ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Airbag ─ The Greatest Show on Earth w serwisie ArtRock.pl

Airbag — The Greatest Show on Earth

 
wydawnictwo: Karisma Records 2013
 
1. Surveillance (Pt.1) - 02:23
2. Redemption - 07:02
3. Silence Grows - 05:54
4. Call Me Back - 11:15
5. The Greatest Show on Earth - 07:02
6. Surveillance (Pt.s 2-3) - 16:45
 
Całkowity czas: 50:21
skład:
Bjørn Riis / Guitars, Keyboards, Backing Vocals, Bass
Asle Tostrup / Vocals, Keyboards, Programming
Henrik Fossum / Drums
Jørgen Hagen / Programming, Keyboards
Anders Hovdan / Bass
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,15
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,12
Arcydzieło.
,5

Łącznie 38, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
26.02.2014
(Gość)

Airbag — The Greatest Show on Earth

Żyjemy wciąż w czasach permanentnej inwigilacji, choć wydawać by się mogło, że czasy dla niej płodne minęły już parę ładnych lat temu. Nie mam jednak na myśli zaglądania za kołnierz obywatelowi w celu ochrony jedynie słusznego systemu, a coś znacznie gorszego, co walnie się przyczynia do stępienia zmysłów, osłabienia czujności i przyzwolenia na spacer przez życie na smyczy. To domena XXI wieku, z jego cywilizacyjnym wymykającym się spod kontroli rozwojem z jednej strony, a z drugiej marketingową zachłannością i multikolorowym spectrum wyboru wszystkiego i w każdej dziedzinie oraz żerowaniem na ludzkim zagubieniu w pędzącym świecie. To wszystko woda na młyn dla wszelkiej maści akwizytorów i przewodników naszych dusz, agresywnych i pazernych jednostek czy organizacji czyhających w ukryciu na nasze potknięcia, by pod płaszczykiem niesienia pomocy prowadzić na manowce, zapewniając bez cienia wątpliwości, że tylko Oni mają patent na tak zwane dobre i szczęśliwe życie, podczas gdy my sami nie mamy o tym zielonego pojęcia, gubiąc się w poszukiwaniach tego co ma być dla nas najważniejsze w sferze ducha i ciała. You`ll get your freedom if you do just as you`re told. But you can only know right from wrong when we`ve got you by your soul. Każdy z nas chyba doświadczał indagowania, telefonów, zaczepek czy innych jeszcze form niesienia jedynie słusznych i najlepszych ofert, które odmienią nasze płytkie i jałowe egzystencje, kolorując szarzyznę codziennych problemów. Just keep calm and carry on. An unseen hand will be there when you fall. Cause we know who you are. And we know what you really need. Jedyna recepta na tego współczesnego Big Brothera wydaje się być z pozoru prosta. Zbudować wokół siebie pinkfloydowski gruby mur, zaprzyjaźnić się z samym sobą na dobre i na złe i wsłuchać się w rosnącą w nas ciszę, która znana tylko nam wykrzesa odwagę, by zbudować jedyną w swoim rodzaju drogę do samospełnienia; wszak tyle jest rodzajów szczęścia i sposobów na jego osiągnięcie, ile ludzkich istnień na tej planecie. A silence growing deep inside. Cause you` ve got nothing left to loose.

Może za bardzo skupiłem się na aspektach poza muzycznych, ale taki w pewnym sensie jest przekaz liryczny najnowszego dzieła Norwegów z grupy Airbag – The greatest show on earth. Pewnie jest on naznaczony zdecydowanie subiektywnym odbiorem piszącego te słowa, ale zgodnie z powyższą refleksją nie obchodzą mnie zanadto wiodące interpretacje… Bardziej interesujący zapewne, jak domniemywam, dla czytelnika tego tekstu jest fakt, że warstwa tekstowa tego albumu opakowana jest w nie byle jaką muzyczną obwolutę. A może jest dokładnie odwrotnie, że to werbalne przesłanie pokrywa swoim sensem muzyczną bardzo delikatną i subtelną treść. Pewnie tak jest, bo muzycy uraczyli nas kolejną porcją wysublimowanej, bardzo klimatycznej, miejscami wybitnie nostalgiczno refleksyjnej muzycznej propozycji, choć zapewne nie mającej wiele wspólnego z odkrywczą świeżością. Czuję jednak pismo nosem, że to świadomy zamysł. Nie od dzisiaj i nie począwszy od recenzowanego wydawnictwa wiadomo, że mamy do czynienia z grupą ściśle i mocno wywodzącą się i osadzoną w muzycznym floydowym mateczniku. Słychać to od początkowych dźwięków otwierającej album pierwszej części utworu Surveillance – part I, który to fragment da się usłyszeć po raz kolejny w finałowym magnum opus; wystarczy kilka akordów, by od razu odnaleźć się w swojskich klimatach. Tak naprawdę to nie trzeba do tego celu w nic się wsłuchiwać, wystarczy spojrzeć na okładkę płyty, by z miejsca skojarzyć ją z pamiętnym dziełem Brytyjczyków Wish you were here. Niemniej jednak gdy nasze uszy zaleją dźwięki kolejnego w zestawie Redemption, faktura dźwięku i sam klimat zaczynają dziwnie gęstnieć. W zasadniczą część utworu wprowadza nas aura niepokoju i spora dawka plam dźwiękowych, od których aż roi się na całej płycie. Wreszcie wchodzi jakże znajomy wokal i w towarzystwie podkładów i wstawek gitarowych oraz bardzo wyraźnie zarysowanej linii basu snuje się zwrotkowa, trzeba przyznać, niezwykle udana melodia, podtrzymana emocjonalno – ekspresyjnym refrenem. Bo też taką konstrukcję ma ten utwór, niby prostą opartą na schemacie zwrotka – refren – zwrotka - refren i oczywiście solówka, ale jest to wszystko zagrane przekonywująco, w dobrym choć odgrzewanym progresywnym stylu, pełnym bogatych aranżacji. Po nim nadchodzi Silence grow, który z powodzeniem pasowałby równie dobrze na poprzedni krążek All rights removed. I znów, na początku robi się nastrojowo, „gilmurowsko”, nie ma żadnych fajerwerków, ale za to jest gitara i całkiem przyjemny rockowy pazurek. Opisując bardziej szczegółowo kolejne trzy utwory trzeba byłoby się powtarzać. Dlatego też oszczędzę przynudzania w szczegółach choć nie mogę nie wspomnieć o jeszcze trzech dodatkowych spostrzeżeniach tyczących się właśnie owych pozostałych piosenek. Na uwagę zasługuje jeden z dwóch najdłuższych na płycie tematów, a mianowicie Call me back, w którym najbardziej spośród pozostałych utworów pierwsze skrzypce gra nastrój, tworząc najlepszy w swoim rodzaju podkład pod różnej konsystencji przemyślenia, których głębia może być uzyskana właśnie w takich warunkach, podlanych dodatkowo ciskającymi się na okienne szyby różnokształtnymi kroplami deszczu. Muzyka potrafi nieść z sobą niewyobrażalne wręcz pokłady potencji dla tych, którzy mają skłonności do refleksji, a zwłaszcza ta która daje słuchaczowi nieograniczoną przestrzeń, czasem rozmytą, z towarzyszącymi odgłosami czy nawet krótkimi chwytającymi za serce wokalizami. Druga uwaga dotyczy utworu tytułowego, gdyż chyba po raz pierwszy w karierze zespołu, ma on zadatki na prawdziwy, rasowy przebój. Nie wiem tylko, czy radiowe „wygórowane” wymogi pozwolą poznać się włodarzom tych stacji na wartości tego utworu. Byłoby szkoda zaprzepaścić tej szansy. I wreszcie krótka refleksja o ostatnim w zestawie Surveillance part 2-3, bliźniaczo podobnym do Homesick I-III. I może to, iż jest jego lustrzanym odbiciem, w szczególności w aspekcie konstrukcyjnym sprawia , że nie robi już tak oszałamiającego wrażenia jak jego starszy kolega. Choć potencjał ma w sobie wielki, to jednak nie został wzbogacony o jakieś dodatkowe elementy, które nie pozwoliłyby na potraktowanie go jako drugiej wersji tego samego, aczkolwiek pięknego utworu. Kto wie, zatem, czy podobnie nie opisałbym kolosa z poprzedniej płyty, gdyby to on był następcą Surveillance part 2-3?     

Płycie The greatest show on earth zdecydowanie bliżej do All rights removed niż do debiutu. Poza większością elementów, które dobrze już poznaliśmy na poprzednim albumie, na uwagę zwraca przede wszystkim bardziej przestrzenne brzmienie, sporo wyciszeń okraszonych klawiszowymi i gitarowymi podkładami oraz innymi muzycznymi smaczkami w postaci pojedynczych dźwięków, które pojawiają się raz by już nigdy nie powrócić. Królują jednak, jak poprzednio, partie instrumentalne i choć są rozbudowane i wciągające to jednak nie sposób nie zauważyć, że stają się w dużej mierze schematyczne, powtarzalne i do pewnego stopnia przewidywalne, co szczególnie łatwo dostrzec w najdłuższym, zamykającym płytę utworze, gdzie ekspresyjne solowe popisy na gitarze kończą się w zasadzie w ten sam sposób. Mnie jednak to osobiście nie przeszkadza i na pewno nie wpływa na całokształt oceny albumu. Jak zwykle w takich przypadkach, gdy stać zespół na nagranie swojego trzeciego krążka, pojawia się pytanie o rozwój artystyczny, czy jest już dostrzegalny, a jeśli tak to w którą stronę muzyka zmierza, a jeśli nie to pojawia się obawa o stagnację i zjadanie własnego ogona. Wydaje się, że póki co Airbag ugruntowuje swoją pozycję i potwierdza swoim ostatnim wydawnictwem w kogo się wrodził. Podtrzymanie jednak tego kierunku na kolejnym albumie może już nie wytrzymać próby czasu i przyniesie ze sobą powiew pesymistycznej bryzy. Nie można jednak też zapominać, że poza jednym kryterium oceny, odnoszącym się do dotychczasowego dorobku artysty, i w ten sposób historycznie determinującym jakość kolejnego dzieła, istnieje jeszcze inne przynajmniej w teorii, które każe skupić się wyłącznie na samej muzyce, mieszczącej się na recenzowanym w danej chwili wydawnictwie. I jeśli w ogóle ten drugi sposób jest w rzeczywistości możliwy, to paradoksalnie wyniki analiz i ocen mogą być skrajnie odmienne. Osobiście bardzo bym chciał trzymać się tego drugiego sposobu, bo z wielkim przekonaniem jestem skłonny stwierdzić, że The greatest show on earth to piękny i wspaniały album z muzyką głęboką i przenikającą do wnętrza jak arktyczny powiew chłodu, choć artystycznie jedynie dobry.

Recenzję poprzedniego albumu Airbag zakończyłem tymi o to słowami: Płyta nie jest ani oryginalna ani nowatorska. Ale jakie to ma znaczenie, gdy muzyka na niej zawarta trafia do serca, pobudza emocje, uwrażliwia na wszystko dookoła i po prostu jest piękna i się podoba? Żadne… Dzisiaj, w kontekście kolejnej płyty, również się pod nimi podpisuję.     

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.