Zespół o długiej nazwie z kropkami z przodu, trudnej do zapamiętania – obiło mi się coś kiedyś o uszy na ich temat, ale nie przypominam sobie muzyki, a raczej właśnie nazwę. Bo taka zakręcona. Te kropki z przodu – jednak to zapada w pamięć.
W „Teraz Rocku” napisali, że liderzy grupy dali na tym krążku upust swoim fascynacjom rockiem progresywnym. Czy ja wiem? Nie zawsze jeśli są instrumenty klawiszowe musi być prog-rock, może być disco polo. Może jakieś nawiązania są, ale ja bym się tego tak na siłę nie doszukiwał. Nie, Jankesi rocka progresywnego nie grają. To dalej indie rock, z całym swoim punkowo-nowofalowo-psychodelicznym (głównie) zapleczem.
Widzę, że „Tao of The Dead” ma wszędzie dobre recenzje, ale …And You Will… to pieszczoszki dziennikarzy, z założenia przez nich chwaleni, dobre recenzje dostają z automatu. Ponieważ nie jestem profesjonalnym pismakiem, tylko amatorem przyuczonym do zawodu, mogę mieć inne zdanie.
Album ten cierpi na podobną przypadłość, co kilka ostatnich płyt Mars Volta – muzyczne ADHD. Z tym, że „Tao of The Dead” da się wysłuchać w całości bez uczucia nadmiernego zniecierpliwienia.
Jednak wiele lepiej nie jest. Jeżeli w ciągu trzech minut przewija się trzy tematy, z których żaden nie ma szans, żeby się sensownie rozwinąć, to raczej nie mamy do czynienia z ekstra weną twórczą, tylko chaosem. Dziesięć rzeczy się zaczyna, żadna nie kończy. Widać muzycy mają w pogardzie klasyczne elementy piosenki typu zwrotka, refren, szlagwort. Czasami zdarza się, że jakiś temat potrwa nieco dłużej, to od razu zaczyna mieć to ręce i nogi, ale takich utworów jest może ze trzy. Za dużo próbowano upchnąć w zbyt krótkim czasie. Naładowano tego tyle, że pewnie trzeba było kolanem dopychać, żeby się zmieściło. Wcale nie przekonuje mnie, że to praktycznie dwa dłuższe utwory, bo sklecono je ze zbyt wielu, niezbyt pasujących do siebie fragmentów i trudno powiedzieć, żeby tworzyło to jakąś w miarę sensowną muzyczną całość. Ten „artystyczny nieład” to jednak nie moja kupka herbaty.