zreflektowałem się – dobrze, ale JAKĄ płytę znam? Właśnie. Śmiem zaryzykować twierdzenie, że większość z nas nie zna pierwotnego “Tales of Mystery And Imagination...”, a tylko wydaje im się, że znają. Bo najczęściej znamy to co wyszło w 1987 roku jako pierwsze wydanie na CD. A to i oryginalna wersja z 1976 to jednak nieco się różnią. Nigdy jej nie  słyszałem w całości , dopóki nie kupiłem sobie dwupłytowego „Deluxe Edition”, które zawiera je obie  – czyli pierwotną z 1976 i mix z 1987 roku. Pamiętam, że przez długie lata (długie? chyba ze trzy…), była to jedyna niedostępna na CD płyta Parsonsa i jej kompaktowa premiera była bardzo oczekiwana. No i okazało się, że to jednak nie to samo, co było wcześniej na winylu. Poza tym umieszczono narrację Orsona Wellesa, która na pierwotną wersję „Opowieści niesamowitych” nie weszła (taśma z nagraniem Wellesa dotarła za późno). No ale o tych różnicach później.
 
W połowie lat siedemdziesiątych Alan Parsons był już postacią bardzo znaczną w muzycznym świecie, ale przede wszystkim jako producent i inżynier dźwięku. W pewnym momencie przestało mu to wystarczać, chciał zrobić coś na całkiem własny rachunek. W 1974 roku spotkał pianistę i autora piosenek Erica Woolfsona, który przedstawił mu swój pomysł koncept-albumu opartego na twórczości Edgara Allan Poe. Parsonsowi się to spodobało i tak powstało Alan Parsons Project. Tak, że de facto, Alan Parsons Project to był duet, który w zależności od potrzeb dobierał sobie odpowiednich ludzi. Zwykle były to całe tabuny odpowiednich ludzi. Sporo nazwisk powtarzało się z płyty na płytę – jak choćby John Miles, Ian Bairnson, Stuart Tosh, Stuart Elliot, Lenny Zakatek, Andrew Powell, David Patton, Chris Rainbow, Mel Collins - można ich uznać za stałych współpracowników, omalże członków zespołu, ale tym twardym rdzeniem APP pozostawali zawsze Woolfson i Parsons. Pierwsza sesja nagraniowa ruszyła w sierpniu 1975 roku, w studiach Abbey Road (gdzie Parsons podpisywał listę obecności, odbierał czeki z wypłatą i talony na stołówkę pracowniczą). „Drobne” pół roku później prace się zakończyły, a międzyczasie przewinęły się przez studio dziesiątki osób, które brały udział w nagraniu tego wielkiego dzieła.
 
Alan Parsons Project nie przez wszystkich uważany jest za grupę prog-rockową. Ortodoksi twierdzą, że ta progresywność jest raczej podejrzanej konduity. Faktycznie jest to dosyć lajtowy prog, na granicy ambitniejszego pop-rocka, a często tę granicę przekraczający. Właściwie u Parsonsa progresywna jest/była tylko forma, a nie treść i cała progresywność APP polegała na chętnym i częstym wykorzystaniu orkiestry w aranżacjach i przychylnemu spojrzeniu na muzykę klasyczną. Co prawda są dyskografii APP dwie suity, ale jedna to  cykl utworów połączonych tematycznie i spiętych klamrą głównego tematu, a druga ewidentnie bazuje na muzyce klasycznej. Reszta to utwory kilkuminutowe – piosenki często zaaranżowane z orkiestrowym rozmachem, lub kompozycje instrumentalne, nierzadko intrygujące, czasami również nawiązujące do klasyki. Oczywiście znajdziemy jeszcze inne wyjątki – tytułowa mini-suita z płyty „Ammonia Avenue” i  utwór tytułowy z płyty „Gaudi”.
 
W twórczości APP nigdy nie było miejsca na muzykę zbyt skomplikowaną formalnie, albo na wirtuozerskie popisy instrumentalistów. W ogóle Parsons unikał  praktycznie wszelkich środków wyrazu, które mogłoby go kojarzyć z bardziej typowymi wykonawcami prog-rockowymi – śladowe ilości utworów wielowątkowych, brak improwizacji, brak elementów jazzowych, bluesowych,  minimalne ilości większych form, rzadko kiedy utwory trwały dłużej niż 5-6 minut. I raczej nie aspirował nigdy do grona rockowych awangardzistów. Muzyka stworzona przez niego i Woolfsona miała być w miarę łatwo przyswajalna dla stosunkowo szerokiego grona słuchaczy. Natomiast siłą APP było absolutnie perfekcyjna realizacja i produkcja  nagrań, a także duet kompozytorski Woolfson-Parsons, który posiadł umiejętność pisania znakomitych piosenek.
 
Właściwie wszystko co napisałem powyżej, odnosi się do debiutanckiego albumu Alan Parson Project. Pierwsza zawiera strona utwory krótsze, kilkuminutowe, na drugiej stronie znajduje się kilkuczęściowa suita "The Fall of the House of Usher” –  jedna tych z dwóch. Właśnie ta, która mocno „wspiera” się na muzyce klasycznej, cytując fragmenty z opery "La chute de la maison Usher"  Claude’a  Debussy. W przypadku „Opowieści niesamowitych”  nie można powiedzieć, że te krótsze utwory to piosenki, nawet biorąc pod uwagę standardy APP. Akurat do tej płyty określenie prog-rock pasuje najbardziej. Dwa pierwsze utwory połączone są ze sobą nie tylko dlatego, że nie ma między nim żadnej przerwy, ale dlatego też, że z "A Dream Within A Dream" wyłania się „The Raven”.  Oba mają ten sam rytm i łączy je ten sam basowy motyw. Już w tych dwóch utworach słychać całe mistrzostwo spółki Parsons/Woolfson – ten bas na pierwszym planie, miarowo dudniący, budujący stopniowo napięcie i pojawiające się kolejne instrumenty, aż do kulminacji. Potem stopniowe zejście do samego basu i głos Parsonsa śpiewającego przez vocoder – to już jest „Kruk”, rozwijający do kolejnej wielkiej kulminacji. Krzyk „Nevermore!” zawieszony w powietrzu… Moim zdaniem, „Kruk” i „Przyśnienie w Śnie” najlepiej oddają klimat twórczości Edgara Alana Poe i  to jest mój ulubiony fragment „Opowieści niesamowitych”. Chociaż myślę, że w tej kategorii „Zagłada Domu Usherów” ma więcej zwolenników. Na pewno jest to pomnikowe dzieło Parsonsa i Woolfsona – kilkuczęściowa kompozycja, mniej więcej do połowy bardziej jest to muzyka klasyczna niż rockowa, a od połowy bardziej rockowa, fragmentami przypominająca Pink Floyd. Wydaje mi się, że całe „Opowieści Niesamowite” można nazwać dziełem pomnikowym, niezaprzeczalnym arcydziełem muzyki rockowej. Panuje zresztą powszechna opinia że jest to najlepszy album Alan Parsons Project. Nasze domowe kółko zwolenników twórczości Alana Parsonsa też się z tym zupełnie zgadza. Chociaż  osobiste preferencje mamy inne – Agnieszka najbardziej lubi „I Robot”, a ja – „Pyramid”.
 
Jak już wspomniałem obie wersje trochę się od siebie różnią. Przede wszystkim na wersji oryginalnej nie ma Orsona Wellesa, czytającego fragmenty dzieł Poego, druga sprawa, też stosunkowo łatwa do usłyszenia to sekcja rytmiczna – w nowszej wersji wyraźnie „podciągnięta” do przodu i bas bardziej wyeksponowany, bardziej „soczysty”. Inne zmiany są znacznie bardziej subtelne, choćby przesunięcie chórów w "The Cask of Amontillado" za orkiestrę, kiedy w wersji pierwotnej jedno i drugie było na tym samym planie. Orkiestra w obu miksach jest nieco inna – ta starsza brzmi bardziej dynamicznie, cieplej, ta nowsza jest bardziej przestrzenna. No i w niektórych utworach pojawiły się dodatkowe partie gitar, albo instrumentów klawiszowych (jest to dokładnie opisane we wkładce). Która wersja jest lepsza? Czy któraś w ogóle jest lepsza? Czy Parsons nie przefajnił poprawiając coś niepoprawialnego? Trudno powiedzieć. Na pewno mówione partie Wellesa dobrze wprowadzają słuchacza w klimat płyty.  "A Dream Within A Dream" i “The Raven” z takim mocno zaznaczonym basem bardziej mi się podobają od wersji z lat siedemdziesiątych. Za to orkiestrę wolę tą starszą. A Parsons na szczęście nie przefajnił.
 
Jakby nie porównywać obu wersji i zastanawiać się, która lepsza, jedna rzecz jest pewna – debiutanckie dzieło Alan Parsons Project jest najlepiej zrealizowaną płytą z muzyką rozrywkowa tamtych czasów. Żadna tak dobrze nie brzmi, na żadnej orkiestra nie brzmi tak dobrze, na żadnej nie ma tak perfekcyjnych aranżacji. I żadna tak skutecznie nie oparła się upływowi czasu. Warto się o tym przekonać.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.