ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 26.04 - GDAŃSK
- 27.04 - Złocieniec
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
 

wywiady

28.05.2011

Wszystko od King Crimson do Erica Claptona – wywiad z Melem Collinsem (Jakszyk Fripp Collins)

Wszystko od King Crimson do Erica Claptona – wywiad z Melem Collinsem (Jakszyk Fripp Collins)
Nie istniał chyba nigdy saksofonista bardziej rozchwytywany od Mela Collinsa w latach siedemdziesiątych. Współpraca z King Crimson, Dire Straits, The Rolling Stones, Rogerem Watersem i dziesiątkami innych artystów i zespołów mówi sama za siebie. Pomimo powodów do napuszenia Mel pozostaje osobą bardzo miłą, skromną i bardzo chętną do opowiadania ciekawych historii, o czym przekonacie się czytając ten wywiad. Serdecznie zapraszam!

ArtRock.PL: Zacznijmy od najświeższego tematu – albumu Jakszyk Fripp Collins „A Scarcity of Miracles”. Miałem okazję już go posłuchać, ale nasi czytelnicy jeszcze nie. Opowiedz zatem coś o powstaniu tego projektu.


Mel Collins: Najpierw pracowaliśmy razem z Jakko Jakszykiem od roku 2002. Jakko sfinansował projekt, który był spełnieniem jego marzeń. Przychodził zobaczyć King Crimson, kiedy miał 12 lat, a ja występowałem z zespołem. Miał to marzenie, żeby grać z ludźmi z King Crimson. Więc zebrał formację 21st Century Schizoid Band z Mikiem Gilesem, który jest chyba jego teściem… W każdym razie jest jakiś tam związek między nimi (śmiech).  W Schizoid Band graliśmy: Jakko, ja, Mike GIles, jego brat Peter Giles na basie oraz Ian McDonald – pierwszy saksofonista King Crimson. Byliśmy bardzo podekscytowani tym projektem, ponieważ był to powrót do grania naszych klasycznych utworów, które zawsze chciałem zagrać ponownie… kiedy będę już lepszym muzykiem. Wyjechaliśmy w trasę i tak się poznaliśmy. Jakko wciąż jednak marzył o pracy z Robertem (Frippem – przy. red.). Spotkaliśmy się kilka razy we trójkę i dyskutowaliśmy o nagraniu razem albumu, ale przez długi czas do tego nie doszło. Robert koncertował ze swoimi soundscape’ami, czyli dużo improwizacji, loopy  itd. Natomiast Jakko miał pomysł, żeby użyć tych prostych improwizacji do stworzenia kompozycji. Zatem wzięli je do studia i tworzyli nowe rzeczy właśnie z nich. Potem ja dołączyłem, żeby dodać swoje solówki i inne co nieco tu i tam. Tak to się z czasem kształtowało. Pochodną tego jak grałem były melodie, które również zaimprowizowałem. Znowu improwizacje! Jakiś czas później Tony Levin usłyszał o tym, co robimy i również chciał się zaangażować. Więc wysyłaliśmy mu pliki do Nowego Jorku, co oczywiście nie jest problemem w dobie Internetu. Na końcu dołączył Gavin Harrisson i tak powolutku uzbieraliśmy zespół.


ArtRock.PL: Zastanawia mnie tytuł tego albumu – „Niedobór cudów”. Żartowałem sobie, że to komentarz do obecnej sytuacji na rynku muzycznym, a ta płyta jest jak cud pośród tej pustki. Czy jest jakaś prawdziwa historia, która skrywa w sobie tajemnice tego tytułu?


Mel Collins: Musiałbyś spytać Jakko. To był jego pomysł. Wydaje mi się, że najpierw był to po prostu kawałek tekstu z jednego z utworów. To on modelował tę muzykę we właściwe utwory i pisał teksty, więc nie jestem odpowiednią osobą do odpowiadania na to pytanie.


ArtRock.PL:  Wydaje mi się, że „A Scarcity…” mogłoby być nowym albumem King Crimson. Jednak na okładce widnieje A King Crimson ProjeKct…


Mel Collins: Robert od jakiegoś czasu nie chce już robić nic z King Crimson. Często jednak zmienia zdanie, więc zobaczymy co będzie się działo w przyszłości. To nigdy nie miał być King Crimson ProjeKct, chociaż taka nazwa widnieje na okładce. To był eksperyment. Bardzo chciałem pracować znów z Robertem, gdyż nie robiliśmy nic razem przez tyle lat. Nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, oprócz fanklubu. Dlatego też projekt 21st Century Schizoid Band okazał się taki ważny. Był krokiem do zrobienia „A Scarcity…”. Kiedy w 2002 roku mieliśmy próby, Robert zadzwonił do mnie, chociaż nie rozmawialiśmy pewnie od 30 lat. Dał swe błogosławieństwo i życzył sukcesów. Nie miał do nas żalu, że będziemy grać materiał King Crimson bez niego. On i tak nie chciał tego robić. Przeprosił też za wszystkie nieprzyjemne słowa, które powiedział kiedyś, co było bardzo miłym gestem. Odnaleźliśmy siebie po latach. Powiedziałem mu, że nie chciałem być wtedy tak zależny od kogoś. Kiedy jesteś zaangażowany w coś tak bardzo, w końcu przyjdzie czas na odłożenie tego na bok. Świetnie było jednak powrócić do tej muzyki i odkryć ją na nowo. To był kolejny krok w stronę nagrania „A Scarcity…”. Jednak głównym twórcą dzieła naszego trio jest Jakko. Ja byłem tylko wisienką na torcie (śmiech).


ArtRock.PL: Czy praca z Robertem Frippem wygląda dzisiaj inaczej niż 30 lat temu?


Mel Collins: Zupełnie inaczej! Kiedy rozpoczynaliśmy w 1969 roku naszą karierą było świetnie. Później wszystko się bardzo zintensyfikowało i Robert nie był zadowolony z zespołu. Miał trochę wewnętrznych problemów, które udzielały się innym. Tak jak mówiłem teraz nie ma planów na robienie czegokolwiek z King Crimson. Możesz sobie wyobrazić jaka to intensywna praca. A jakie było twoje pytanie? (śmiech)


ArtRock.PL: (śmiech) O pracę z Robertem. W sumie już odpowiedziałeś, więc przejdźmy dalej. Krążą różne informacje o tym, co działo się w roku 1970 z King Crimson po wydaniu albumu „Lizard”. Jedna wersja głosi, że cała wasza trójka Fripp-Sinfield-Collins chciała ciągnąć KC dalej, a inna, że Fripp chciał King Crimson porzucić i właściwie pozostałeś sam zmuszony szukać muzyków…


Mel Collins: Szczerze mówiąc to nie do końca prawda. Być może znasz historię związaną z Bozem Burrellem. Był basistą. Robert nauczył go jak grać, jak trzymać rytm, jak zagrać utwory King Crimson. To był dla niego cud sam w sobie, bo Boz był tylko wokalistą. I udało mu się zaśpiewać te teksty ze skomplikowanymi melodiami i zagrać te linie basu, nie będąc wcale basistą… To było niesamowite, że ze sobą wszystko połączył. Ale podczas pierwszej trasy Robert nie był zadowolony i chciał, żeby John Wetton dołączył do zespołu. Pracowaliśmy tak ciężko, by wziąć ten zespół w trasę. Ja potrzebowałem dwóch lat od czasu rozpoczęcia pracy z Robertem do bycia w koncertującym King Crimson. Potem Fripp przychodzi do mnie i Iana Wallace’a i mówi, że chce wyrzucić Boza i przyjąć Johna. To było okropne. Od razu powiedzieliśmy: „nie, dajmy Bozowi szansę”. Robert miał wtedy wyraźną wizję zespołu. Kiedy już zadecydowaliśmy, że się rozstaniemy, była jeszcze zakontraktowana jedna trasa do zrobienia w Ameryce, która okazała się chyba naszą najlepszą. Pamiątką po niej jest album „Earthbound”. Więc to my zostawiliśmy Roberta. Poprosił mnie jednak o dołączenie do nowego składu King Crimson, ale wtedy byłem jeszcze młody, miałem wiele do zrobienia, do nauczenia się o muzyce i życiu. A byłem bardzo zdominowany przez Roberta. Bardzo go szanowałem, był zawsze 2 lata przede mną w wieku i doświadczeniu. Dlatego zrozumiałem, że jeżeli pozostanę z nim, to nie będzie dla mnie dobre. Nie mogłem być ograniczany. Jednak doceniam, że mając już prawie cały nowy zespół przyszedł tylko do mnie i zaproponował powrót.


ArtRock.PL: Może zostawmy na trochę temat Roberta Frippa i King Crimson. Jak to się stało, że zostałeś muzykiem, saksofonistą? Wiem, że Twoi rodzice byli muzykami…


Mel Collins: Tak jak mówiłeś moi rodzice byli muzykami. Ojciec grał na instrumentach dętych, a wujek na fortepianie… Więc zawsze w domu był klarnet oraz ogólnie muzyka. Mój tata uwielbiał jazz. Zaczynałem od lekcji gry na pianinie w wieku 10 lat. Później miałem gitarę, bardzo chciałem być gitarzystą. Pamiętam, że zagrałem jeden koncert w szkole. Natomiast saksofon nie był decyzją. Najpierw grałem na klarnecie i słuchałem dużo Charliego Parkera, Paula Desmonda, Stana Getza, Bobby’ego Wellinsa i wielu innych. To, że ten instrument jest w mojej krwi, stało się samo. Na tamten okres przypadała także wielka popularność The Beatles, dlatego chciałem grać w zespole rockowym. Chciałem być gwiazdą popu (śmiech). Saksofon nie jest najlepszym instrumentem do tego. I tak to się rozwijało i rozwijało.


ArtRock.PL: Tak się rozwinęło, że patrząc teraz na listę osób, z którymi grałeś nie można wyjść z podziwu. Jak myślisz co uczyniło Ciebie tak popularnym muzykiem w latach 70.?


Mel Collins: To był bardzo dobry czas dla muzyki. Dużo koncertowania i wielkich sesji. Myślę, że byłem po prostu w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Zaczęli dzwonić do mnie ludzie i pytać czy zagram solówkę tu i tam. Tak to stopniowo narastało, że zaczynałem pracować regularnie. Najpierw nagrywanie i wydawanie albumu, później trasa. Ten cykl powtarzał się wiele razy. Miałem dużo szczęścia. We wczesnych latach byłem w Dire Straits, pracowałem z Rogerem Watersem z Pink Floyd. Było naprawdę mnóstwo rzeczy plus małe zespoły. Mieliśmy taki zespół Kokomo. Grałem w nim chyba około roku 1975-ego.  Zawsze coś się działo i to było bardzo dobre.


ArtRock.PL: A czy jest coś, co uważasz za najwspanialszy moment Twojej muzycznej kariery?


Mel Collins:   Myślę, że praca nad „Slowhand” z Erikiem Claptopnem. To było wyjątkowe przeżycie. Na żywo jak i w studiu. Spędziliśmy kilka dni na nagrywaniu kilku utworów. Eric był taki zachęcający… Był fantastyczny. Na pewno jeszcze Gerry Rafferty. Myślę, że Gerry był najbardziej naturalnie muzyczną osobą, z którą pracowałem… No i oczywiście sesje z The Rolling Stones. To już inna historia. Było tego tak dużo! Teraz wydaje się jakby wszystko stało się jednocześnie, ale oczywiście tak nie było. To działo się przez około 10 lat. Było tak wiele rzeczy, które były wyjątkowe.


ArtRock.PL: A czy jest jakieś Twoje niezrealizowane marzenie o graniu z kimś?


Mel Collins: Takim trochę marzeniem było granie na żywo ze Stonesami. Mam na myśli muzyczną całość. Chciałem bardzo mieć okazję zagrania na przykład z Michaelem Breckerem. Był wielką postacią saksofonu. Natomiast wyjechanie w trasę z The Rolling Stones było moją wielką ambicją, ale nie udało się przez sytuację w studiu. Właśnie wróciłem z Francji po nagraniu solowego albumu Ricka Wrighta, spędziłem w domu trzy dni i wracałem do Paryża by wziąć udział w tworzeniu „Some Girls” Stonesów. Nagrywali go już wtedy od trzech miesięcy i pracowali całą dobę. Między Mickiem Jaggerem i Keithem Richardsem było dużo napięcia. Nie rozmawiali ze sobą. Wkroczenie z biegu do tej sytuacji było bardzo stresujące. W tym starym studiu EMI była ograniczona liczba ścieżek do wykorzystania. Zagrałem na „Miss You” i zrobiłem outro. Posłuchałem go i powiedziałem, że mogę je zagrać jeszcze lepiej. Ale usłyszałem, że jest tylko jedna ścieżka i jeżeli chcę to nagrać, to będą musieli skasować to, co do tej pory nagrałem. Oczywiście nie mogłem tego zrobić lepiej i nigdy nie zostało to wykorzystane (śmiech). Miałem tam więc tylko jedno małe solo. W tym studio, gdzie ludzie ciągle wchodzili i wychodzili, był taki stolik do kawy. I pamiętam taką sytuację, że byłem tam sam i starałem się zagrać solo swojego życia. Nagle wchodzi Keith, przechodzi przez całe studio, siada przy tym stoliku… Nie odzywa się do mnie ani słowem! Było to trochę krępujące. Mick Jagger był super, ale przez te kłótnie między nimi byłem zostawiony pośrodku i bardzo zestresowany. To nie był sprzyjający klimat, a powinien taki tam panować. Ronnie też był bardzo miły, ale ogólnie byłem rozczarowany. Wiadomo było, że nigdy nie pojadę z nimi w trasę.


ArtRock.PL: Odłóżmy muzykę na bok. Jaki jest Mel Collins od strony pozamuzycznej?


Mel Collins: Szczerze mówiąc muzyka jest dla mnie wszystkim. Mieszkam na łodzi na rzece w Anglii. To niesamowity i inny tryb życia. Systemem kanałów w Anglii jest tak rozbudowany, że można podróżować do woli, ale ja mam stałe przycumowanie. Robię też program telewizyjny w Niemczech. Zatem moją pasją jest powrót na łódkę podczas dobrej pogody i zajęcie się czymś w ogrodzie. Takie dość leniwe zajęcia po szalonym rock ‘n’ rollowym życiu (śmiech). Nie mam jakiegoś większego hobby.


ArtRock.PL: …oprócz muzyki.


Mel Collins: Tak. Zawsze tak było. Gram, mam małe studio.  Usiąść sobie w ogrodzie albo na łódce i pograć to dla mnie ważna sprawa. Teraz bardziej niż kiedykolwiek.


ArtRock.PL: A jak jest u Ciebie ze słuchaniem muzyki? Wielu muzyków mówi, że chociaż to jest ich pasja to nie mają już na to czasu.


Mel Collins: Nie słucham nowej muzyki tak wiele, jak powinienem. Nie mam czasu, ponieważ ciągle pracuję nad muzyką dla tego niemieckiego telewizyjnego show. Nie mam wiele czasu na inne rzeczy. Ale bardzo, bardzo chcę nagrać solowy album. Wiem, że to taki stereotyp. Wiesz… „kiedyś przyjdzie czas i nagram solowy album” (śmiech). Muzyka jest moją pasją, życiem. Zawsze będzie… na równi z kobietami (śmiech).


ArtRock.PL: Zatem Twój solowy album będzie kolejnym krokiem?


Mel Collins: Nie. Myślę, że nagramy coś jeszcze z Robertem i Jakko. Nie wiem jakie Robert ma plany, ale Jakko bardzo chciałby z nami jeszcze popracować. Możliwe, że wyruszymy w trasę jako duet, jeżeli Robert nie będzie chciał z nami koncertować, a myślę, że nie będzie chciał. Może uda nam się ściągnąć jeszcze Tony’ego Levina i Gavina Harrissona. Właśnie o tym rozmawiamy, to bardzo świeża sprawa. Na razie zrobiliśmy eksperyment. Chcemy zobaczyć jak ludzie przyjmą ten projekt. Mam nadzieję, że coś jeszcze zrobimy w przyszłości. Aktualnie biorę też udział w wielu specjalnych koncertach. 24 czerwca gram jeden charytatywny koncert z Erikiem Claptonem na wielkim stadionie w Barcelonie. Zbierane są pieniądze na wyposażenie szpitala dla dzieci z rakiem. Chciałbym, żeby tak dalej się moje życie toczyło. Kocham grać i cieszę się, że ciągle mogę grać (śmiech). Nawet jak kiedyś już będę na kolanach to dalej będę chciał to robić. W sumie uważam, że teraz gram o wiele lepiej niż kiedyś.


ArtRock.PL: Myślisz, że to naturalne?


Mel Collins: Szczerze… Nie ćwiczyłem tak dużo we wczesnych latach, ponieważ cały czas musiałem grać. Teraz czuję, że powinienem ćwiczyć. Nie będzie dobrze jak rzucę granie na tydzień. Nie mógłbym utrzymać mojego poziomu. Dlatego trenuję jak szalony i odkrywam, że wiele rzeczy gram lepiej i potrafię więcej. To bardzo mnie ekscytuje. Odkrywam wiele rzeczy.


ArtRock.PL: A kogo byś wymienił jako swoje największe inspiracje?


Mel Collins: Mojego ojca na pewno. Był świetnym muzykiem, ale ogólnie Charlie Parker był pierwszy. Nie gram jak on, ale bardzo dużo go słuchałem jak miałem 17, 18 lat... Stan Getz, Bobby Wellins, Paul Desmond. Odkryłem, że gram trochę jak ten ostatni. Uwielbiam jego styl. W tamtych czasach raczej nie lubiano takich ludzi, którzy graliby „hitowe” rzeczy. Keith Tippet miał taki zespół, który nazywał się Centipede. I kiedy Fripp, który współpracował wtedy z Centipede, spytał Keitha dlaczego nie zaprosi mnie do zespołu. Odpowiedział: „O nie! Nie mogę go mieć w zespole, nikt już nie gra tak jak on”. Powiedział tak, bo zagrałem kilka rzeczy na utworze Circus, które brzmiały jak Paul Desmond. Przepadł mi ten koncert, ponieważ grałem jak Paul Desmond (śmiech)! Bo nie byli zespołem popularnych ludzi. W każdym razie moją inspiracją byli wszyscy ci wielcy saksofoniści.


ArtRock.PL: Mój przyjaciel zwrócił uwagę, że na „A Scarcity of Miracles” grasz w stylu Branforda Marsalisa.


Mel Collins: Naprawdę? To wielki komplement. Nie było to moim zamierzeniem, ale wiem co on ma na myśli. Powiedziałem nawet raz Jakko, że trochę się martwię, że oskarżą mnie o kopiowanie Marsalisa. Jest kilka podobieństw, ale nie było to zamierzone.


ArtRock.PL: Życzenie na przyszłość…


Mel Collins: Żebyśmy wyjechali w trasę i aby udało mi się wydać swój solowy album. Oraz żebym grał muzykę, którą gramy teraz. Taką jak „A Scarcity of Miracles”…


[rozmawiał Roman Walczak]

 

źródło zdjęcia: facebook.com

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.